_liz

Solenoid (1)

Wersja do druku Następna część

Kilka słów: Sama nie wiem co wyjdzie z tego opowiadania, ale wątpię aby miało jakiś głębszy sens. No, ale zobaczymy... W każdym bądź razie muszę wyjaśnić, że wbrew pozorom nie będzie to opowiadanie polarkowe! Nie będzie też dreamerkowe, ani candy, ani stargazers, ani traitors, ani... mogłabym tak wymieniać i wymieniać. Po prostu nie będzie to opowiadanie o żadnej parze.
Tytuł: Wszystko przez mój profil w szkole... W biologii solenoid to czwarty etap spiralizacji chromatyny. To solenoid zaczyna tworzyć pętle. Czyli proste moje skojarzenie – zakręcone opowiadanie. Może nie opowiadanie, ale jego bohaterowie.



I

Drzwi otworzyły się z impetem a drobna blondynka wybiegła cała zapłakana. Minęła biurko i zniknęła w głębi korytarza. Tymi samymi drzwiami wyszedł po chwili młody mężczyzna. Zatrzymał się przy biurku, jego wzrok błądził po korytarzu, w którym przed chwilą znikła postać blondyneczki. Zmrużył oczy i pokręcił głową.

— Nancy przypomnij mi dlaczego ciągle się tym zajmuję?

— Bo twój ojciec tego chciał. – odpowiedziała kobieta siedząca za biurkiem, nie odrywając wzroku od papierów, nad którymi pracowała – I dlatego, że zarabiasz sporo kasy. – dodała

— Racja. – przyznał, spoglądając na nią – Przypominaj mi o tym częściej.

— Daj mi podwyżkę, a namaluję ci taki napis na ścianie – powiedziała kobieta, ledwo powstrzymując uśmieszek na swojej twarzy

— Daj mi powód, dla którego miałbym ci dać podwyżkę? – zapytał, krzyżując ramiona na klatce piersiowej

— Bo z tobą wytrzymuję Michael. – odpowiedziała – I z twoimi pacjentkami.
Mężczyzna pokręcił głową, ale uśmiechnął się. Obrócił o sto osiemdziesiąt stopni i ponownie zniknął za drzwiami, zamykając je za sobą. Nancy również się uśmiechnęła. Lubiła go i to bardzo. Może dlatego, ze różnił się od swojego ojca, a może dlatego, ze mimo wszystko w wielu sytuacjach go przypominał. Pracowała osiem lat dla jego ojca, a od dwóch lat dla Michaela. Nie narzekała. Nancy nie była typem kobiety, która szukała tylko najlżejszej pracy i ograniczała się do wypełniania kalendarza spotkań swojego pracodawcy. Ale nie była też potulną sekretarką. Wielokrotnie dochodziło do kłótni pomiędzy nią a Michaelem. I najczęściej to ona wychodziła z nich zwycięsko. Do pracy się raczej nie przywiązywała. Jej kontakty z pacjentami Michaela ograniczały się do zapisywania dat i godzin spotkań i pilnowania kolejności. Poza tym Nancy połowę ludzi, którzy tu przychodzili, uważała za popaprańców, zmęczonych i znudzonych własnym życiem. Dla niej prawdziwe problemy miały może ze dwie osoby na dwadzieścia. Wielokrotnie powtarzała to Michaelowi, ale on tylko kiwał głową, przyznawał jej rację i prosił o kawę.
* * *
Na krzesełku w korytarzu siedziała zapłakana blondynka, wycierając co chwilę nos w wymiętą chusteczkę. Nancy usiłowała się skupić na swojej pracy, ale chlipanie i jęki dziewczyny rozpraszały ją. Kobieta uniosła głowę i wbiła zimny wzrok w rozpłakaną pacjentkę. Sięgnęła dłonią po słuchawkę telefonu, wcisnęła jeden z guzików i powiedziała chłodno:

— Michael, twoja rozpłakana pacjentka czeka.

— Zaraz ją przyjmę, chwila. – usłyszała odpowiedź

— Zaraz to ja popełnię harakiri zszywkami do papieru. – odłożyła słuchawkę
Cisze przedarł kolejny jęk dziewczyny, która nie potrafiła opanować płaczu. Chlipanie zaczęło się zmieniać w wycie. Nancy zacisnęła powieki, ponownie je otworzyła i wzięła długopis do ręki, usiłując zapanować nad nerwowym drżeniem palców. Tymczasem w korytarzu pojawiła się jeszcze jedna osoba. Młoda dziewczyna zatrzymała się przy krzesełkach i obrzuciła blondynkę dziwnym spojrzeniem. Jej wzrok przeniósł się na kobietę, która wypełniała kolorowe druczki. Zero reakcji z czyjejkolwiek strony. Drobna brunetka spojrzała na drzwi do gabinetu i na nic nie czekając ruszyła w ich stronę. Dopiero kiedy jej dłoń znalazła się na klamce, Nancy zareagowała:

— Hej, gdzie pani wchodzi. Nie wolno...
Jednak ciemnowłosa dziewczyna najwyraźniej nie przejmowała się tym co jej wolno, a czego jej nie wolno. Weszła do gabinetu, powodując natychmiastowe poderwanie się z miejsca właściciela tego pomieszczenia. Mężczyzna pełen zdumienia spojrzał na nią, a potem zerknął na Nancy, która wbiegła tuż za dziewczyną.

