_liz

Iskry (2)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

II

Dziewczyna zamknęła drzwiczki szafki, przytrzymując w dłoni zeszyty. Dzień zapowiadał się jej całkiem przyjemnie. Do czasu... Korytarz wypełnił się perlistym śmiechem. Blondynka uniosła głowę i spojrzała w stronę, z której dobiegał śmiech. No tak, tego mogła się spodziewać. Nowe, słynne, dziwaczne, wkurzające (przynajmniej połowicznie) rodzeństwo Guerin. Drobna brunetka właśnie wisiała na szyi Michaela wierzgając nogami w powietrzu, natomiast jej "kochany braciszek" trzymał ja jedną ręką w pasie, a druga łaskotał. W pewnym momencie wzrok Michaela przesunął się z rozpromienionej twarzy siostry właśnie na nią. Zawisł na jej sylwetce, lustrując ją uważnie. Maria wzdrygnęła się, czując na sobie chłodny wzrok chłopaka. Postanowiła jednak odbić te piłeczkę i posłała mu równie zimne spojrzenie pełne obojętności i zacięcia. Michael zmrużył oczy. Maria miała wrażenie, ze na jego twarzy pojawiło się coś na kształt uśmiechu. Czyżby to z jej powodu? Nie zdołała się przekonać, bo pole widoku przysłoniła jej jakaś postać. Zamrugała gwałtownie i przeniosła swój wzrok na cień kreślący się przed nią. Wysoki chłopak o ciemnych włosach opadających zawadiacko na czoło i równie ciemnych oczach. Na jego twarzy malował się nieśmiały uśmiech. Oparł się o szafkę obok blondynki i zapytał spokojnie:

— Hej, co tam u ciebie?

— Max – posłała mu wymowne spojrzenie – Odkąd rano, niecałe pół godziny temu się mnie o to pytałeś, nic się nie zmieniło.

— Oj, zmieniło – zaśmiał się – Wtedy odpowiedziałaś z uśmiechem, że wszystko dobrze, a teraz jesteś wściekła.

— Nie jestem. – odpowiedziała z gniewem

— Aha

— Nie jestem! – podniosła głos
Chłopak cofnął się, podnosząc ręce w geście obronnym, kiedy blondynka zrobiła krok w jego stronę, unosząc zeszyt tak, jakby chciała go za chwilkę uderzyć. I w tym momencie przerwał jej czyjś głos:

— A on czym sobie zasłużył na ułamek twojej furii?
Blondynka obróciła się na pięcie i oto stanęła twarzą w twarz z wysokim chłopakiem o zimnym spojrzeniu. Michael Guerin stał za nią z dłońmi wbitymi w kieszenie i z tym wkurzającym uśmieszkiem na twarzy, aż miała ochotę jemu przywalić tymi zeszytami. Ale opamiętała się, opuściła swoją "broń" i powiedziała z irytacją, ale spokojnie:

— To mój brat.

— NO tak. Rzeczywiście straszna zbrodnia. – powiedział, a jego cyniczny uśmieszek jeszcze bardziej się uwidocznił; potem odsunął się nieco od niej i podał dłoń chłopakowi – Hej, jestem Michael Guerin. Współczuję rodziny.

— Max De Luca – brunet podał mu dłoń i uśmiechnął się – Nie jest tak źle.

— Rozumiem. Bywa gorzej. – Michael posłał Marii wyzywające spojrzenie

— Tak w twojej rodzinie. – odpowiedziała mu zimno – Ciekawe ile wizyt u psychologa musiała zaliczyć twoja siostra przez ciebie?

— Nie martw się. Twojego rekordu nie pobije. Zresztą jej te wizyty pomagają.

— A tobie już nic nie pomoże. – odpowiedziała mu, przyciskając zeszyty do swojego ciała i podnosząc dumnie głowę
Ich spojrzenia starły się ze sobą. Nie tak jak kilka razy przedtem im się to zdarzyło. Tym razem było to ostre starcie pełne iskier. Mrożące krew w żyłach spojrzenie chłopaka, pełne niebezpiecznych i tajemniczych błysków kontra burzliwy, zielony wzrok przeplatany siłą huraganu. Ku zaskoczeniu ich obojga "bitwa" zamieniła się w podziwianie. Dziewczyna lekko rozchyliła usta, kiedy spojrzenie Michaela wywołało w niej dziwne drżenie wszystkich nerwów. Gniew jakoś wyparował, a jego miejsce zastąpiło ogromne pragnienie, aby jego wzrok nigdy jej nie opuszczał. Michael przerwał kontakt wzrokowy, kiedy tylko zielonkawo-błękitna fala pełna tęczowych iskierek otoczyła go, wprowadzając w przyjemny stan upojenia. Ich chwilę przerwała postać drobnej brunetki, która wślizgnęła się pomiędzy nich, aby otworzyć swoją szafkę. Maria podskoczyła i nie mogąc oderwać wzroku od chłopaka, przywitała się nieprzytomnie:

— Hej Liz.

