Dzinks

Gwiazda gasnąca , ognista (5)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część


Cześć chyba piąta

— Michael! – krzyknęła Liz , zdjął okulary przyglądając jej się ze zdziwieniem, uśmiechnął się szeroko i szepnął coś do ucha jednej z blondynek. Rzuciła Liz zazdrosne spojrzenie i stukając obcasami podeszła do koleżanki.

— Parker co ty tu robisz ? Chcesz, żeby cię ktoś zobaczył?. Roześmiała się.

— Widzę, że nie marnujesz czasu, a tak przy okazji twój przełożony wie, że pojawiasz się wśród żywych?. „Czy mi się wydaje, czy ona naprawdę zbladł?”.

— Nie interesuj się, a jak tam Maxiu już zdecydowałaś, co masz zrobić? Ciemne oczy złowrogo zabłysły, nie chciała na ten temat rozmawiać i to jeszcze z nim. Tak naprawdę nie chciała stracić Maxa, tych wszystkich pięknych chwil, które z nim spędziła.

— Chyba czas, żebym ci coś pokazał – stwierdził przeciągając się leniwie, na jego przystojnej twarzyczce pojawił się zagadkowy uśmieszek. Już się przestraszyła, bo nie wróżyło to nic dobrego- Chodź droga Parker, znikamy. Nie zwrócił nawet uwagi na swoje nowo poznane koleżanki. Mrugnął do niej i wziął pod ramie.

— Co ty planujesz Mefisto?- zapytała poprawiając pasemko ciemnych włosów spadające na oczy.

— MEFISTO!!!!!!!- oboje usłyszeli głośny ryk, w tym momencie Michael naprawdę zbladł , spojrzał na Liz i odwrócił się przełykając ślinę.

— Petunio odejdź na bok, muszę z tym samouwielbieniem zamienić słówko! Liz poczuła na swoim ramieniu czyjąś rękę, odwróciła się i o mało się nie potknęła, obok niej stała Maria Deluca w śnieżnobiałej pelerynie, była wściekła, musztrowała Michaela spojrzeniem.

— Kwiatuszku spokojnie, dostałem tę sprawę- mówił patrząc na nią, głos mu lekko drżał- Lepiej by było gdyby Liz naprawiła przeszłość. Liz uśmiechnęła się lekko, on naprawdę był przerażony, nie zdziwiłaby się wcale gdyby nagle pojawiła się tutaj Isabel w błękitnej pelerynce.

— Teraz kwiatuszku!! – zagrzmiała , w głębi zieleni jej oczu pojawiły się jasne iskierki- Ty jak zwykle chcesz wszystko załatwiać po najmniejszej linii oporu !!!

— Ale…

— Cisza!!!- przerwała mu wymachując palcem wskazującym przed jego nosem – Zabieram Petunie.

— Tęczuniu!!! Aniołeczku – biadolił, Liz powstrzymywała się, by nie wybuchnąć śmiechem. Nie była to Maria, jaką znała, to była terrorystka.

— Nie ma już aniołeczka, z twoim działaniem przewróciłbyś świat do góry nogami!!- krzyknęła, spojrzała na Liz, nastąpiła drastyczna zmiana wyrazu twarzy Marii, uśmiechnęła się serdecznie do Liz.

— No kochaniutki czas na nas- powiedziała łagodnie.

— Maria Deluca, moja najlepsza przyjaciółka, którą widziałam kilkanaście minut temu króciutkimi włosami?.

— No wiesz petunio, nie wiem, co ten … Ehm ci naopowiadał, ale nie możesz zmienić przeszłości i sprawić, żeby Max cię nie uratował- wyjaśniła, rzucając raz po raz spojrzenie na Mefisto, który najwyraźniej był już oswojony.

— Ale ja jeszcze nie wiem czy chce być z Maxem- szepnęła Liz , nagle z zainteresowaniem zaczęła oglądać swoje buty- Max z Przyszłości powiedział…

— Max z przyszłości się teraz nie liczy- przerwała jej.

— Nie wiesz we wszystko ,co ona mówi- usłyszała szept z prawej strony.

— MIAŁEŚ ZNIKAĆ I NIE WKROCHMALAĆ SIĘ W TĘ SPRAWĘ !!! – ryknęła , Liz wydawało się , że ogłuchnie. W tym momencie, poczuła jak jakaś niewidzialna siła podrywa ją do góry, przez jej umysł przesuwa się tysiące gwiazd.

Błysk

— Jesteś gotowa?- zapytał Max patrząc na nią z niepokojem, podał jej pistolet.

— Tak... tak mi się wydaje- wymamrotała.

— Liz, Nie musisz tego robić.

— Nie, Max. Zrobimy to wspólnie- przerwała mu i pocałowała go w policzek.

— Tak jak się umawialiśmy. Razem na zawsze- dodał i zasłonił twarz.
Błysk
Ciemne miejsce, więzienie, Liz patrzy w przestrzeń, pojawia się strażnik.

— Liz!

— Max to ty, co ty tu robisz? – zapytał przysuwając się bliżej krat. Parzył na nią czule, gładząc po włosach.

— Ucieknijmy i zapomnijmy o tym świecie- szepnął. Spuściła wzrok, zaciskając pięści.

— Nie mogę Max- powiedziała- Co z moimi rodzicami, nie zostawię ich…
Błysk
Liz ocknęła się, rozejrzała się w około, siedziała na ławce w parku, czując czyjąś ciepłą dłoń na ramieniu. Spojrzała w głębię zielonych, migoczących oczu.

— Maria?

— Przybrałam taką postać, żeby ci wszystko ułatwić – wyjaśniła uśmiechając się się- Widziałaś przyszłość Liz. Wpatrywała się w nią, oczekując z nadzieją na dalsze wyjaśnienia, ale Maria milczała patrząc na bawiące się dzieci w piaskownicy.

— Przyszłość? – zapytała niepewnie Liz- Ale dlaczego ja i Max…

— Nie ważne, dlaczego – przerwała jej kładąc ręce na jej dłoniach – Czas wyboru się zbliża, mam nadzieję, że wybierzesz miłość.

— Nic nie rozumiem, jeżeli nigdy nie spotkam się z Maxem, te wszystkie złe rzeczy się nie wydarzą?.

— Nie – odparła ze smutkiem – Ale to się nie liczy, pomyśl o tym co stracisz i możesz już nigdy nie odzyskać !


C.D.N


Poprzednia część Wersja do druku Następna część