dzinks

Polar. Śmierść między dwoma biegunami (3)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

***

W miejscu straszliwej zbrodnii nie było nikogo, deszcz lał się z nieba strumieniami, Michael stał przez chwilę naprzeciwko miejsca morderstwa, patrzył pustym wzrokiem w przestrzeń. Włosy lepiły mu się do twarzy, ale on nawet nie drgnął, ochłonął przez te kilka dni, choć w jego sercu było wiele nienawiści. We własnym umyśle pozostał obraz jego ukochanej, prawa ręka bezwładnie wystawała z samochodu dotykając ziemi, leżała na siedzeniu, miała otwarte oczy zastygłe z przerażenia i bólu. Poszarpane i poranione ciało, dookoła krew. W sercu tkwił nóż. Walczyła i nie chciała się poddać, krzyk …
Zacisnął powieki próbując odgonić złe myśli.
Kilkadziesiąt metrów dalej w zaułku pewien chłopak obserwował Michaela, on także nie zważał na deszcz jego oczy bacznie przyglądały się jemu „zrozpaczonemu”. Przez kilka minut obaj stali nieruchomo, aż w końcu ciemnowłosy przemoczony chłopak wyłonił się z zaułku i zaczął podążać w kierunku Michaela.

— Chodźmy już – powiedział brunet. Michael poruszył się, uwolnił się z ciemnego koszmarnego snu. Spojrzał na chłopaka.

— Max… co ty tu robisz ?

— Przyszedłem, ponieważ wszyscy się o ciebie martwią – wyjaśnił Max , zmusił się do nikłego uśmiechu.

— Staram zrozumieć tego gnoja , ale nie ma dla niego żadnego usprawiedliwienia. Wiesz kochałem ją bardzo ją kochałem, ten ktoś odebrał mi coś niezwykłego, coś wspaniałego miłość Maxwell.
Max Evans spojrzał na swojego najlepszego przyjaciela, to było dziwne spojrzenie, pełne współczucia i zrozumienia, ale jednocześnie zdziwienia.

— Michael zawsze się mówi, że morderca powraca na miejsce zbrodni.

— Powraca Max, a ja tu zawsze będę na niego czekał.

***




W prosektorium był Michael, Max i Liz. Isabel i Alex nie byli w stanie tam pójść. Amy Deluca także nie mogła, ona jeszcze się z tym nie pogodziła. Max trzymał za rękę Liz , bardzo mocno, kiedy odkryto ciało cofnął się do tyłu. Michael i Liz podeszli. Leżała tam ona niegdyś ich przyjaciółka, zawsze uśmiechnięta szalona i piękna, teraz zimna i bez krzty życia. Max stał z boku, nie mógł patrzeć, nie słyszał nawet słów Liz. Patrzył przed siebie. Obok niego stała postać, czarna szata, czarny kaptur, oczy niezwykłe, patrzyły pusto w Maxa. Bezwłosa głowa i blada twarz, postać uśmiechnęła się. Max rozwarł oczy z przerażenia, Michael i Liz byli odwróceni od niego plecami, ciało Marii było już zakryte.

— Wiem o tym – usłyszał w swojej głowie głos- Dlaczego ciemnowłosy, ja to wiem , a ty ją tracisz… na zawsze
Wybiegł stamtąd, byle jak najdalej jak najdalej od tego okrutnego miejsca.

Liz siedziała na kanapie myślami będąc gdzieś daleko, Isabel i Alex stali obok siebie, sprawiali wrażenie jakby dokładnie nie wiedzieli, co się z nimi dzieje. Valenti stał spokojnie obserwując drzwi. W innym pokoju goście stypy próbowali pocieszać zrozpaczoną Amy Deluca. Michael stał w drzwiach podszedł do matki Marii i przytulił ją, potok łez ich obojgu zapełnił pokój.
Minęło kilka godzin i wszyscy zaczęli się rozchodzić, grupka osób miała się spotkać w Crashdown.

— Napastnik musiał ją śledzić od dawna – powiedział Valenti patrząc na Michaela.

— Kim on jest ?

— Może być każdym z was i kimkolwiek, wiemy na pewno, że to ktoś młody. Ma około dwudziesty lat może mniej – wyjaśnił Valenti. Liz nie miała złudzeń dobrze wiedziała, że ten ktoś dobrze zamaskował ślady i na pewno go nie znajdą. Popatrzyła na Michaela, uśmiechnęła się on także na nią spojrzał. Po raz pierwszy odpowiedział na jej spojrzenie. Patrzył inaczej niż dotychczas, wyglądało na to , że rozumieją się bez słów.

Max siedział samotnie przed szkołą, nie odpowiadał na zaczepki dziewczyn, nie odpowiadał na zwykłe „cześć”.

— Max ?
Odwrócił się obok niego stała Liz, jej twarz nie zmieniła się od dnia pogrzebu. Nadal była smutna.

— Cześć kochanie – zmienił się momentalnie , podniósł się i pocałował ją w policzek.

— Max co się dzieje ?.

— Nic Liz no wiesz jestem trochę przybity z powodu…

— Nie Max – przerwała – Powiedz mi wszystko, pamiętasz tamten dzień, kiedy do ciebie dzwoniłam, powiedziałeś, że musisz coś załatwić i się rozłączyłeś. Max powiesz mi w końcu co się z tobą dzieje.
Max odwrócił się zacisnął pięści , wziął kilka oddechów i powiedział.

— Musiałem pobyć trochę sam Liz, naprawdę nic się nie dzieje. Kącik ust Liz uniósł się w górę, nie uwierzyła mu.

— Pójdziesz ze mną gdzieś? Ponownie spojrzał w jej oczy. Liz odetchnęła zobaczyła w nich wesołe błyski , a już się martwiła , że Max załamał się.

— Gdzie?

— W „tamto miejsce”

Blada łysa postać sunęła za Liz patrząc Maxowi prosto w oczy, niezwykle oczy, szarość mieszała się z fioletem, były martwe.

— POWIEDZ JEJ …


Poprzednia część Wersja do druku Następna część