_liz

Etoile (1)

Wersja do druku Następna część

PROLOG

Mała dziewczynka stała przed akwarium. Wpatrywała się w zielonkawą wodę i kolorowe rybki, które miotały się pomiędzy gęstymi wodorostami. Woda pomimo swojej niesamowitej barwy wydawała się być przejrzysta. Dziewczynka widziała wyraźnie kolorowe malunki na ścianie. Ale bardziej niż wpatrywaniem się w rysunki, które fantazyjnie falowały, gdy się na nie spoglądało przez akwarium, dziewczynka zajęta była spoglądaniem na barwne żyjątka. Drobna rączką przykleiła się na chwilkę do szyby a potem paluszek zaczął wodzić za jedną z rybek, która miała na boku jasny, żółty pasek. Za plecami dziewczynki dzieci bawiły się w najlepsze. Jedne układały klocki, inne bawiły się lalkami, kilkoro nawet było zajętych grą w berka. Mała ciemnowłosa pięciolatka z fascynacją spoglądała wewnątrz dużego akwarium. Lubiła to. Nagle jej uwagę przykuł cień, który pojawił się po drugiej stronie szklanego pudła. Dziewczynka uniosła swoje duże orzechowe oczy i wlepiła je w postać, która stała naprzeciwko. Uśmiechnęła się, kiedy zobaczyła małego chłopca. Jego zimne piwne oczy spoglądały na nią radośnie. Chłopiec uniósł małą rączkę i przyłożył ją do szyby akwarium. Dziewczynka uniosła swoją rączkę i przystawiła do szyby po swojej stronie szklanego domku naprzeciwko dłoni chłopca. Oboje się uśmiechnęli. Chłopiec oderwał się od szyby i wyszedł zza akwarium. Podszedł do dziewczynki i chwycił jej drugą dłoń. Przeszli razem w drugi kąt pokoju i usiedli przy stoliku, na którym znajdowały się kartki i flamastry. Usiedli naprzeciw siebie i każde z nich z zacięciem zaczęło coś rysować. Po chwili chłopiec wykończył swój rysunek i z dumną wyszczerzył żeby, podając dziewczynce kartkę. Na białym skrawku papieru namalowane było fioletowe serduszko a w rogach kartki czarnym flamastrem wymalował dziwne znaczki. Podał jej kartkę i powiedział:

— Dla ciebiem, Lizzy.
Dziewczynka z pełnym uśmiechem wzięła od niego kartkę i dała mu swoją, która wyglądała całkiem podobnie, tylko, że serduszko było bardziej okrągłe i zielone, a w rogach nie było znaczków. Dziewczynka wstała ze swojego krzesełka, podeszła do chłopca i cmoknęła go w policzek. Otuliła go drobnymi ramionami i powiedziała cichutko:

— Kocham ciem Rathy.
Chłopiec uśmiechnął się, obrócił i oplótł swoje ręce wokół niej. Słodką chwilę przerwała młoda kobieta, która zawołała wszystkie dzieci. Chłopiec i dziewczynka złapali się za ręce i ruszyli razem z innymi dziećmi do dużej sali, gdzie miało odbyć się leżakowanie. Kiedy już położyli się na kocach i mieli zasnąć, chłopiec złapał drobną dłoń dziewczynki. Tak zasnęli.
* * *
Deszcz bębnił o parapet. Dzieci zajęte były zabawami i nie miały nawet ochoty podnosić głowy, aby zobaczyć, co się dzieje wokół. Dziewczynka i chłopiec siedzieli pod oknem i grali w karty. A raczej rzucali kolorowe karty na ziemie przekrzykując się, które to niby wygrało. To nawet nie przypominało żadnej gry, chociaż chłopiec ewidentnie upierał się, że to poker. Mieli przy tym niezły ubaw. W pewnym momencie chłopiec wyrzucił dziewiątkę kier, która w ich mniemaniu była słaba, bo była czerwona, a oni nie lubili tego koloru. A ponieważ pięciolatka wyrzuciła wcześniej króla pik, miała przewagę. Chłopiec zmarszczył czoło i machną ze zdenerwowaniem ręką. Karta lekko podskoczyła i zmieniła się w asa pikowego. Dziewczynka otworzyła usta i wydała z siebie ciche "wow" a chłopiec podrapał się po brwi i cmoknął niespokojnie. Dotknął palcem drugiej karty i ta wnet zmieniła się w damę trefl. Kolejne minuty spędzili na podziwianiu, jak chłopiec zmienia karty. Dziewczynka też próbowała, ale nie udawało jej się, karty wciąż pozostawały takie same. Posmutniała, bo nie potrafiła czarować jak Rathy. Ale on tylko pstryknął ją po nosie i powiedział cieplutko:

— Ty potlafisz zmieniać mniem. O tu. – dotknął paluszkiem swojego serca
Dziewczynka uśmiechnęła się. Już przechyliła się w jego stronę, aby dać mu buzi, kiedy młoda kobieta stanęła nad nimi. Przykucnęła i powiedziała do dziewczynki, odgarniając jej włosy za ucho:

— Choć Elizabeth, przyszli do ciebie goście. Państwo Parker. Przyjechali tu z bardzo małego miasteczka i chcą cię poznać.