— Hej Maria. – odpowiedziała jej entuzjastycznie
Michael obrócił głowę, wpatrując się w odległy kraniec korytarza. Maria otrząsnęła się ze stanu hipnozy i powróciła całkowicie myślami na ziemię, do Liz. Odsunęła się i przedstawiła swojego brata:

— To jest Max, mój brat. A to Liz, siostra Michaela, tyle, ze o wiele bardziej miła i dobrze wychowana. – Michael nawet nie drgnął

— Hej. – Liz podała mu rękę z uśmiechem – Wcale nie jestem taka miła. Ale kwestia dobrego wychowania pozostaje niezmienna.

— Hej. – odpowiedział chłopak – Bardzo mi miło.
Michael powrócił na chwilę twarzą do nich, jakby dźwięk głosu chłopaka wywołał w nim dziwne odczucie. Michael miał bardzo wyostrzone zmysły i potrafił wychwycić wszystko, co mu się nie podobało. Tym razem nie podobało mu się chełpliwe spojrzenie wysokiego bruneta. Zmrużył oczy, mierząc Maxa uważnym wzrokiem, a potem pociągnął siostrę za łokieć i bez słowa odeszli w głąb korytarza.
* * *
Liz początkowo wolała nie pytać co się dzieje. Jej brat często bez słowa wyprowadzał ją z różnych miejsc i zawsze miał ku temu powody. Zazwyczaj taka szybka akcja w milczeniu ratowała im życie. Tym razem jednak coś nie grało. Dziewczyna zaczęła nabierać podejrzeń, gdy co kilka kroków twarz jej brata odwracała się z powrotem w stronę rodzeństwa De Luca. Sama odwróciła głowę i spojrzała w tamtym kierunku. Max stał wsparty o szafkę i wyraźnie wpijał się zachłannym wzrokiem w nią. A Maria ściskając w ręce zeszyty spoglądała gdzieś w dal. Nie... nie w dal. Ona patrzyła... Tak! Do Liz dopiero teraz dotarło, że zielonkawy wzrok blondynki spoczywał wprost na Michaelu. 'Więc to tak?' Brunetka szarpnęła brata za rękaw, a potem wepchnęła do pobliskiej klasy, która akurat była wolna. Zatrzasnęła drzwi. Michael nie rozumiejąc o co chodzi spojrzał na nią ze zdumieniem, a jego zdziwienie powiększyło się jeszcze bardziej, kiedy z drobnej postaci wyrwał się zimny, wręcz rozkazujący ton:

— Wyjaśnisz mi łaskawie co wyprawiasz?

— Nie rozumiem. – Michael był rzeczywiście skołowany

— Myślałam, że zbliża się niebezpieczeństwo, że coś nam grozi...

— Możliwe. – powiedział już obojętnie, siadając na ławce

— Nie chrzań! Nie spodobało ci się, że Max na mnie patrzy, prawda?

— Wiesz, że nie lubię kiedy jacyś kretyni kręcą się koło ciebie. – mruknął

— Michael, jestem już dużą dziewczynką, umiem zadbać o siebie. Poza tym skoro ty się tak martwisz nim, to ja powinnam panikować odnośnie ciebie.
Brew chłopaka uniosła się, wyrażając pełnię zaskoczenia i zimnego politowania dla jej rozważań. Ale nim zdołał cokolwiek powiedzieć, Liz z lekką nutką cynizmu i jeszcze większą nutką wściekłości, powiedziała:

— Panna Maria Zielonooka dała ci się we znaki. Oczu od niej oderwać nie możesz. A i ona zdaje się czuć do ciebie miętę przez rumianek.

