dzinks

Polar. Śmierść między dwoma biegunami (4)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

Max zadrżał cofnął się i wymamrotał.

— Nie mogę … muszę już iść.

— Ale Max dokąd ty idziesz Max !!!!! – krzyczała za nim , biegł jak szalony, patrzyła zanim nie zniknął jej z oczu.

— Co jemu się stało? – zapytał ktoś, Liz odwróciła się przednią stał Michael, miał zaczerwienione czy, ale wyglądał lepiej niż wczoraj.

— Nie wiem zachowuje się dziwnie – odparła Liz


Około dziesiątej Liz, Alex, Michael, Max i Isabel siedzieli w Crashdown trochę przybici. Sami próbowali szukać jakiś śladów, pytali szukali, ale wszystko na próżno. Liz siedziała na kolanach Maxa. Michael zerkał na nich niby czasami, Liz udawało, iż tego w ogóle nie zauważa.
Było jej żal Michaela, był kompletnie przybity, do tego nie pozwolił sobie pomóc. Westchnęła.

— Pójdę się położyć – stwierdziła, nikt nie zaprotestował. Pożegnała się i wyszła.

— Nawet nie zamierzasz się z mną pożegnać – usłyszała za sobą głos Maxa. Odwróciła się.

— Max daj spokój jestem wykończona, miała ciężki dzień. Max był już przy niej obejmując ją w pasie. Nie podobało jej się to wcale. Pocałował ją gwałtownie i namiętnie. Wyrwała się.

— Max przestań ! On patrzył na nią niezrozumiałym wzrokiem, przestraszyła się i poczuła coś bardzo dziwnego. Pocałunki Maxa nie wzbudzały w niej żadnych uczuć, był jej obojętny jak nigdy dotąd. Odwróciła się poszła na górę. Max stal przez chwile patrząc za nią, na jego czole pojawiły się kropelki potu. Chciał odejść, poczuł, że robi mu się gęsia skórka.

— Przestań – szepnął, rozejrzał się przerażonym wzrokiem dookoła, był sam. Nie mógł być sam, usiadł z powrotem obok Michaela blady i zdenerwowany.
Liz weszła na górę i położyła się do łóżka. Jeszcze nigdy nie potraktowała tak Maxa, dotknęła ust, myślący , że to coś zmieni, ale nie stało się nic takiego. Potem w jej umyśle pojawił się obraz Michaela. Pomyślała nawet, że Michael jest o wiele przystojniejszy od Maxa. Zasnęła myśląc o nim.

Było przed równo dziesięć po piątej. Michael szedł opuszczoną ulicą Roswell. Wiedział, że parking, na którym zabito Marie był strzeżony, policja na pewno bardzo dokładnie przesłuchała, ale Michael chciał porozmawiać z nim zupełnie sam.
W budce dość tęgi i przyłysawy mężczyzna chrapał donośnie. „ Też mi strażnik”- pomyślał Michael. Potrząsnął nim trochę. Facet otworzył najpierw jedno oko potem drugie, ziewnął raz i drugi.

— Czego?- zachrypiał.

— Michael ? Co ty tu robisz ?- usłyszał za sobą znajomy głos. Przed nim stała Liz, miała podkrążone oczy , ona także musiała zerwać się wcześnie.

— Cześć. Dobre pytanie Liz – stwierdził mierząc ją wzrokiem od stóp do głów. Liz udała, że tego że zauważyła , choć trochę się zarumieniła

— No gadajcie, czego chcecie, bo mam ważniejsze sprawy na głowie- warknął facet z budki. Michael odwrócił się i powiedział.

— Chcemy się dowiedzieć wszystkiego o tym morderstwie. Wiemy , że pan powiedział już wszystko policji , ale ja mam trochę bardziej przekonywujące argumenty. Liz spojrzała na Michael, który wyciągnął z kieszeni plik banknotów. Mężczyzna spojrzał z ukosa na Liz , potem wziął pieniądz od Michaela.

— Dobra z tą dziewczyną był taki jeden, ale nie widziałem jak wyglądał było ciemno…

— To już słyszeliśmy- skomentował Michael-Jak wyglądał?-

— Może pamięta pan coś? Ja zachowywała się Maria ?- zapytała Liz
Mężczyzna podrapał się po głowie, Michael dopiero tera zdał sobie sprawę, że Liz trzyma go za rękę. Zrobiła to pod wpływem impulsu.

— Miał czapkę, chyba kaszkietówkę i był chyba młody. Raczej blondyn – stwierdził po namyśle- Potem już go nie widziałem , nad ranem znalazłem dziewczynę.

Nie znaleźli nie wokół samochodu, Liz była zawiedziona, ale także zaskoczone tam, iż spotkała się z Michaelem. Trzymała go za rękę, choć sama nie wiedziała, dlaczego to zrobiła.

— Jak się trzymasz Michael; ?- zapytała chcąc oderwać go od ponurych myśli. Spojrzał na nią czując przyjemne mrowienie na karku.

— Jakoś leci – odparł obojętnie nie odrywając od niej wzroku, zatrzymali się przed Crashdown, po chwili zapytał- A jak między tobą a Maxem. Liz spojrzała w bok, zastanowiła się dlaczego o to pyta, teraz wcale nie myślała o Maxie, myślała o nim.

— Nie wiem , chyba jest w porządku. Michael poczuł ukłucie w sercu, Liz stała mu się bliższa, przy niej czuł się dobrze, ale ona należała do Maxa, a on nie miał prawa o niej myśleć.

— Lepiej już pójdę – powiedziała Liz.

— Na razie

Weszła do pokoju zamykając za sobą drzwi, wzięła kilka głębokich wdechów, podeszła do lustra na jej twarzy pojawiły się czerwone rumieńce.

— Nie to niemożliwe – szepnęła uśmiechając się. Pojawiła się gęsia skórka, w pokoju nagle zrobiło się zimno. Liz zauważyła , że jej oddech zmienił się w parę. Oprócz niej był tu jeszcze ktoś.

— Wszystko jest możliwe – usłyszała szept. Zadrżała ze strachu, spojrzała w lustro i o mało nie krzyknęła. Rozwarła szerzej oczy , chciała coś powiedzieć , lecz nie mogła wydobyć z siebie żadnego dźwięku. W lustrze obok swojego odbicia zobaczyła postać swojej nieżyjącej przyjaciółki.

— Liz nie bój się – poszedł do niej szept , chociaż Maria nie poruszyła ustami. Liz stała przerażona nie mogąc się ruszyć, serce waliło tak jakby miało zaraz wyskoczyć z piersi.

— Maria ?- zdołała wyszeptać.

— Pomóż mi , on tu jeszcze jest – usłyszała Liz. Twarz Marii zmieniła się , posmutniała.

— Jak… jak mam ci pomóc- wyjąkała.

— Nie udawaj miłości…
Znowu była sama, temperatura pokojowa wróciła do normy. Liz osunęła się na podłogę oddychając z trudem.
C.D.N


Poprzednia część Wersja do druku Następna część