gosiek

To nie był koniec (4)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

Rozdział IV „Dlaczego ja?”

Liz nie mogła uwierzyć w to co widzi. Przed nią stał człowiek który był jej bardzo bliski sercu, którego nie widziała od bardzo dawna. Nie mogła wydusić z siebie słowa, wszystko w niej się rwało, chciała podejść i przytulić go, tak jak kiedyś.
Ale to było niemożliwe, on nie mógł tu stać, on przecież nie żyje:

— Nie...ciebie tu nie ma...to jest po prostu jakiś cholerny sen...albo jakieś pośmiertne zmary...zaraz się uszczypnę i wszystko zniknie, znowu będę w domu...Auć...Czemu tu ciągle jesteś??! – mówiła cofając się

— Uspokój się, ja naprawdę tu jestem...- odpowiedział podchodząc do niej

— Nawet do mnie nie podchodź...pewnie jesteś jakimś zmiennokształtnym, który wszedł w ciało Alexa Whitmana...tak, na pewno tak jest! – krzyczała – Nie jesteś Alexem, on nie żyje!! – dodała zakrywając twarz dłońmi

— Liz...to ja naprawdę...- stanął obok niej i dotknął jej ramienia


~*BŁYSK*~
Noc, samochód, kiedyś należący do Alexa. Odgłos nadjeżdżającego tira. Trąbienie. Wypadek, światła gasną.
W samochodzie jest pełno krwi. Jego głowa była bezwładnie oparta na kierownicy. Do samochodu podchodzi jakiś człowiek. Widać, że ledwo żyje. Z trudem otwiera drzwi. Wyciąga Alexa na zewnątrz, mówi cienkim damskim głosem

— Musisz żyć, ty tylko wiesz gdzie jest prawdziwy granilith...dojdziesz tam, musisz się trzymać...dam ci resztki mojej mocy, a sama zajmę twoje miejsce
Kładzie dłoń na jego klatce piersiowej, lekkie światło wydobywa się spod niej. Chłopak ledwo otwiera oczy. Skulony staje.

— Zobaczysz, wszystko będzie dobrze – dodała kobieta i weszła do samochodu, blask rozświetlił jego wnętrze
Alex popatrzył na siedzenie. W miejscu gdzie przed chwilą miała siedzieć kobieta, był on sam, jego odpowiednik.

— Dam rade – wyszeptał i zaczął odchodzić w mroku lasu
~*BŁYSK*~

Liz stoi zszokowana w kącie, wpatrywała się w twarz Alexa. Miała łzy w oczach, nie wiedziała co zrobić. Nagle coś w niej pękło i rzuciła się mu na szyje. Łzy płynęły z jej oczu jak dziecku. Nie miała zamiaru go puścić, chociaż przytulając się do jego piersi uciskała swoją ranę, bolało.

— Dlaczego to zrobiłeś, dlaczego mnie zostawiłeś!!! – krzyczała bijąc go po ramionach

— Liz...ciii...już wszystko dobrze, jestem tutaj i nie chce cię zostawiać – szepnął jej do ucha

— Przez tyle czasu myślałam co by się stało jakbyś żył, a ty...nawet nie dałeś znaku, malutkiego

— Nie mogłem... – odpowiedział półgłosem – to mogło wszystko zmienić, musiałem poczekać, na to, aż zyskasz siły

— Aż moje moce się ustabilizują??

— Tak, inaczej mogłabyś nie dać sobie rady z prawdą

— Jaką prawdą??? – spytała dziwnie na niego patrząc – Wiem, że jestem inna, to przez to, że Max uzdrowił mnie, Kyle pewnie też zacznie się zmieniać...nie on już nie zazna tej przyjemności posiadania kosmicznej mocy – spuściła głowę

— Liz...próbowałem temu zapobiec...nie mogłem...przepraszam...- odpowiedział smutno – tobie nie mogłem pozwolić zginąć, ty jesteś ważnym elementem w tej całej kosmicznej grze

— Jak to??

— Widziałaś tą kobietę prawda...??

— Tak, ale nie widziałam jej twarzy – odpowiedziała niepewna własnych słów

— Ona była...hmm...nie wiem jak ci to powiedzieć...to była twoja matka – powiedział drapiąc się w głowę, a Liz spojrzała na niego dziwnie

— Zgłupiałeś...??Moja matka to Nancy Parker, mieszka w Roswell i nie potrafi zrobić czegoś takiego jak na przykład błysku z pod ręki, a najpewniej nie jest zmiennokształtnym tak jak Nasdo – odparła uderzając go lekko w ramię

— Liz, Nancy nie jest twoją prawdziwą matką...

— Tak oczywiście...może jeszcze mi powiedz, że błądziłam po pustyni jak Max i Isabel i że mnie znaleźli?? – zaśmiała się

— Dokładnie to szłaś autostradą z tego co mi mówili – powiedział – Parkerowie znaleźli cię jak szłaś poboczem, miałaś wtedy około 4 lat i podobno byłaś ślicznym dzieckiem

— Alex...żartujesz chyba – odpowiedziała – żartujesz prawda?? – dodała widząc minę chłopaka

— Liz...ty też jesteś jedną z nich...tzn nie zupełnie, twoje moce mogły obudzić się dopiero po śmierci matki, tak samo było z Tess, jesteście z tego samego klanu. Jej matka zmarła gdy była małą dziewczynką, nie zdążyła nauczyć ją jak żyć. Ona była pod władzą ojca, on jej nie kochał, bo nie była chłopcem, dlatego Tess nikogo tak naprawdę nie kochała. NA ziemi Nasado też nie potrafił jej nauczyć uczuć

— A mnie nauczyli moi rodzice, znaczy moja znaleźna matka??

