onika

Bo bez niej życie nie ma sensu (2)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

Rozdział II

Walka
Czy wystarczy sił by zwyciężyć?

Liv siedziała w swoim pokoju. To wszystko co się wczoraj stało... Wspomnienia Nocy Tysiąca Gwiazd wróciły. Na jej twarzy pojawił się uśmiech. Czy Zan ma już czas? A może Królewska Czwórka ma nadal naradę? Nie wiedziała ani tego, ani czego dotyczy owe zabranie. Wszystkie jej myśli pochłaniał ON. Znowu to zrobił. Ponownie czuła się nim kompletni oszołomiona. NIM, JEGO słowami, JEGO spojrzeniem. Po raz kolejny ON stawał się jej światem. Dokładnie tak samo jak w dzień, w którym się poznali...
Nie mogła usiedzieć w pokoju. Tak wspaniała pogoda, tysiące kwiatów i srebrzysty wiatr wołały ją. Po chwili namysłu wyszła. Szła sama, jednak i tak czuła jakby ON był tutaj. ON to Zan. Ktoś kogo bezgranicznie kocha. Dzięki niemu poczuła coś czego jeszcze nigdy nie przeżyła...
Dochodziła właśnie do Alei Księżyca, gdy usłyszała czyjś szybki krok, być może nawet bieg. Odwróciła się, w tym samym momencie poczuła jak ktoś obejmują w pasie, unosząc i jednocześnie wirując nią dookoła swojej osi. Już po chwili dłonie Zana wplotły się w jej włosy. Pogrążyli się doszczętnie w namiętnych pocałunkach.

— Szukałem ciebie.- Powiedział Zan.

— Naprawdę? I tak długo ci to zajęło?- Spytała żartobliwie Liv.

— Nie drocz się ze mną.- Odparł Zan, uśmiech nie schodził z jego twarzy.

— Nie droczę się. Dokąd idziemy?- Spytała czując jak Zan delikatnie ją obejmuje.

— A dokąd chcesz iść?

— Powinniśmy znaleźć jakieś magiczne miejsce. Poszukamy?

— Zgoda.

W jednej z komnat Pałacu Królewskiej Czwórki. Rath i Vilandra namiętnie całują się na jakimś biurku.

— Jak nas twoja matka przyłapie...- Zaczął Rath.

— To cię wykastruje.- Odparła rozbawiona Lonni.

— Aż tak cię śmieszy?

— Nie. Uważam, że to by była wielka tragedia... dla przyszłych pokoleń.- Rath się uśmiechnął.- Ile ze mną zostaniesz?

— Niedługo.- Oboje się od siebie oderwali i popatrzyli na siebie smutno.

— Ile?- Powtórzyła pytanie Lonni.

— Kilka miesięcy.

— Tylko?- Spytała wyraźnie zawiedziona.

— Muszę wracać na Kohr.

— Niedługo znienawidzę tę planetę.

— Leć za mną.

— Matka mi nie pozwoli.

— Przecież i tak będziemy razem.

— Ale tu...- Westchnęła Lonni.- Nie pozwoli mi.- Odpowiedziała i wyszła.

Ava szła pustym korytarzem połyskującymi kolorowymi neonami. Nie było go. Zan wyszedł. Wiedziała dlaczego. Kiedy nagle opuścił bal z okazji Święta Tysiąca Gwiazd nie znała przyczyny tego zachowania. Teraz zna. Powodem była ona- Liv. Przez nią Zan przestał z Avą spędzać długie godziny na rozmowach. Ale czy tylko dla tego? Może ponad dwuletnia przerwa znajomości miała większy wpływ? Nie, to musiało być przez Liv. Avy nie było , więc zajął się TĄ DRUGĄ.
Z innego punktu widzenia nigdy nie obiecywał Avie, że będą razem. To była tylko przyjaźń. Jednak przyzwyczajenie do myśli, że z czasem Ava stanie się królową wywołało w niej furię. Nie może pozwolić by jakaś tam dziewczyna zabrała jej TRON I ZANA, TO ONA BĘDZIE KRÓLOWĄ I NIC JEJ NIE POWSZCZYMA.
Z tą myślą Ava opuściła pałac.