— Bzdury. – mruknął, ale wyraźnie się zaczął denerwować

— Nie zapominaj, że mam szósty zmysł. – syknęła do niego z uśmiechem

— Za to pozostałe pięć ci zniknęło. – odwzajemnił się
Żadne z nich nie potrafiło się długo wściekać na drugie. Często dochodziło między nimi do spięć, ale jednak błyskawicznie spór przeradzał się w dogryzanie sobie na wszelkie sposoby lub w czysty śmiech. Tym razem Liz też nie potrafiła dużej wytrzymać z poważną miną, na jej twarzy szybko wymalował się jasny uśmiech, który niczym włącznik spowodował rozjaśnienie się pochmurnej twarzy Michaela. Chłopak wstał i podszedł do niej. Dziewczyna już sądziła, że zostanie uściśnięta. Ale Michael pochylił się nieco, spojrzał na nią i... pokazał jej język, co oczywiście wywołało kolejną falę śmiechu.

— Wiesz, że musimy uważać. – powiedział po chwili

— Wiem. – przyznała mu Liz – Ale nie oznacza to, ze musimy się izolować. Zwłaszcza kiedy obok nas – jej ton zabarwił się na przesadnie romantyczny i słodki, co było oczywiście celowe – piękne, nieskazitelne, zielone oczy uroczych blondynek...

— Przestań.

— O równie gibkim co język ciele...

— Ostrzegam.

— I niesamowitej właściwości wyprowadzania cię z równowagi w tak czarujący sposób, że ci mowę odbiera – zachichotała

— Doigrałaś się. – powiedział groźnie Michael i rzucił się w jej stronę
Dziewczyna z radosnym krzykiem wybiegła z klasy i przebiegła korytarz, wciąż słysząc za sobą kroki Michaela. Zatrzymała się przy szafkach, gdzie stałą Maria i z wyraźnym zainteresowaniem oczekiwała na wyjaśnienie radosnej ucieczki. Liz łapiąc oddech odwróciła się, jej brat przyspieszył kroku, więc lada chwila będzie przy niej. Kiedy był już tuż tuż, na tyle aby móc usłyszeć słowa obu dziewczyn, brunetka przechyliła się w stronę Marii i powiedziała:

— On cię kocha.
* * *
Michael zatrzymał się w miejscu na sam dźwięk słów. Liz zachichotała a potem błyskawicznie wtopiła się w tłum i uciekła. Maria stała z rozchylonymi ustami i patrzyła na niego. 'Ja ja kiedyś zabiję' zagroził w myślach siostrze. Jego wzrok przesunął się na postać blondynki. Nie miał pojęcia co powiedzieć. Wcisnął ręce do kieszeni a potem powiedział poważnie i zimno:

— Nie patrz tak na mnie. Chyba nie uwierzyłaś mojej szurniętej siostrze.
Dopiero w tym momencie Maria odzyskała pełnie świadomości. Musiała przed samą sobą przyznać, że kiedy Liz powiedziała te a nie inne słowa, zatkało ją, ale zrobiło się jednocześnie niesamowicie spokojnie i lekko. Jakby słowa brunetki były lekiem dla umęczonej i rozdrażnionej duszy Marii. Krew od razu szybciej popłynęła, wywołując rumieńce na policzkach i powodując drżenie wszystkich części ciała. Takie przyjemne drżenie, jakiego jeszcze nigdy nie było. Potem, gdy ich spojrzenia się zetknęły, miała wrażenie, że te niebezpieczne iskierki w oczach Guerina igrają całkiem inaczej. Teraz tańczyły razem z zielono-srebrnymi chochlikami jej wzroku. Fala ukojenia i ekscytującego ciepła przyszła równie szybko co zniknęła. Słowa chłopaka i jego ton, znów wprowadziły De Lucę w stan co najmniej nieprzyjemny. Odpowiedziała mu chłodno, zręcznie ukrywając poprzedni stan:

— Nie uwierzyłam. Przecież ty nie jesteś zdolny do uczuć.

— Powiedzmy, że moje uczucia są na zupełnie innym stopniu drabiny ewolucji.

— Ta... na tym najniższym – mruknęła, a kiedy chłopak się wyraźnie zdenerwował, dodała ostrzej – Reprezentujesz ten robaczywy poziom gleby. Równie zimny i brudny.

— Krystaliczna... uważaj, bo coś ci prześwituje – to powiedziawszy wskazał dłonią na jej spódnicę, która nagle w niewyjaśnionych okolicznościach zrobiła się krótka, dzięki czemu wyraźnie było widać czarną bieliznę
Maria prawie krzyknęła, ale szybkim ruchem zrzuciła sweter z ramion obwiązując go sobie dokoła i jednocześnie starając się obniżyć spódnicę. Mocując się z kawałkiem materiału, rzuciła do Michaela:

— Co się tak gapisz?

