Nel

Nowy król

Wersja do druku


Wczesnym rankiem gdy lazurowy wstaje świt z komnaty Vilandry, przez tajemne drzwi, wymyka się cienista postać, spowity w purpurowy płaszczu. Przed wyjściem rzucił jeszcze spojrzenie na śpiącą królową. Przemykał się krużgankami, spowitymi w gęstej rudej mgle,(jaką często można tu spotkać o tej porze roku) do swej komnaty. Gdy przekroczył próg, rzucił płaszcz na wielkie mahoniowe łoże, stojące w kącie i zasiadł do biurka. Nagle rozległo się pukanie do drzwi.

— Proszę.- KOGO ZNOWU PRZYWIAŁO?

— Król wzywa Pana, do swojej komnaty, generale.

— Dobrze, zaraz będę.- CZEGO CHCE TEN SZCZUROJAD?
Za rzucił pelerynę na ramię i ruszył krętym korytarzem na spotkanie z Zanem.
TO CIEKAWE, ŻE TEN SZCZENIAK JUŻ NIE ŚPI. NIE MA W NIM KRZTY DYSCYPLINY!! PRZECIEŻ TEN DZIECIAK NIGDY NIE BYŁ W WOJSKU, NIGDY. TYM BARDZIEJ NIE BĘDZIE WIEDZIAŁ JAK NALEŻY RZĄDZIĆ. DLATEGO WŁAŚNIE ...
Generał zatrzymał się przed drzwiami komnaty królewskiej, wziął głęboki oddech i zapukał.

— Proszę.

— Witam wasza królewska mość.- Generał mówiąc to skłonił się niechętnie. NIEDŁUGO TO TY BĘDZIESZ GIOŁ KARK PRZEDE MNĄ. Przy tym rzucił spojrzenie na Zana swymi rubinowoczerwonymi oczami.

— Zapewne jesteś ciekaw, po co cię tu wezwałem.

— Niezmiernie Panie. – ZA KOGO ON MNIE MA? PRZECIEŻ DOBRZE WIEM.

— Mianowicie, chciałbym, a żebyś. – POWIESZ WRESZCIE, A NIE SIĘ JĄKASZ!- Oddaj swoje dystynkcje i wynieś się z pałacu.

— Ale, dla czego !!! – OJ GRABISZ SOBIE DZIECIAKU!

— Za ten statek, który kazałeś zestrzelić, należał do delegacji planety Ratna.

— Nie podał celu przybycia, więc zgodnie z procedurą ... – PODALI,ALE I TAK ZESTRZELIŁEM ICH SPECJLNIE, Z PEŁNĄ PRZEMEDYTACJĄ.

— Nie zasłaniaj się druczkami i tak nic ci już nie pomoże. Przez ciebie, zginęło trzech posłów, którzy mieli przybyć na rozmowy pokojowe. – ON BĘDZIE ROZMAWIAŁ, DEBATOWAŁ,A TU I TAK Z TEGO GÓWNO WYJDZIE. TU TRZEBA DZIAŁAĆ. OD DWUDZIESTU LAT ON I JEGO OJCIEC BAWIĄ SIĘ W TE POGADANKI, ZAMIAST RAZ, A PORZĄDNIE ICH NAJECHAĆ LUB JAKĄŚ WIĘKSZĄ BOMBKĄ ICH ZAŁATWIĆ.

— I tak jak zwykle nic z tego nie wyjdzie. – Generał skierował się do drzwi.

— Kawar! Nie zapomniałeś o czymś!?

— Nie!! – BĘDZIE MI ROZKAZYWAŁ, ZA KOGO ON SIĘ MA? ZA KRÓLA?

— Straż !! Odprowadzicie generała do jego komnaty i dopilnujcie, aby niezwłocznie opuścił teren pałacu.

— Tak jest Panie!

— Płaszcz!! – Kawar rozpiął klamrę płaszcza, poczym rzucił go w kierunku Zana.

— Masz udław się szczurze!!

— Ja tu jeszcze wrócę. – Mrukną pod nosem wyprowadzany generał.
***
Tego samego dnia w nocy, gdy już wszyscy poszli spać. Kawar przekradł się do komnat pałacowych w których spało niemowlę. To niewielkie zawiniątko to młody następca tronu, ukochany i jedyny syn Zana i Avy. Wziął dziecko na ręce, poczym odsłonił wątłe ramię maluch i nakłuł je lekko, a po chwili odłożył dziecko z powrotem do łóżeczka. TERAZ MNIE POPAMIĘTASZ RAZ NA ZAWSZE, ZAN!! Następnego ranka gdy Ava przyszła nakarmić swego syna, okazało się że jej ukochane dziecię leży bez tchu i żadnych oznak życia. Wzięła go na ręce, a jego główka bezwładnie osunęła się po jaj ręce. Ava kołysząc w ramionach martwego syn cicho szlochała, do komnaty wszedł Zan, ujrzawszy swą żonę, przytulił ją, jakby już od progu wiedział co się stało.