W "Magicznym miejscu". Zan siedzi i obejmuje swoim ramieniem Liv.

— Powinniśmy już wracać, nie długo kolacja...- powiedziała Liv.

— Nigdzie nie idziemy.

— Ale twoja matka...
W chwili gdy to mówiła poczuła ciepłe wargi Zana na swojej szyi.

— Nie umiem z tobą walczyć.

— Wiem.

— Czy tak będzie zawsze? Czy zawsze będę od ciebie zależna?

— Raczej tak.- Na twarzy Zana pojawił się uśmiech.

— Zan.

— Jedna połowa zawsze jest zależna od drugiej.

— Ale ty ode mnie...- Nie dokończyła, przerwał jej Zan.

— Ja bez ciebie nie potrafiłbym żyć.

Lonni siedziała niespokojnie w wielkiej sali, której ściany z każdej strony połyskiwały tęczowymi kryształami. Siedziała tam długo. Z każdą sekundą jej ręce drżały coraz silniej. Nie pamiętała powodu, dla którego tu przyszła, wiedziała, ze i tak nic z tego nie wyjdzie. Chciała nawet kilka razy wstać i wyjść jednak niewiarygodnie mała iskierka nadziei kazała jej cierpliwie czekać.
W końcu ktoś otworzył cicho drzwi i wszedł do środka. Była to kobieta. Jej wyraz twarzy był srogi i wskazywał na osobę nieustępliwą.
Gdy Lonni zobaczyła swoją matkę wchodzącą do sali skamieniała. Resztki nadziei z niej odpłynęły. Rozpaczliwie próbowała wymyślić powód dla którego tu przyszła zupełnie inny niż ten prawdziwy.

— Słucham Vilandro.- Zabrzmiał oschły głos. Słowa uwięzły Lonni w gardle. – Słucham Vilandro.- Powtórzyła wyraźnie zniecierpliwiona.
Dziewczyna poczuła jak niechciane łzy zbierają się w jej oczach.

— Ja...- Zaczęła.

— Wiem, że ty.- Odparła lekko kpiąc królowa.

— Ja... nie rozumiem dlaczego Rath znowu musi opuścić Antar i dlaczego nie mogę z nim być?- ostatnie cztery słowa powiedziała praktycznie szeptem.

— Słucham?- Królowa wyglądała na zdziwioną, jednak Lonni nie miała zamiaru się powtarzać. Serce podeszło jej do gardła, wiedziała już, że popełniła ogromny błąd.- Wyjdź.- Słowa wypowiedziana spokojnie, a zarazem stanowczo poszerzyły już i tak szeroką granicę między matką, a córką. Lonni wyszła.

Liv wracała szczęśliwa do swojej komnaty, gdy na jej drodze stanęła Ava.

— Zatrzymaj się.- Powiedziała Ava przez zaciśnięte zęby. Uśmiech zszedł z twarzy Liv.

— O co chodzi?- Spytała Liv zachowując spokój.

— Wiem co sobie wymyśliłaś. Przejrzałam cię. Chcesz mi odebrać Zana i być królową!

— Nie odbieram ci Zna, bo Zan nigdy nie był twój.- Odpowiedziała nadal spokojnie, jednak złość tliła się w jej oczach.

— Nie? Jesteś żałosna. Zan będzie za mną i ty mi w tym nie przeszkodzisz.
Po tych słowach poszła dalej omijając Liv. Mniej więcej trzy kroki od niej podniosła dłoń. Liv uderzyła o ścianę.

— Walka się zaczęła.

Vilandra siedziała w Ogrodzie Królewskim. Po jej policzku płynęła łza. Była sama. Gdy napływała kolejna fala łez mimowolnie zamykała oczy.

— Cześć.- Obok niej usiadła Liv. Lonni szybko otarła łzy.

— Cześć.
Obie siedziały smutne.

— Co u ciebie?- Spytała Lonni.

— Znalazłam kolejnego wroga. A u ciebie?

— Mam matkę.
Obie znowu milczały.

— Kto był na tyle głupi, żeby stanąć się na twojej drodze?

— Ava.

— Uh, nigdy jej nie lubiłam.

— Naprawdę?

