dzinks

Polar. Śmierść między dwoma biegunami (8)

Poprzednia część Wersja do druku

— Liz co się dzieje?

— To Max – szepnęła schodząc z baru – To on ją zabił . Michael spojrzał na nią nic nie rozumiejąc, była przerażona, ale po chwili jego umysł stał się bardziej jasny. Dziwne zachowanie Maxa, znikanie gdzieś na całe dnie. Szybko odgonił od siebie tę myśli.

— Liz nie bądź śmieszna to nie może być Max – stwierdził odwracając się.

— Idź do Valentiego ja pójdę do domu Maxa- zdecydowała- Muszę z nim porozmawiać i dopiero wtedy się przekonam. Złapał ją za rękę.

— Przecież…
Zamknęła mu usta pocałunkiem

— Muszę się z nim zobaczyć
***
Po całym strychu rozniósł się śmiech, odbijał się od ścian i dochodził do skulonego Maxa.

— Wstań Max – usłyszał ponownie ten sam szept , który prześladował go od kilku miesięcy. Podniósł głowę.

— Zrób to dla mnie – domagał się szept. Max rozejrzał się zdesperowany dookoła, w kącie zobaczył znajomą postać. Zrobiło się straszliwie zimno, Max nie był w stanie się ruszyć , patrzył na tą bladą twarz , jego warga drgała nerwowo.

— Czego od mnie chcesz ? – zapytał cicho. Postać zrobiła krok w przód, zimne szare oczy wpatrywały się w przerażonego Maxa. Spod czarnego płaszcza wyłoniła się trupio blada ręka trzymając w dłoni sznur.

— Maria by się ucieszyła.
Przewiesił sznur przez belkę , włożył pętle na szyje i spojrzał w dół. Tym razem nie dostrzegł bladej postaci , ale coś o wiele gorszego.
Blond włosa dziewczyna stała wpatrując się w niego swoimi zielonymi oczami. Zaczął płakać, zły spływały po policzkach niczym wzburzona rzeka.

— Przepraszam – wyszeptał spuszczając głowę , odepchnął stary kufer. Zawisł bezwładnie nad podłogą . Jego twarz nabrała czerwonej barwy , na czole pojawiły się kropelki potu. Maria wpatrywała się w jego śmierć nie ruszając się z miejsca. Jej oczu pełne były wyrzutu i cierpienia. Przez moment nogi bezskutecznie próbowały dotknąć podłoża, ale po chwili już zwisały bezwładnie , nie było żadnego ruchu. Maria zniknęła rozpływając się w powietrzu.
Na podłogę upadła biała koperta.

***
… Kiwając się raz na północ, a raz na południe. Było bez życia, ręce swobodnie opadały wzdłuż ciała. Ciemne włosy zakrywały oczy.
Dziewczyna kucnęła , zaczęła kiwać się z raz w jedną a raz w drugą stronę , głowę chowając między kolana. Cichy szloch i jęk nie dochodził już do ciała chłopaka …
Nie chciała na niego spojrzeć , nie mogła uwierzyć, człowiek z którym spędziła dwa lata był zdolny do takiego czynu. Znała go doskonale.
Na dole usłyszała ruch , a potem krzyk Michaela.

— LIZ!!!
Otworzył z hukiem drzwi.

— O BOŻE – wyszeptał, podbiegł do Liz obejmując ją . Valenti stał patrząc na ciało Maxa. Potem podniósł z ziemni białą kopertę.

— Wyjdźmy stąd – powiedział Valenti. Michael podniósł z ziemi szlochającą Liz i oboje wyszli ze strychu.

— Szeryfie proszę przeczytać ten list – poprosiła Liz siadając na schodach, Michael obejmował ją czule.

Przepraszam was !!

Tylko tyle mogę powiedzieć w tym tragicznym dla mnie dniu. Kochałem Marie Deluca, choć ona nigdy mi tego nie okazała. Liz naprawdę między nami coś było, ale to minęło. Nasze uczucie wygasło. Tamtego dnia szedłem za Marią, kiedy wyszła z Crashdown , wysyłałem jej sygnały już dawno temu . On jednak była z Michaelem moim najlepszym przyjacielem. Nie chciałem jej krzywdzić, z każdym dniem moje uczucie było coraz silniejsze. Tamtego dnia po dostarczeniu przesyłki złapałem ją przy samochodzie. Krzyczała, wyrywała się.
Wsiadłem z nią do samochodu, zaczęliśmy się kłócić, powtarzałem cały czas jak bardzo ją kocham. Ona jednak kochała tylko ciebie Michael.
Tamtego dnia już się nie kontrolowałem, wszystko to stało się pod wpływem wielkiego impulsu. Byłem sfrustrowany, teraz tak bardzo tego żałuję. Zgwałciłem ją, a potem zamordowałem.
Było mi z tym bardzo ciężko , nawet nie wiecie jak bardzo. Musiałem wam patrzeć w oczy każdego dnia, szczególnie tobie Liz.
Po pewnym czasie dostrzegłem, że między tobą a Michaelem coś zaczynało się dziać. Naprawdę tyle razy chciałem wam powiedzieć, ale zawsze coś mnie powstrzymywało.
Ten chłopak , którego Valenti oskarżył o morderstwo Marii, to ja go przekupiłem. Miałem trochę oszczędności, a on nie był zbyt inteligentny. Miał się przyznać, a ja miałem być wolny od podejrzeń …

— Tutaj jest wczorajsza data – powiedział Valenti patrząc na Liz i Michaela- Pod tym jest jeszcze mały wpis, chyba dzisiejszy.
Nie ma mnie wśród was, nie ważne są już moje słowa. Wiem , że ty Liz razem z Michaelem będziesz bardzo szczęśliwa. Tak jak dziś wieczorem w Crashdown.
Spróbujcie mi wybaczyć
Max

Koniec 10 kwietnia 2004 19:00

Po waszych komentarzach , stwierdzam , że to opowiadanie również mi nie wyszło. Teraz napisze Candy : Smak twoich ust i mam nadzieję , że będzie o wiele lepsze niż to. Po Candy przyjdzie czas na Puszkę Pandory.





Poprzednia część Wersja do druku