— Nie płacz.
***
Dwa dni później cała królewska czwórka zebrała się na pogrzebie dziedzica tronu. Odbywał się na zanurzonym w słońcu, otwartym dziedzińcu świątyni bóstwa śmierć. Całą ceremonię oglądał z ukrycia sprawca te śmierć, uśmiechnięty, a łzy i nieszczęście Avy sprawiały mu tylko większą radość. NIE MARTW SIĘ KTÓLU, TO DOPIERO POCZĄTEK. BĘDZIESZ PATRZYŁ NA CIERPIENIE SWOICH BLISKICH, RAZ ZA RAZEM. ZA TO WSZYSTKO CO MI ZROBIŁEŚ!! Generał podszedł do Avy, aby złożyć jej wyrazy współczucia.

— Zan widzisz.

— Tak Rath, Kawar co on tu robi? – Generał spojrzał na Zana i Ratha i odszedł.
***
Zan musiał wyjechać w podróż służbową, lecz tego wieczora miał wrócić. Tym czasem Ava w swojej komnacie nadal opłakiwała swego zmarłego syna. Siedziała na brzegu łoża owinięta w kredowe płótno.

— Nadal płaczesz ?- Spytał głos zza pleców Avy.

— Tak.- Ona jednak nie ruszała się mimo wszystko.

— Był tak delikatny, niewinny. – Głos zbliżył się cicho do Avy.

— Prawda, moje maleństwo.- Łzy większym strumieniem zalały jej twarz.

— On nikomu nic, jeszcze nie zrobił, czyż nie?- Podchodzi coraz bliżej.

— Prawda, więc dla czego, to on, a nie ja?

— Jak chcesz to, do niego dołączysz.- Avy, nagle poczuła na szyj pętlę, szarpała się i próbowała się z niej wydostać. Jednak szary sznur zaciskał się coraz to mocniej, dusząc ją definitywnie. Głosem okazał się Kawar, lecz Ava nie zdążyła się o tym przekonać. Morderca przeżuci sznur nad belką tak, aby upozorować samobójstwo. Zatarł jeszcze ślady swojej obecność i wymkną się niezauważony. Tej samej nocy Zan powrócił do pałacu i odnalazł swoją żonę. Myślał jednak że sama targnęła się na swoje życie po śmierć syna. Jednak bardziej sceptyczny był Rath.
***
Kolejna śmierć, kolejny pogrzeb i znów Kawar z ukrycia obserwował wszystko, lecz tym razem w pierw wyrazy współczucia złożył Rathowi później dopiero Zanowi.
***
Wieczorem Rath poczuł się gorzej, dostał temperatury. Wilandra przez całą noc czuwała przy chorym. Mimo podawania rozmaitych medykamentów po tygodniu męczarni i walki z chorobą Ratha zabrała śmierć. I znów śmierć zbiera krwawe żniwo.
***
Następnego ranka po pogrzebie Ratha do fortyfikacji królewskiego zamku wdarła się wierna armia generała Kawara. Mimo odebrania mu dystynkcji miał wierne sobie liczne oddziały. Kawar zastał Zana w sali tronowej, a wraz z nim Wilandrę.

— Brać go. – Wrzasną Kawar.

— To ty zdrajco.

— Tak ja do usług. – Zabrał Zanowi koronę i płaszcz który był symbolem władzy. Poczym zasiadła na tronie zarzucając peleryną.

— Zegnijcie jego sztywny kark, niech mi pokłoni się.- Mówiąc to uśmiechną się.

— Nigdy nie uda ci się mnie złamać.

— Na pewno twój syn nie żyje, tak samo Ava i Rath. A to wszystko moja zasługa.

— Jesteś bez serca, wypruty z uczuć.- Powiedziała Wilandra którą trzymał jakiś żołnierz.

— Wiem kochana i całkiem dobrze mi z tym.- Pocałował ją.

— Nie jesteś człowiekiem tylko zwierzęciem.- Rzekła Zan

— Nie nawet zwierzęta mają skrupuły, ja jestem bestią. – Odwrócił się do Wilandry, wyciągną sztylet i jednym szybkim ruchem podciął jej gardło. Po chwili opadła bezwładnie na posadzkę w kałużę krwi.

— Naprawdę jesteś bestią.

— Teraz twoja kolej. – Kawar wskazał na niego nożem z którego kapała turkusowa krew. Podszedł do Zana i zrobił mu długie nacięcie wzdłuż brzucha tak że prawie wypłynęły z niego wszystkie wnętrzność. Król jeszcze przez chwilę czuł rozrywający ból gdy, oprawca wsuną dłoni w jego otwartą ranę i wyrwał z jego pierś wciąż bijące serce. Kawar oblizał zbrukany krwią sztylet i jeszcze raz zasiadł na tronie i powiedział.

— Umarł król, niech żyje król.- wokół tronu rozciągał się widok krwawej masakry.

* Koniec *




Wersja do druku