— A Rathy? – dziewczynka zapytała niepewnie

— Goście przyszli do ciebie, ale wieczorem się znów pobawicie razem.
Dziewczynka spojrzała ze smutkiem na chłopca, podając kobiecie rączkę. Chłopiec przez chwilkę też był smutny, a potem uśmiechnął się promiennie i powiedział z duma i pewnością:

— Wieczorem pozmienimy kalty na cierwone.
Lizzy uśmiechnęła się i poszła z kobieta obracając jeszcze twarz w stronę chłopca. Razem ze swoją opiekunką weszła do przytulnego pokoju. Na małej dziecięcej sofie siedziało młode małżeństwo. Kobieta rozpromieniła się na widok dziewczynki i rozchyliła ramiona, oczekując, że dziewczynka w nie wpadnie. Ale ciemnowłosa pięciolatka stała niepewnie, trzymając się kurczowo spódnicy opiekunki. Dopiero kiedy mężczyzna się uśmiechnął i mrugnął do niej, ona też się uśmiechnęła i podeszła do niego, wdrapując mu się na kolana.
* * *
Chłopiec i dziewczynka siedzieli cichutko na dywanie. Oboje mieli dziwne przeczucie, że stanie się coś smutnego i złego. Trzymali się za rączki i wbijali wzrok w dywan. Chłopiec na chwilkę podniósł głowę, spojrzał dziewczynce w oczy i powiedział dość smutno, ale z ogromnym przekonaniem:

— Ty jesteś mon etoile.
Dziewczynka uśmiechnęła się i ścisnęła jego dłoń mocniej. I w tej chwili podeszła do nich opiekunka. Kucnęła przy dziewczynce i powiedziała, obejmując ja i usiłując rozpleść ich ręce:

— Lizzy kochanie przyszli po ciebie państwo Parker. Teraz będziesz z nimi mieszkała. Chodź.

— A Rathy? – zapytała dziewczynka powstrzymując łzy

— On nie może. Po niego przyjdzie ktoś inny. No chodź. Potem się pożegnacie, teraz cię spakujemy.

— Ale ja nie chcem. – dziewczynka zaczęła płakać
Ale opiekunka wzięła ją na ręce i wyniosła z sali. Chłopiec stał jak wryty, zaciskając swoje piąstki. Wazon, który zawsze stał po parapetem z hukiem roztrzaskał się na kawałki, wywołując krzyk siedzących nieopodal dzieci. Chłopiec zacisnął usta, które dawały wyraz podkówki.
* * *
Dziewczynka ubrana już w płaszcz i buty stała na progu dużej sali. Krzątały się po niej opiekunki zabierając dzieci i uprzątając kawałki szkła. W hollu stało młode małżeństwo trzymając plecak z rzeczami dziewczynki. Dziewczynka rozejrzała się, a jej wzrok padł na akwarium. Zrobiła krok do przodu, a potem kolejny i kolejny. Pod akwarium stał chłopiec i spoglądał na rybki. Dziewczynka podeszła i dotknęła jego dłoni. Chłopiec odwrócił się i spojrzał na nią. Oboje byli smutni. Dziewczynka płakała. Chłopiec pochylił głowę i włożył dłoń do kieszeni, zaczął tam czegoś szukać a po chwili wyjął. Wziął dłoń Lizzy, otworzył ją i położył na niej coś. Był to czarny rzemyk, na którym zawieszony niebiesko-czarny kamyk o dziwacznym kształcie przypominającym listek. Wymamrotał:

— To dla ciebiem. Miałom być serce.

— Jest bardzo ładne. – wychlipała dziewczynka i natychmiast zawiązała rzemyk wokół szyi, potem gwałtownie rzuciła mu się na szyję i przytuliła go mocno, wciąż płacząc – Kocham ciem Rathy.

— Kocham ciem mon etoile. – powiedział i uściskał ją
Opiekunka wyprowadziła Lizzy, która wyszła z Parkerami, wykręcając głowę jak tylko mogła, aby jeszcze móc spojrzeć na Ratha. Chłopiec stał smutno w tym samym miejscu.
c.d.n.


Wersja do druku Następna część