Lizzy_Evans

Jazda bez trzymanki (5)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

Max niczego ne swidom zaniosl dziewczyne do siebie do dmu. Polozyl delikatnie na lozku
i przykryl cieplym kocem.
"Ah gdyby ona znala prawde..byloby mi latwiej"-pomyslal zagladajac w jej uspione oczy.
Usiadl kolo niej.
Liz czula na sobie jego spojrzenie. Wiedzala ze zaraz bedzie musiala sie obudzic i na niego spojrzec.
Lekko ruszyla sie i otworzyla oczy. Ujrzala go w blasku ksiezyca siedzacego na fotelu. To bylo piekne uczucie. Nigdy, tak jak teraz, nie uwazala ze jest taki piekny.
Bluzka ktora opinala miesnie byla bialego odcienia i zlewala sie z kolorem podlogi.
Usmiechnela sie do niego

—czesc

—teraz moze mi powiesz co sie stalo?-spytal miekko.

—to znaczy..ja..no szlam..i ..no tak sie stalo ze..- jakala sie nie wiedzac co powiedziec. Wymyslona na poczekaniu hisotryjka mogla nie wypalic i dac zly efekt. Dlatego wymyslia cos innego- no bo..- zaczela szlochac.
Zdezorientowany chlopak podszedl do niej i czule przytulil.
Poczula jego umiesniony tors i przez lzy puscila mu rozbawione spojrzenie.
Cicho wtulila sie w jego ramiona kotre zamknely sie na niej bezpiecznie kolyszac ja do snu.
Teraz juz nie byla ta Liz Parker ktora byla dawniej. Zaklad...Zaklad to slowo ciagle bylo w jej myslach..Robie to dla zakladu...zakladu..
Zasnela.

—Czesc Isabell- Alex ruszyl do boju. Czarne okulary dodawaly mu sexapilu totez isabell widzac go rozesmiala sie.

—witaj..co tutaj robisz?- zapytala.
Spojrzal w jej oczy i zauwazyl ze..jest nim zainteresowana
! To popostu bylo widac!

—przyszedlem zaprosic cie na bal- szelmowski usmiech pojawil sie na jego twarzy.

—mnie? nie uwazam zeby byl to dobry pomysl...- zagadkowe spojrzenie jej oczu coraz bardziej go necilo.

—moze jednak sie skusisz.. chwila szalenstwa..to jest to....-probowal ja przekonac.

—nie wiem..musze sie zastanowci- odparla. – narazie- odeszla w stron stoliku michaela czujac na sobie spojrzeni oczu, ktore chciala miec na wlasnosc.

Poprzednia część Wersja do druku Następna część