— Wybacz Michael. – powiedziała Nancy, łapiąc dziewczynę za ramię – Mówiłam pani, że nie wolno tu wchodzić. Była pani umó...
Nie zdążyła dokończyć, bo dziewczyna wyrwała rękę z jej uścisku i zrobiła krok w stronę biurka, za którym siedział Michael. Oparła się o mebel obiema dłońmi, przekręciła głowę nieco w bok i powiedziała:

— Michael. Załatwmy to, nim twoje gestapo dostanie nerwicy. – skinęła głową w stronę Nancy

— Ale co? – zapytał, nie rozumiejąc ani jednego słowa – Kim pani jest?

— Dobra. – powiedziała dziewczyna i obróciła głowę w stronę Nancy – Odmaszerować. – rzuciła w jej stronę
Nancy spojrzała na Michaela, który przytaknął, dając jej znak, żeby wyszła. Brunetka ponownie odwróciła się w jego stronę, uśmiechnęła się, wyciągnęła jakiś papierek z kieszeni i podając go Michaelowi, powiedziała:

— Podpisz i będziemy oboje mieli to z głowy.

— Co to jest? – zapytał, sięgając po papierek

— Potrzebuję twojego zaświadczenia. Mój wykładowca stwierdził, że nie zaliczę, jeśli nie dostanę odpowiedniej opinii o moim stanie psychicznym. – przewróciła oczami i dodała – Mało zabawne... Podpisz i wszyscy będą zadowoleni.
Michael uważnie przeczytał papier, a potem zerknął na dziewczynę. Właściwie mógł to zrobić, podpisać i mieć to z głowy. Nieetyczne, ale jakoś nigdy zbytnio nie przejmował się swoją moralnością. Uważnie przyjrzał się dziewczynie. Wyglądała na całkowicie normalną. Może odrobinkę zbyt nerwową, ale na pewno jej stan psychiczny był nienaruszony. Coś jednak zmusiło jego język do wygłoszenia całkiem innej odpowiedzi na żądanie dziewczyny:

— Chętnie to podpiszę. – dziewczyna się uśmiechnęła – Kiedy już zaliczysz te przymusowe trzy tygodnie terapii.
Brunetka zmrużyła oczy. Ta odpowiedź jej się nie podobała. Jej spojrzenie uważnie studiowało każda rysę na jego twarzy, jakby usiłowała się tam doszukać oznaki głupiego żartu. Nic. Mówił poważnie. Dziewczyna cmoknęła niecierpliwie, a potem pokiwała głową. Przechyliła się w stronę Michaela.

— Zgoda. – powiedziała – To będą najdłuższe trzy tygodnie w twoim życiu.
Obróciła się na pięcie. Wyszła spokojnym krokiem, nie zamykając za sobą drzwi. Mijając biurko, za którym siedziała Nancy, rzuciła przekornie:

— Auf Wiedersehen, Frau General!
Nie obracając się za siebie, zniknęła w korytarzu. Wzrok Nancy zatrzymał się na Michaelu, który wyszedł ze swojego gabinetu i skierował w tym samym kierunku, co dziewczyna. Powiedział tylko:

— Wychodzę. Jak wrócę, to będę. – przechodząc obok zapłakanej blondynki, rzucił do niej – Tess idź do domu.

— Ale... – blondynka wstała z miejsca

— Do domu. – powiedział chłodno
* * *
Michael wszedł na salę wykładową, która właśnie opuszczali studenci. Jego wzrok odnalazł na samym krańcu sali profesora. Michael nigdy by nie przypuszczał, że tak teraz może wyglądać profesor. Za jego czasów było inaczej. Ale nie przyszedł tu po to, żeby poznać zmiany jakie zaszły. Wyjął z kieszeni zmięty papier i odczytał jeszcze raz nazwisko wykładowcy zamieszczone na druczku. Podszedł do młodego mężczyzny, który siedział pochylony nad jakimiś pracami. Cieniutkie szkiełka przesłaniały jego oczy.

— Ekhm... – Michael chrząknął ostentacyjnie
Wykładowca uniósł głowę i spojrzał na Michaela.

— Słucham? – zapytał, niezbyt przychylnie

— Profesor Kyle Valenti? – Michael odczytał nazwisko z kartki

— Owszem. – mężczyzna wstał – Czym mogę służyć?
Michael podał mu kartkę, którą wcześniej wcisnęła mu młoda brunetka. Wykładowca przebiegł wzrokiem po papierze, pokiwał głową i oddając kartkę Michaelowi, powiedział już nieco spokojniej:

— Tak, to moja studentka. Jakiś problem?

— Zastanawiałem się – zaczął tłumaczyć mężczyzna – Skąd takie zarządzenie? Terapia dla studentów jako zaliczenie wykładów? To nienormalne. – skwitował cały pomysł

— Mówiąc szczerze... – profesor Valenti zdjął okulary i zaczął przecierać szkiełka – To tylko zadanie dla niej.
Michael zmrużył oczy, uważnie przyglądając się wykładowcy. Potrząsnął głową.

— Coś z nią nie tak? – zapytał niepewnie

— Mówiąc naszym fachowym językiem czy najprościej?

— Wszystko jedno, byle było prawdą i słusznym powodem do terapii.

— Ona... jest szurnięta.
c.d.n.


Wersja do druku Następna część