Dzinks

Srebrzyste Kajdany (7)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

Cześć ósma

„Ostatnie słowa”

— Kocham cię Liz- powiedział, te słowa doszły głęboko do jej wnętrza. Mijały chwile, a oni trwali nadal zastygli jak kamienne posągi.
Ponownie ujrzał piękno złocisto brązowej toni we wnętrzu jej oczu, chciał usłyszeć, choć ułamek słowa, ułamek wyznania z jej strony. Przybliżył się i dotknął jej ust, były gorące i rozpalone, lgnęły do niego

Odrzucił jej ciemne kosmyki do tyłu i przesunął dłonią po ciepłym policzku. Przymknęła oczy, wprawiał w drżenie każdy nerw jej ciała, działał na nią zbyt mocno i sprawiał, że jej zmysły balansowały na krawędzie eksplozji.

Obdarzała go pocałunkami gwałtownymi, namiętnymi i nieposkromionymi. Była czasami jak ten wulkan cicha i spokojna, ale momentalnie zmieniała się i wybuchała spazmami namiętności, paląc jego skórę, która była wrażliwa na każdy nawet najdelikatniejszy dotyk.
Lecz to wszystko nagle się skończyło, odeszło gdzieś w zapomnienie i wulkan ponownie zapadł w sen.

— Nie … Michael ja tak nie mogę – powiedziała cofając się gwałtownie, choć sprawiło jej to wiele
— To przez niego?- próbował się dowiedzieć.
— Przez kogo?
— Przez tego prawnika widziałem jak się do ciebie przystawiał! – wykrzyknął.
— Odejdź i zostaw mnie w spokoju!!!
— Kocham cię...
— Za dwa dni mnie tutaj nie będzie, a ty mówisz, że mnie kochasz?
— Możesz sprawić , że wszystko będzie inaczej, że nie umrzesz, widziałem co potrafisz – mówił ogrzewając jej zimne dłonie, wyrwała się.
Zaczęła się śmiać, szydziła w ten sposób z jego słów mógł uwierzyć, że go odepchnęła, tak po prostu. To bolało, jego serce krwawiło, dopiero teraz zdał sobie sprawę, że się tak głęboko przed kimś otworzył, pokazał swoje wnętrze, swoją duszę. Odepchnęła go tak jak coś zużytego, coś, co nie nadaje się już do niczego.
— To twoje ostatnie słowo?- zapytał, zachowując resztki godności. Spojrzała na niego i z uśmiechem na ustach powiedziała.

— Tak Michael, daj mi spędzić te ostatnie dni w samotności.

Odwrócił się i nawet nie zatrzymując wyszedł w celi, nie widział już, jak po policzku Liz spłynęła kryształowa łza, potem było ich więcej, ale on już tego nie dostrzegał. Wszystko w nim umarło i nic się nie odrodziło.

***
Dzień przed egzekucją Isabel wróciła do swojej celi, była odmieniona, ale taka jak dawniej, no może troszkę bardziej zadowolona z życia.

—Dlaczego odepchnęłaś La Gutte d’eau? – zapytała Isabel przytulając głowę do ziemnej kraty. Liz leżała na łóżku, ale dokładnie słyszała każde jej słowo.

— A dlaczego mam z nim być? Czy kilka godzin z miłością mojego życia coś zmieni?. Blondynka zaczęła się śmiać, brunetka była inteligentną kobietą.

— Kropla wody może zmienić przyszłość – dodała.

— Isabel my jutro stąd odejdziemy, a kropla wody zostanie. Przyjdą nowe skazane i nowe miłości.

— Mylisz się moja droga, a poza tym skąd wiesz, co będzie jutro, wszystko może się zdarzyć – zasyczała blondynka.

Tym razem brunetka się roześmiała, jutro po raz ostatni się pomodli, przeprosi Boga za wszystkie swoje grzechy i usiądzie na krześle czekając na tę chwilę. Usnęła, a blondynka nuciła przez całą noc słowa francuskiej piosenki. Słowa, których nikt nie znał.

***
Michael przysiągł, że nie już nigdy nie spojrzy na żadną kobietę, nie zwiąże się, będę dla niego jak powietrze. Stracił wszystko, w co wierzył, wszystko, co kochał. Może Liz miała rację, niepotrzebnie mówił jej o swoich uczuciach, nie potrzebnie się zaangażował, wszystko to nie miało teraz sensu.

Rankiem nawet nie chciał wstać z łóżka, finał wyznaczono na godzinę 12 w południe, Michael nie musiał dzisiaj wychodzić, mógł cały ten czas spędzić w łóżku i nie myśleć. Najlepiej by było gdyby wziął dwie tabletki nasenne i zapomnieć o wszystkim, wstać następnego dnia, by wszystko już się skończyło. W jego podświadomości pojawił się głos, który mówił „Idź do niej ostatni, raz i pożegnaj się, ona cię potrzebuje kroplo wody, nie przyzna się do tego nigdy, ale cię kocha i chce byś był przy niej w tych ostatnich godzinach”.
To nie było czasowe, to nie było urojenie, głos się powtórzył jeszcze trzy razy.

Tak miało być, ale on nie chciał się z nią widzieć, jego serce było otwartą raną, krwawiła Inie chciała się zagoić, bo to ona cały czas go dotykała i ponownie raniła. Skronie pulsowały wyraźnie, w uszach pojawił się szum, nic nie dawało mu spokoju, wszystko sprzysięgło się przeciwko niemu, bo on musiał się z nią pożegnać.
C.d.n.

Pozostanie jeszcze jedna lub dwie części. Komentarze mile widziane!


Poprzednia część Wersja do druku Następna część