_liz

Arytmia (7)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

VII

Wysoka blondynka wciągnęła na siebie czerwoną bluzkę. Przejrzała się w lustrze i rozprowadziła opuszkami palców delikatny róż. Potem sięgnęła po błyszczyk i nałożyła go na wargi. Jeszcze raz zmierzyła swoje własne odbicie uważnym wzrokiem. Obróciła się i sięgnęła dłonią do klamki, otwierając drzwi. Teraz znajdowała się w dużo większym pokoju, o wiele bardziej oświetlonym promieniami słońca wpadającymi przez okna. Dziewczyna spokojnym krokiem przeszła przez pokój, zabierając po drodze katanę leżącą na oparciu kanapy. Zatrzymała się, wrzucając na siebie dżinsowy materiał. Jej dłonie powoli osunęły się w dół tułowia, a cała sylwetka wyprostowała się. Dziewczyna nie obracając się powiedziała głośno:

— Witaj.
Dopiero po chwili obróciła się na pięcie o sto osiemdziesiąt stopni i wbiła spojrzenie w drugi kąt pokoju. Stało tam dębowe biurko zastawione książkami. Wysoki brunet ze skrzyżowanymi ramionami, opierał się o mebel spoglądając z zaciekawieniem na blondynkę. Ta nie wyglądała na tak zadowoloną, była raczej znudzona. Stanęła w podobnej pozycji co chłopak i zapytała:

— Czego chcesz?

— Nie można wpaść w odwiedziny? – zapytał chłodno odrywając się od biurka i zbliżając do niej

— Wybacz, ale nie wyobrażam sobie plotkowania przy herbacie ze Śmiercią.

— No dobrze. Mam do ciebie prośbę.
Dziewczyna spojrzała na niego ze zdziwieniem. Jej błękitne oczy wypełniły się politowaniem, a po chwili zastanowienia zabarwiły się na głębszy odcień oceanu, wyrażając przestrach i niepokój. Zmrużyła oczy, lustrując sylwetkę chłopaka. Jakby nie wiedziała czy on żartuje czy nie. Potem usiadła na oparciu kanapy i zapytała mroźnie:

— Prośbę? Jaką?

— To długa historia. – powiedział Max, unikając kontaktu wzrokowego
Blondynka zsunęła się z kanapy i podeszła do niego. Obeszła na około jego postać, upewniając się czy to na pewno on. Po kilku okrążeniach zatrzymała się. Ich nosy prawie się ze sobą stykały. Niebieski wzrok dziewczyny utkwił w jego oczach, szukając w nich czegoś odmiennego. Pośród mroku, otchłani, krzyków rozpaczy, lodu i śmiertelnego niebezpieczeństwa tliło się w nich coś, czego najwyraźniej do tej poty nie było. Blondynka zrobiła dziwną minę, pełną niedowierzania i strachu. Jej dłoń uniosła się i nim chłopak zdążył się odsunąć, położyła ją na jego klatce piersiowej. Bum! Dziewczyna odskoczyła.
* * *

— Kim jesteś?! – wrzasnęła odsuwając się
Dziwna poświata wydobyła się z jej ciała, a strumień wiatru pootwierał wszystkie okna, wpuszczając do mieszkania poryw zimnego powietrza, które rozwiało jasne włosy dziewczyny. Jaj dłonie uniosły się nieco na boki, a błękitne spojrzenie przesączone furią wbiło się w chłopaka.

— Kim jesteś? – zapytała ponownie, a ton jej głosu z każdą sekundą robił się bardziej lodowaty – Demon.
Chłopak wyprostował się i odwzajemnił spojrzenie. Z jego oczu zniknęły całkowicie iskierki ludzkości i promiennej dobroci, znów były to mroczne i czarne tęczówki bez życia. Max uniósł rękę i skierował ją w stronę okien. Wiatr momentalnie ucichł, okna zamknęły się, a w środku zapanowała cisza mieszana ze stęchłym powietrzem. Blondynka opuściła ręce, a jej oczy rozszerzyły się w kolejnej fali zdumienia. Stłumionym głosem powiedziała:

— To jednak ty. Ale... to niemożliwe.

— Możliwe. – odpowiedział chłodno chłopak

— Przecież jesteś Śmiercią. Śmierć nie ma serca. A ty...

— Wiem. Mówiłem, że to długa historia. Masz czas?
Blondynka wcisnęła dłonie w kieszenie katany i powiedziała:

— Nie. Mam dzisiaj sesję.

— W szpitalu? – zapytał Max z lekkim uśmiechem – Czy w Domu Dziecka?

— W sądzie. – odpowiedziała dziewczyna przekornie – Musze pocieszyć chłopaka oskarżonego niesłusznie o morderstwo.

— Skoro jest niesłusznie oskarżony, wiec go uniewinnią.

— Jak ty mało wiesz o tym świecie. – mruknęła dziewczyna – Twój kontakt ze sprawami ludzkimi ogranicza się do odebrania im duszy.