— Niecodziennie ma się okazję do podziwiania takich widoków. – powiedział z przekąsem i mrugnął do niej

— Możesz mnie pocałować w wiesz co. – gniew wręcz w niej wrzał

— Na przyjemność trzeba sobie zasłużyć. – odpowiedział jej z rozbrajającym uśmiechem poczym odszedł
Uśmiech nie mógł opuścić jego twarzy. Ale bardziej niż uśmiech tryumfu było to zadowolenie z czegoś zupełnie innego. Nie potrafił tego określić. Spodobało mu się takie docinanie sobie z Marią. Owszem często miał takie scenki z siostra, ale jeszcze nigdy z inną dziewczyną. Musiał przyznać, że było to niewątpliwie fascynujące i zabawne. Nie zauważył jednak cienkiej granicy, która oddzielała docinki od flirtu i którą właśnie zaczął pomiędzy nimi zacierać.
* * *
Maria weszła do klasy i szybkim krokiem rzuciła się w stronę najdalszej ławki, błyskawicznie siadając na krześle i rozglądając się czy nikt nie zauważył tego mankamentu, jakim była niewymiarowa spódnica. Liz jednak zauważyła jej niepokój. Podniosła się ze swojego miejsca i przeszła do dalszej części klasy, zajmując miejsce obok Marii. Pochyliła się w jej stronę i chciała zapytać czy wszystko dobrze, ale jej wzrok odnalazł najpierw króciutką spódnicę, a raczej pasek materiału, który ją zastępował. Stłumiła śmiech i powiedziała:

— Maria, twoja... spódnica

— Wiem. – powiedziała przyciszonym głosem blondynka – Twój brat pierwszy to zauważył i oczywiście świetnie się przy tym bawił.

— Znów to zrobił... – jęknęła Liz z lekkim rozbawieniem

— Co? – Maria nie dosłyszała wyraźnie

— Nie nic. Daj pomogę ci. Nawet nie będzie widać, ze jest za krótka.
To powiedziawszy sięgnęła dłonią do materiału. 'Michael, robisz się nudny z tymi numerami' pomyślała. To był jeden z ulubionych tricków jej brata i często się nim posługiwał, ale nie podejrzewała, ze zastosuje go również wobec Marii. Albo go bardzo wkurzyła albo naprawdę mu się podobała. 'Druga opcja bardziej prawdopodobna' w umyśle Liz rozbrzmiał głos jej własnych myśli. Pokręciła głową i przesunęła dłonią nad kawałkiem materiału, upewniając się, ze Maria nie spogląda na jej czynności. Spódnica powróciła do dawnych rozmiarów.

— Rany! Jak to zrobiłaś? – Maria nie wierzyła własnym oczom

— Kwestia dobrych chęci – brunetka uśmiechnęła się
Blondynka przytaknęła, ale chyba nie była zbyt przekonana. Dopiero co poznała rodzeństwo Guerinów a już odnajdywała w nich coś innego. 'Coś z nimi jest nie tak' Najpierw Liz z dziwną szybkością i łatwością otwiera szafkę, potem ten numer Michaela ze spódnicą, teraz błyskawiczna pomoc Liz. 'Coś tu nie gra' Wzrok blondynki przesunął się na drzwi, którymi miał za chwilę wejść nauczyciel. Ale pan Higgins zawsze się spóźniał, więc może jeszcze z pięć minut będą musieli poczekać. Na korytarzach już dawno było pusto, więc w sumie nie było na co patrzeć. Ale jednak. Zielonkawe oczy Marii zatrzymały się na szybkie w drzwiach, przez którą wszystko było widać. Za drzwiami stał chłopak. Wysoki, blondyn o niebiesko-stalowych oczach. Było w nim coś dziwnego. Chłopak zajrzał przez szybę, najwyraźniej kogoś szukając. Kiedy już tego kogoś odnalazł, wskazał dłonią na wyjście. I ktoś wstał. Maria nawet nie zdążyła się obrócić, kiedy usłyszała szept:

— Powiedz, ze poszłam do pielęgniarki.
Nim zdołała odpowiedzieć czy obrócić twarz, Liz już zmierzała do wyjścia. 'Co to za koleś? Co się tu dzieje?' Sytuacja najwyraźniej zaczęła intrygować Marię.
c.d.n.


Poprzednia część Wersja do druku Następna część