— Tak, a do tego doszła Maria i ja, jako przyjaciele. Miałaś kogoś, ona jednak nie, nigdy nie miała przyjaciół

— Czekaj, czekaj...to niby ja i Harding jesteśmy rodziną??

— Nie, nie zupełnie...Klan a rodzina to dwie odrębne sprawy, ona jest z rodziny królewskiej ty zaś z jesteś z rodziny...hmmm jak to opisać...dawno, dawno temu było dwóch króli – Vizus i Asteres – walczyli o tron, wygrał Vizus i Tess jest jego pra, pra pra wnuczką, twoim pra pra pra dziadkiem jest Asteres. Ten zaś dostał w zamian granilith, a jak wiesz ma on potężną moc.

— No jednak to coś jest między mną a Tess

— Teoretycznie tak, ale praktycznie to nie...TAM w ogóle jest inaczej

— Aham...to teraz powiedz mi skąd to wszystko wiesz?

— Twoja matka mi opowiadała, znałem ją jakiś czas przed wypadkiem...ona mi powiedziała, że ty jesteś elementem...

— Piątym elementem jak w tym filmie – zażartowała Liz
Dziewczyna zastanawiała się chwilę nad tym słowem „Element”. Dlaczego ona o tym nie wiedziała i co to w ogóle znaczy, ma się poświęcić dla ludzkości czy co??

— Dziecko Granilithu ma potężną moc przewidywania przyszłości, przechodziło to z matki na córkę w klanie Asteresa...

— I ja mam taką moc?? Faktycznie, przewidziałam kilka rzeczy...

— Wiem...i dlatego musisz żyć, przeczytam ci coś – Alex podszedł do półki na której leżały książki, wyjął jedną w czerwonej okładce z jakimś znakiem – To jest opis granilithu i jego strażnika

— Ciekawe...

— „Ogromny kryształ mający nieograniczoną moc, większą od stu gladiatorów, smoków i czarodziei. Jego barwa jest nieskazitelnie czysta. W nim mieszczą się myśli jego strażnika. Przepowiednie przyszłości człowieka który broni kryształu. Każdy kto spojrzy w granilith pozna swoją przyszłość jednak zaraz potem zginie. Przyszłości może dowiedzieć się tylko ten którego wybierze strażnik, albo jeżeli niewiedza może zagrozić ludzkości”

— Mądra książka – stwierdziła Liz siadając na łóżku

— Możesz ją przeczytać jak chcesz...- podał jej księgę i siadł obok – Liz, ty musisz mi uwierzyć, wiem, że nie jesteś pewna

— Ja ci...hmm...chyba wierze, ale nie wiem co mam robić

— Na początek, musimy odizolować się od reszty grupy, muszą wierzyć, że nie żyjesz...inaczej skórowie cię znajdą i tym razem zabiją

— Muszę...ja chce zobaczyć się z Maxem, tak za nim tęsknie – powiedziała smutno

— Rozumiem cię, też tęsknię za Isabel i z dnia na dzień to wzrasta

— Kochasz ją??

— Nawet nie wiesz jak bardzo...Jeszcze na początku, było to do wytrzymania, widywałem ją w snach, lub jako niby duch na ulicach, potem pojawił się Jessy, to bolało, ale ona chciała w nim znaleźć mnie, nie wiem czy to się udało. Przez ostatni rok, w ogóle jej nie widywałem, zniknąłem zaraz po jej zaręczynach – powiedział – nie wiem nawet czy mnie jeszcze pamięta – dodał

— Spokojnie, pamięta i to dobrze...ostatnio dużo na ten temat rozmawiałyśmy – Liz przypomniała sobie jedną z ostatnich rozmów z Is sam na sam – Jaki jest jeszcze nasz cel? – zmieniła temat

— Musisz znaleźć granilith...Skórowie go mają, nie wiem w jaki sposób do niego dotarli, próbowałem ukryć go jak najlepiej. Chcą cię odnaleźć bo tylko ty jesteś jego strażniczką...masz urodzić im córkę, oni cię zabiją, a ta mała będzie pod ich nadzorem

— Ale, przecież ja nie jestem w ciąży...i jeszcze długo nie będę, bo nie zobaczę się z Maxem

— Oni wiedzą, już dawno wiedzieli, że będziesz zaraz po ucieczce z Roswell

— Alex ty niby sugerujesz, że ja teraz jestem w ciąży??

— Ja nie sugeruje ja wiem – uśmiechnął się

— Ale ja przecież....ups...zapomniałam o tej sobocie... – zaczerwieniła się – Zapomniałam się i...

— Nie musisz mówić, rozumiem – uśmiechnęli się do siebie
Liz nie mogła uwierzyć w to co słyszy. Ona jest w ciąży, urodzi dziecko Maxa. To było takie cudowne. Lekko dotknęła dłonią brzucha. Bała się jedynie tego, że zabiorą jej to dziecko. Nigdy na to nie pozwoli...!!

Koniec części IV – błagam o komentarze!!!!!!!


Poprzednia część Wersja do druku Następna część