— Jednak sam zacząłem coś odczuwać. – powiedział cicho chłopak

— Właściwie jak to się stało? – zapytała z zaciekawieniem

— Hmm... daleko jest do tego sądu?

— No spory kawałek.

— Opowiem po drodze. – powiedział i wyminął ja, wychodząc na korytarz
* * *
Chłopak przerzucił kolejną kartę w albumie, zatrzymując się na dłużej na jednym ze zdjęć. Fotografia przedstawiała dwójkę dzieci, dziewczynkę i chłopca. Siedzieli na białej huśtawce trzymając się za ręce i uśmiechając. Chłopak zmrużył oczy dostrzegając na fotografii coś, czego nigdy wcześniej nie zauważył. Może to zawsze tutaj tkwiło, ale jednak nigdy wcześniej nie zwrócił na to najmniejszej uwagi. Obok dziewczynki tkwiło kilka jasnych punkcików, przypominających gwiazdy widziane nocą. Dłoń chłopaka przetarła fotkę, upewniając się czy nie są to czasem zabrudzenia. Nie, jasne punkciki zostały ujęte na zdjęciu. 'Dziwne' W pewnym momencie zrobiło mu się cieplej, a rozterki zniknęły. Uniósł głowę i rozejrzał się. Nikogo nie było w pobliżu. Drzwi skrzypnęły, a na ganku pojawiła się drobna brunetka z kubkiem w dłoni. Uśmiechnęła się i usiadła obok niego, zerkając na album.

— Alexie Whitman czyżbyś się rozczulał? – zaśmiała się
Chłopak spojrzał na nią. Inaczej niż zwykle. Zawsze patrzył na nią jak na siostrę, jak na to co widywał codziennie, bez większych emocji. Teraz szkliste oczy chłopaka spoglądały na nią tak, jakby widział ja po raz pierwszy i ostatni. Z ogromnym uczuciem, fascynacją i podziwem, jakby była ósmym cudem świata. Dla niego była. Była aniołem, który zawsze przy nim był, poświęcał się dla niego, nigdy go nie zawiódł. Nie powiedział ani słowa tylko wyciągnął ramiona w jej stronę i przytulił ją. Tak mocno jak tylko potrafił, wtulając swój policzek w jej włosy i coraz mocniej zaciskając ramiona wokół jej drobnego ciała. Dziewczyna nie wiedziała co się dzieje, ale serce jej załomotało, powodując niewyjaśniony strumień łez. Polało się ich więcej, kiedy poczuła na ramieniu chłodne i mokre odbicie łez jej brata. Nigdy wcześniej tak nie robił, więc teraz jego zachowanie było co najmniej dziwne. Jakby miał jej już nigdy nie zobaczyć. Liz nie wypuszczając z rak kubka, odwzajemniła uścisk.
I've got to tell you in my loudest tones
That I started looking for a warning sign
When the truth is
I miss you
Yeah the truth is
That I miss you so
* * *

— Nic z tego. – głos dziewczyny był stanowczy, ale jednak ciepły

— Przecież masz pomagać ludziom przezwyciężać ich strach i ból, dawać ukojenie – chłopak wciąż się upierał – To też swojego rodzaju pomoc.

— Słuchaj. Tobie nie chodzi o ukojenie nerwów tego chłopaka, ale o to, żeby jego siostra przestała się zamartwiać.

— To tez dobry powód. – Max się uśmiechnął

— Z tego co mi opowiedziałeś, ta dziewczyna ma własny dar do poprawiania ludziom nastroju i wpajania im uczuć. Spójrz na siebie.
To powiedziawszy, przymknęła oczy, a lekka poświata rozbłysła w całej sali niczym fala uderzeniowa. W następnej chwili blondynka siedziała tuż przy niewysokim blondynie w kajdankach, który siedział obok prawnika. Najpierw przyjrzała się mu, potem dłonią musnęła jego policzek. Jej perłowe usta rozchyliły się, kiedy zaczęła coś szeptać. Miało się wrażenie, że wiosna rozkwita na dobre, że słońce świeci pełnią sił, że śpiew anielski roztacza się wokół. Jedna łza spłynęła po policzku chłopaka, zatrzymując się na jego brodzie. Następnie nabrał głęboko powietrza i lekko się uśmiechnął. Blondynka wstała. W mgnieniu oka wszystko powróciło do stanu sprzed kilkunastu sekund, kiedy tylko Max i dziewczyna weszli na salę. Nic nie powiedziawszy, blondynka wyszła a brunet za nią. Korytarz gmachu sądowego opustoszał.

— Pomożesz mi? – chłopak ponowił pytanie – Isabel?

— Pomogę. – odpowiedziała – Ale jeżeli ta dziewczyna jest tym kim podejrzewam, to moja pomoc jest niepotrzebna
c.d.n.


Poprzednia część Wersja do druku Następna część