— Wiem, że to wygląda inaczej, ale Królewska Czwórka musi stwarzać pozory.
Na twarzy Liv pojawił się uśmiech.

— A co z twoją matką?

— Znowu mnie czeka dłuższa rozłąka z Rathem.

— Przykro mi.

— Mi też.
Cisza po raz kolejny zapanowała w Królewskim Ogrodzie...

Zan wyszedł wściekły z Sali Tronowej. Jego pięści było mocno zaciśnięte. Na zakręcie wpadł na Liv. Oboje prawie automatycznie się do siebie przytulili.

— Tęskniłam.- Powiedziała Liv. Uśmiech zagościł na jej twarzy.

— Zawsze będziemy razem.
Słowa być może nic nie znaczące dla drugiej osoby, dla nich w tej chwili(choć dla każdego w inny sposób) znaczyły naprawdę wiele.

*

Zbliżała się koronacja Zana na króla. Stosunki między Avą a Liv były coraz gorsze... Lonni i Rath kiedy byli razem byli szczęśliwi, jednak każda minuta rozłąki sprawiała im ból. Wiedzieli, ze niedługo nastąpi ich dłuższe rozstanie.

Znowu te kosmiczne przygotowania, znowu neony i kolorowe światła. Jednak przed tym świętem(czyt. koronacją Zana) Liv nie spędzała ze swoim ukochanym każdej chwili, czasami po prostu czuła się samotna.

Kryształowo srebrny korytarz prowadzący do komnaty Zana, był teraz obstawiony strażą. Liv spojrzała na to ze smutkiem, po chwili zawróciła wpadając na Ratha.

— Lubisz na mnie wpadać. – Powiedział Rath.

— Ja...

— Wiem, to przez mój urok osobisty.

— Rath.

— Nie, no dobra żartowałem. Wracasz od...- Przerwał, gdyż w tej samej chwili zobaczył straż.- Raczej nie.

— Niestety.

— Widzę, żeś smutna księżniczko. – Powiedział z udawanym akcentem.

— Gdzie ty się tego nauczyłeś?

— Na Kohr mają jeszcze specyficznie zacofany język.- Na twarzy Liv pojawił się uśmiech.

— Umiesz poprawiać humor.

— Mówiłem- UROK OSOBITY. A wiec dokąd idziesz?

— Chodzić bez celu.

— A może chciałabyś pochodzić bez celu ze mną? Podejrzewam, ze Zan nie miałby nic przeciwko gdybym się tobą zaopiekował.

— A gdzie Lonni?

— Moja królowa jest zajęta szykowaniem się na koronacje.- Powiedział tym samym akcentem.

— Czy wy dwaj zawsze musicie to robić?

— My dwaj? I co?

— Ty i Zan. Przy was zawsze czuję się jak dziecko.- Oboje się do siebie uśmiechnęli.

Lonni weszła do komnaty brata. Ten siedział zawalony jakimiś papierami. Na jej widok uśmiechnął się.

— Jak przebrnęłaś przez straż?- Spytał przecierając oczy.

— Ma się ten dar.

— Wreszcie ktoś z kim można porozmawiać. Przed chwilą miałem zamiar je wszystkie unicestwić. – Isabel uśmiechnęła się i podeszła do niego.

— Długo będziesz tu jeszcze siedział?

— Jak widać.

— Wiesz, bo ja poważnie zaczynam się martwić o Liv.

— Tęskni?

— Hm... Powiedzmy, że nieźle sobie radzi bez ciebie.

— Lonni, co ty mówisz? Liv, nie...

— Takie są realia.- Vilandra zaśmiała się pod nosem.

— Zaraz to skończę.

— Nagle wstąpił w ciebie bojowy duch?

— Gdzie ona jest?

— W ogrodzie.
Powiedziała i wyszła, gdy doszła do swojej komnaty wybuchnęła śmiechem.

Później.
Liv szła korytarzem, naprzeciwko niej szedł Zan.

— Zan...

— Kto?

— Co?

— Nie co tylko kto?

— Nie rozumiem.

— Przyszła do mnie Lonni i powiedziała, ze doskonale sobie beze mnie radzisz.- Słysząc to Liv się uśmiechnęła.

