_liz

Etoile (7)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

Dłoń mężczyzny powoli przesuwała się po nagich plecach dziewczyny. Namiętne pocałunki uwalniały z niesamowita prędkością zasoby słodyczy i pikanterii, które do tej pory najwyraźniej były zatajone głęboko w ciele dziewczyny. Przekręcili się, a kołdra zaszeleściła pod ich ciałami. Mężczyzna intensywnym wzrokiem spojrzał na rozpalona kochankę. Złożył na jej ustach kolejny namiętny pocałunek, a potem zapytał szeptem:

— Dlaczego wciąż mnie chcesz?
Dziewczyna jęknęła nie chcąc przerywać przyjemnej sytuacji. Na chwilkę oderwała od niego usta i wydyszała cicho:

— Bo nie potrafię się oprzeć.
Mężczyzna uśmiechnął się i wpił usta w jej szyję, ale po chwili syknął wprost do jej ucha, jakby musiał wiedzieć to wszystko właśnie w tej chwili:

— A myślałem, że zimna i nieugięta Vilandra potrafi oprzeć się wszystkiemu.
Dziewczyna na chwilkę odwróciła twarz i spojrzała na ścianę. Mieszkanie było ładne i zadbane, nigdy w takim nie miała okazji mieszkać. Znów spojrzała na kochanka. Kiedy jego dłoń przesunęła się wzdłuż jej rozpalonego ciała, westchnęła i powiedziała półszeptem:

— Może i jestem okrutną, zdradziecką suką, ale mam w sobie ludzki gen. Coś na kształt struny uczucia, która we mnie poruszyłeś.
Mężczyzna uśmiechnął się tryumfalnie, spojrzał w jej mroczne oczy. Jeszcze nikt nigdy tak na niego nie spoglądał, jak ona. Zapytał:

— Kochasz mnie?

— Tak. – szepnęła i usiłowała go ponownie pocałować

— Powtórz. – poprosił łagodniej i pochylił się nad nią

— Kocham cię Kivar. – odpowiedziała i pocałowała go
* * *
Zegar tykał, jakby z każdą sekundą chciał ogłosić swoje istnienie i stać się zauważonym. Denerwujące stuknięcia wskazówek zaczęły drażnić chłopaka. Siedział na fotelu i spoglądał na ścianę naprzeciwko, gdzie srebrną farbą wypisane były ich imiona. Właśnie się wybudził ze snu, w który przypadkiem zapadł. Siedział cicho, nic nie mówiąc. Jego wzrok powoli zsunął się w dół, na kanapę. Leżała na niej skulona, drobna postać. Rath lekko się uśmiechnął. Wyglądała niesamowicie. Miał wrażenie, że nigdy w życiu nie widział nic piękniejszego. Nogi podkulone pod brzuch równiutko leżały na kanapie. Jedna smukła dłoń położona była wzdłuż ciała, a opuszki palców dotykały dżinsów. Druga podłożona była pod głowę, która spokojnie spoczywała. Ciemne i nieco potargane włosy opadały na szyję, a jedno pasemko przysłoniło twarz. Przyćmione światło, które sączyło się z kapsydów, ślizgało się gładko po jej skórze. Gdzieniegdzie blask ciała wydawał się być bardziej intensywny, jakby drobne iskierki igrały z melaniną w jej skórze. Rath spojrzał na jej twarz. Wiedział, że powieki i gęste rzęsy strzegą pięknego skarbu. Miał ochotę spojrzeć teraz w jej oczy, znów zatonąć w głębi gwiazd. Za każdym razem, kiedy na niego spoglądała czuł, jakby atramentowa, mroczna noc otulała go, a gwiazdy przepływały przez jego ciało. Usta dziewczyny lekko się rozchyliły. 'Wprost stworzone do tego, by je całować' pomyślał Rath, a potem natychmiast odegnał od siebie tę myśl, jakby Liz mogła ją usłyszeć i uciec przez to od niego. A tego nie chciał. Tyle lat jej szukał, tyle czekał. I wreszcie ją znalazł. Wstał cicho z fotela i podszedł bliżej. Kucnął przy kanapie i uważniej na nią spojrzał. Przesunął dłonią po jej ramieniu, a potem dotknął jej dłoni. Opuszki dziewczyny zadrżały. Otworzyła oczy i zerknęła na niego. Nieco wystraszony chłopak, chciał się cofnąć, cofnąć rękę i odsunąć się z powrotem na fotel. Ale palce Liz splotły się z jego i dziewczyna ścisnęła mocniej jego dłoń. Spojrzał na nią. I znów ciemna noc roztoczyła się wokół, a gwiezdny pył przemknął przed jego oczami. Jej jasny uśmiech ukoił jego niepokój. Rath nie puszczając jej dłoni, ułożył się na podłodze obok kanapy. I wróciło wspomnienie z dzieciństwa. Tak leżąc, zasnęli, jak kiedyś zwykli zasypiać w sierocińcu. Rath jeszcze raz na nią spojrzał. 'Tylko głupiec zostawiłby taką Gwiazdę, ku jej istnieniu. I tylko głupiec próbowałby zatrzymać ją tylko dla siebie.' Ponownie spojrzał na jej promienną twarz. Serce mu ucichło, jakby się ukołysało do snu, samym jej widokiem. Pełna paleta matowych i bezbarwnych dotąd uczuć, z każda sekunda przy niej odzyskiwała pełnię koloru, jakby szalony artysta wylewał do jego wnętrza wszelkie odcienie farb, które odzwierciedlały jego uczucia. 'Nie chcę być głupcem.' Ścisnął jej dłoń i wyszeptał:

— Nie zostawię cię. Ani nie zatrzymam dla siebie. Po prostu chcę być przy tobie. Moje miejsce jest tam gdzie ty, mon etoile.
c.d.n.



Poprzednia część Wersja do druku Następna część