Olka

Mój punkt widzenia (1)

Wersja do druku Następna część

Oho, chyba już renek... romek... Jak to było? Ranek! Nie ważne. W każdym razie ona znowu się rusza, więc i ja będę.


Trochę tu mało miejsca. Już tyle czasu tutaj leżę, że mogliby mnie wreszcie wypuścić. Tym bardziej, że mamusia, jak sama siebie nazywa, już nie może się doczekać, aż mnie zobaczy. Szczerze mówiąc ja też nie miałbym nic przeciwko temu, żeby spojrzeć na nią choć chwilkę. Nie żeby mnie to obchodziło, ale...


No tak. Znowu to robi. Czy ona nie rozumie, że poklepywanie po brzuszku wywołuje tutaj takie echo, że nie da się wytrzymać? Przestała. No to teraz dopiero się zacznie.

— Witaj kwiatuszku. Jak się dzisiaj czujemy?


Pytanie! Jak się czujemy? Źle! Może tobie jest wygodnie, ale gdybyś pływała w jakimś lepkim płynie tyle czasu i w dodatku bez możliwości rozprostowania nóg, nie zadawałabyś takich głupich pytań! Kto, jak kto, ale ty powinnaś rozumieć mnie najlepiej Eee... Chyba. Już sam nie wiem! Muszę się stąd wydostać. Tak, to bardzo dobry pomysł. Najwyższy czas. Zaraz.... Tylko, gdzie tu jest wyjście? O, może tutaj?


Ale... zdaje się nie powinienem wychodzić nie powiadamiając jej. Solidny kopniak powinien wystarczyć!

— Max! Chodź tu szybko. Czujesz?


Pewnie, że czuje. W końcu tak silnie dawno nie dawałem o sobie znać.

— Już przestał.

— Poczekaj, nie odchodź. Na pewno zaraz znowu to zrobi.


Znowu? No dobra. Ale teraz tak cię zboksuję, że na pewno zorientujesz się, o co chodzi.


Jak to było? Lewy sierpowy, a potem prawy.... cokolwiek to znaczy. Nie ważne. Trzeba dać wyraźnie do zrozumienia, że się stąd wynoszę.

— Max, coś jest nie tak.


A jakże! Nie zostanę tu ani minuty dłużej. Zaraz, zaraz... Gdzie było to wyjście? O, tu. Kurczę, trochę ciasno. Jak włożę nogę, to nie przejdzie ta druga. Jeszcze się połamią, i co będzie? Ręką, też nie da rady. Hmm...

— O mój Boże, chyba się zaczęło.


Jakie "zaczęło"? Na razie, próbuję znaleźć stąd wyjście. Jeszcze nic się nie zaczęło.

— Zawołaj Isabel!


A może spróbować głową? Wiem, że to szalony pomysł, w końcu ona jest tu największa, ale, jakby się tak odepchnąć nogami, mogłoby się udać. Dobra spróbujemy! Raz, dwa,... co za przeklęty sznurek! Kto, go tu w ogóle wcisnął? Poradziłbym sobie i bez niego!


Uwaga nadchodzę! Raz, dwa, trzy. Dobra, pierwszy raz mógł się nie powieść.


Hej! Co jest? Dlaczego tej wody ubywa? Zatrzymajcie ją, jest mi potrzebna. Hej! Oddajcie, to moje.


Co? Co tam krzyczycie? Nic nie słyszę, przez ten cholerny szum! Że co "odeszło"? "Lody"?. A po co mi teraz lody? Wiem, że są dobre, bo chyba i ja je jadłem, ale żeby w takiej chwili rozmawiać o lodach! Szczyt wszystkiego! Halo... Ja tu umieram, nie pora na pogaduszki o jedzeniu!


To przestaje być śmieszne! Mamo, czemu tak krzyczysz? Zaraz ogłuchnę. To nie do zniesienia.


Hej! Co robisz? Przestań mnie wypychać. Już nie chcę wychodzić. Oddajcie mi tylko moją wodę i już będę grzeczny, nie będę kopał. Ała! Dlaczego chcesz, żebym wyszedł? Nie chcę! Ała! Powiedziałem, żebyście przestali.

— Oddychaj Liz! A teraz przyj!


Kto to do cholery powiedział? Ciocia Isabel? Ty też chcesz mnie zabić?


Czemu to wyjście się powiększa? Mówiłem już, że zostaję! Hej! Zabierz te wstrętne łapska z mojej głowy! Pozwoliłem ci? Nie wydaje mi się.


Co to? Dlaczego tu tak jasno? Co to za miejsce? Ja nie chcę, nie chcę tu być! Dlaczego trzymasz mnie za nogi, głupia? Nie słyszysz, że krzyczę!? Zwariowałaś? Zostaw mnie natychmiast! Mamo, mamo! Gdzie jesteś?


Chyba powinienem otworzyć oczy. Tak na chwilkę, może ona tu jest. Ale tu jest tak jasno.


Dlaczego mnie w to zawijacie? Nie widzicie, że nie mogę się ruszać? To, że jest mi ciepło i mięciutko, nie oznacza, że wszystko wam wolno.

— Jest taki śliczny.


Mamo? Czy to twój głos? Brzmi jakoś znajomo. Tak, to chyba, ty. I moja piosenka! To musisz być ty.


Może otworzę oczy? Tak na chwileczkę, żeby cię zobaczyć... Nie, chyba jeszcze nie teraz. Teraz się prześpię. Tak, zdecydowanie. Mała drzemka to niezły pomysł.

—Liz, mamy syna!


Co on bredzi? Nie ważne... Pogadamy później. Teraz idę spać.


Wersja do druku Następna część