— A co zazdrosny?

— Liv.

— Rath.

— ?

— Rath się mną zajął.

— Ale...

— Twoja siostra ma znakomite pouczcie humoru.

— Zapłaci mi za to. – Powiedział odwracając się.

— Zan? A ja? Nie zapomniałeś, ze to ze mną się nie widziałeś kilka dni?

Dzień Koronacji.
Koronacja odbywała się w tej samej sali co Święto Tysiąca Gwiazd. Teraz jednak wszystko wyglądało bardziej uroczyściej. Srebrne wstęgi zastąpiły różnokolorowe kamienie. Niebieskie neony wygrały z świetlistymi lampami, a kolorowe stroje ustąpiły miejsca czerwonym, białym i czarnym kreacją.
Liv, Rath i Ava siedzieli przy jednym z większym stołów. Vilandra zajmowała zaszczytne miejsce obok swojego ojca. Zana jeszcze nie było. Miał wejść dopiero w chwili koronacji.
Kiedy wszedł wszystko ucichło. Koronacja nastąpiła szybko. Matka Zana wstała.

— Korzystając z tak uroczystej okazji...- Zaczęła.- ... chciałabym ogłosić zaręczyny mojego syna z Avą.
Na sali zapanowała cisza. Rath spojrzał z niepokojem na co najmniej wściekłego Zana i na co najmniej przerażoną Liv. Ava wstała.

— Mówiłam, ze mi go nie odbierzesz.- Szepnęła do Liv i udała się w stronę Zana.

— Liv...- Dobiegł ją ciepły głos Ratha.
Liv poczuła jak łzy pomału spływają po jej policzkach. Wstała i wybiegła. Zan zacisnął mocniej pięści. Ava stała już tylko dwa kroki od niego.

— Zan.- Powiedziała z uśmiechem na twarzy.
W odpowiedzi została lekko popchnięta przez niego w bok. Zan pobiegł za Liv.
Vilandra spojrzała na Avę z politowaniem.

— Myślałam, ze jesteś mądrzejsza. Ale, żeby wchodzić w układy z moją matką...- Politowanie zamieniło się w pogardę.

Liv biegła, nie wiedziała dokąd jednak już po chwili znalazła się w ogrodzie, ktoś łapiąc ją za nadgarstek zatrzymał ją.
Zan również miał w oczach łzy.

— Liv...

— Jak mogłeś?!
Milczał.

— Wiedziałeś o wszystkim prawda? Wiedziałeś, ze twoja matka ma zamiar cię z nią zaręczyć?

— Miała takie plany.

— I? Miałeś zamiar mi o tym powiedzieć?

— Nie.

— Zan...- W jej oczach pojawiły się kolejne łzy. Bezskutecznie próbowała uwolnić swoja rękę z jego uścisku.- Dlaczego?- Spytała przestając walczyć.

— Nie widziałem powodu.- Liv ponownie otworzyła usta by coś powiedzieć.- I nadal go nie widzę. Mojej matce może się wydawać, że ma na mnie wpływ, że rządzi moim życiem, ale to miejsce zajęłaś już dawno ty.

— Ale ona...

— Może sobie mówić co chce. Wiem... Musiałaś się czuć okropnie. Powiedziała mi o swoich zamiarach już dawno. Jednak jasno jej powiedziałem, ze nic takiego nigdy nie nastąpi. Gdybym wiedział co planuje na dzisiaj... – Puścił Liv i uderzył pięścią w szklaną lampę, która rozsypała się w proch.

— Zan...- Szepnęła Liv, to jedyne słowo jakie przeszło jej przez gardło. Chwyciła jego dłoń.- Powinieneś mi mimo wszystko powiedzieć... – Spojrzał na nią.- Nie wiem co będzie teraz....

— Nie oddam naszej miłości bez walki.
Uśmiechnęła się do niego.

— Ja również.
Przytulili się do siebie. Potok łez z obu stron został zatamowany.

Lonni i Rath patrzyli na Zana i Liv.

— Poradzą sobie?- Spytała Lonni, wtulając się w Ratha.

— Poradzą.

— A my?

— My również.

Koniec rozdziału drugiego.















Poprzednia część Wersja do druku Następna część