Lizzy_Evans

Jazda bez trzymanki (8)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

—Michael.. Liz Parker to niezła sztuka.. Domyśliła się wszystkiego. Mój plan spalił na panewce!- pożalił się przyjacielowi Max.

—No cóż.. nie masz wrodzonego daru zjednywania sobie kobiet.. ale możesz to nadrobić. Zaproś ją na bal wszystko wytłumacz.. kup kwiaty. Babki na to lecą!

—Może ty tak myślisz. Z nią trzeba inaczej. Tylko jak?- wyglądało na to, że mu jednak zależy na Liz. Facet będzie musiał się postarać nie ma co.

—Jak? Stary masz chyba łeb na karku to coś wymyślisz. Ja muszę lecieć. Trzymaj się brachu- poklepał Maxa przyjaźnie po ramieniu i się zmył.

„Ta ten to umie tylko gadać.”- pomyślał i ruszył w stronę domu L. Parker


Liz siedziała w fotelu. Nie miała łez w oczach jednak czuła ich smak w gardle. Była twarda ale tylko do czasu. Nigdy, przenigdy nikt jej tak nie zranił jak Max Evans. W ogóle co on sobie wyobrażał? Że tak sobie ją przeleci? Że zaliczy i rzuci?
Nie! Liz nie jest pierwszą lepszą łatwą panienką którą można przelecieć i rzucić! O nie!
Max się jeszcze o tym przekona.
Gdy tak siedziała kuląc się na fotelu usłyszała pukanie do okna.
Przez szybę zobaczyła Maxa. „Palant przyszedł odkupić swoje winy. Jakie to romantyczne”- pomyślała z sarkazmem.

—Co ty tutaj robisz?- spytała zdenerwowana otwierając okno.

—Musimy pogadać- ton jego głosu „nie tolerował” sprzeciwu.

—Wejdź

Siadł na fotelu ona jednak na łóżku. Patrzyli sobie prosto w oczy.

—czego chcesz?- jako i pierwsza przerwała milczenie.

—Chcę żebyś poszła ze mną na bal.

Zaniemówiła. Sam pchał się w jej ręce. Powinna się cieszyć, że wygra zakład a jednak coś jej mówiła, że on knuje intrygę.

—Nie- zdołała jedynie wykrztusić. Spojrzał na nią zaskoczony jednak dalej nie poddawał się.

—Czemu nie?... Przez wczorajsze? Liz.. to tylko taka męska zabawa.. Nie bierz tego na serio- starał się wytłumaczyć.

—Nie brać na serio powiadasz? W rzeczywistości jesteś jeszcze śmieszniejszy niż myślałam!- krzyknęła mu prosto w twarz.

—Pójdziesz ze mną na bal! I nawet nie mów nie! Będę u ciebie o 19. Na razie- i tak po prostu wyszedł.

Zdezorientowana Liz usiadła na fotelu i zaczęła się śmiać.


Poprzednia część Wersja do druku Następna część