Cherie tłum. Tigi

September and the other sorrows (3)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część


Rozdział trzeci

Wiem, powinnam powiedzieć Norze, że pan Evans przemówił do mnie, ale nie zrobiłam tego.

Wygląda na to, że nie mogę zapomnieć o staruszku. Jakby zamieszkał na stałe w zakamarkach mojego umysłu.

Minęły trzy tygodnie i każdego dnia, od drugiej do czwartej, zajmuję się nim. Pielęgnuję jego kostki, pompuje mu pełną dawkę thoraziny i ani razu nie przeklął przez te trzy tygodnie.

Może to było szczęście. Byłam nowa. Tylko leży przez dwie godziny, podczas gdy ja nucę i trzymam jego dłoń.

Nie patrzy na mnie bezpośrednio ale kiedy odwracam się czuję jego wzrok na sobie.

Łapię go czasami z wzrokiem utkwionym w moim naszyjniku.

— Nora. – łapię ją w holu po mojej zmianie w czwartek. – Co to za opowieść o panie Evansie?

Rzuca mi ostre spojrzenie *nie teraz*

W pobliżu kręciły się dwie inne pielęgniarki.

Więc decyduję się czekać do jutro.

— Cześć. – Powiedziałam jej.

— Do zobaczenia jutro. – odpowiedziała na pożegnanie.

Czas. Piątek, 8 sierpnia, 2053 7:58 rano.

Wow! Dwie minuty wcześniej. Staje się lepsza.

Nora wita mnie z uśmiechem. Odnotowuje że jesteśmy same.

— Więc, – powiedziała, – o co pytałaś mnie wczoraj?

Jej głos zniża się do szeptu. – naprawdę nie dużo wiem, tylko kawałki. Najlepiej nie zadawać pytań kiedy jest zaniepokojony.

Mam pełno pytań.

— Dlaczego nie pisze na jego karcie co za przestępstwo popełnił?

— Jak długo tu jest?

Dlaczego został przymocowany łańcuchem do ściany ?

— Whoa, zwolnij. – mówi mi, zatrzymuje mnie w środku mojej szybkiej i rozjuszonej tyrady. – Jedną chwilę.

Podaje mi skąpe wiadomości o tym co wie . Lub słyszała.

— Jest tu 30 lat, nigdy nie wychodził. Dwadzieścia lat był gdzie indziej, zanim przeniesiono go tutaj.. – powiedziała.

— I wiesz co w tym dziwnego? – kontynuowała prawie szepcząc mi do ucha. – Ma coś nie w porządku z krwią ale nie przepisano na to żadnego lekarstwa.

— Yeah. – odezwałam się. – O lekarstwie. Aplikowano mu więcej thoraziny niż jakakolwiek zwykła osoba byłaby w stanie przyjąć nie zapadając przy tym w śpiączkę. Co jest?

Nora wzruszyła ramionami.

— Nigdy nie mogłam tego zrozumieć. To jakby stałe zalecenie – z góry.

Przewróciła oczami.

— Wiesz, siła wyższa.

— Co zrobił? – pytam ponownie.

—Dobra, – mówiła – Słyszałam, ale nie wiem ile w tym prawdy, że zabił siedmiu agentów FBI.

Zatrzymała się na chwilę, wspominała.

— Wracając do 2003. Napad na bank, czy coś takiego.

—Co to za popieprzona... – powstrzymuję się. – Ten łagodny staruszek? On by nawet muchy nie skrzywdził.

— Nie wiem. – mówi Nora. – zawsze czuję się naprawdę źle kiedy myślę o łańcuchu. Ale nigdy nie zostały mu zdjęte.

Przesuwam moje krzesło bliżej niej.

— Gdzie są jego akta? – szepczę. – Chciałabym je przeczytać.

— Może to wszystko ? – mówi.- mówi – Po prostu zapadły się pod ziemię. Mówiłam o tym 20 alt temu.

— Czy ktoś go odwiedza? Dostaje listy? – zadaje pytanie.

Nora potrząsa smutno głową.

— Nic.

Dwie pielęgniarki spacerują w kierunku biurka.

Podnoszę się szybko. Śmiejemy się jak byśmy brały udział w dobrym żarcie dla ich pożytku.

Jest 13:40. Pan Cardoza odkrywa przede mną wszystkie swoje seksualne podboje wyszczególniając w tym momencie jeden z nich.

Odliczam minuty do czasu gdy znajdę się w pokoju pana Evans'a. Tam cicho jest.

Lubię go bardzo mocno. Nie dbam o to co zrobił.

Wiem, że lubi moje nucenie.

Ktoś, kto ceni muzykę, powinien kochać słowa.

Więc dzisiaj zamierzam mu poczytać trochę poezji.

Czytam mu Frosta. I Dockinsona. I Dorothy Parker.

Ma zamknięte oczy ale wiem, że słucha. Kiedy czytam, palcami rysuje małe kółka na zewnętrznej stronie mojej dłoni.

Ma taki delikatny dotyk.

Już prawie czwarta.

— Jeszcze jedną małą chwilę, – mówię, – później muszę iść.

There was a time of love for him, they say.
Before September's shadows slipped away.
She gathered summer stars to hold her hair,
Before she said goodbye, and left him there.

Boże, doprowadziłam go do łez. Kopię się w tyłek wracając do domu.


Poprzednia część Wersja do druku Następna część