Lizzy_Evans

Jazda bez trzymanki (11)

Poprzednia część Wersja do druku

Sala pełna była ludzi. Liz rozejrzała się w poszukiwaniu Mari. Stała przy barku a Michael był przy niej. Najwidoczniej świetnie się bawiła. „Przynajmniej ona”- pomyślała zerkając na swojego towarzysza, który w tej chwili siłował się z krawatem.

—Max? Może ci pomóc?- spytała niewinnie widząc męczącego się chłopaka.

—Dam sobie radę- warknął i zrobił tak komiczną minę, że Liz nie wytrzymała i wybuchła śmiechem.- Z czego się śmiejesz?

—Z ciebie… jesteś…- nie mogła opanować chichotu i przysiadła na krześle by nie upaść.

—Ja się tu męczę a ty… Eh szkoda gadać- powiedział siadając przy niej.

Uspokoiła się na tyle by móc normalnie rozmawiać. Zaczęła lecieć wolna piosenka. Liz zauważyła, że na parkiecie tańczy Maria z Michaelem. Roześmiani, rozmawiali kołysząc się w rytm muzyki. Nie opodal nich Alex obejmował Isabell patrząc jej głęboko w oczy.

—Zatańczymy?- głos Maxa wydobył ją z otchłani rozmyślań.

—Tak- podała mu rękę a on zwinnie pociągnął ją na parkiet.

Silną dłonią objął ją w tali i przysunął do swojego ciała. Przywarła do niego wtulając policzek w mocne ramiona.
Zapach wody kolońskiej unosił się w powietrzu a jej zmysły zaczęły wirować.
Nie mogła opanować drżenia które wywołało ciepło jego ciała. Max jakby wyczuł jej napięcie bo rozluźnił uścisk i spojrzał w jej oczy.
Oboje nie wiedzieli, że ten taniec wyrażał ich intymne pragnienia.

—Dobrze się czujesz?- spytał widząc błyski w jej oczach.

—Tak.. Wszystko porządku- odparła spoglądając w stronę Michaela. Wyglądał szałowo.

Niespodziewane uczucie wdarło się w jej serce. Ukłucie zazdrości. Ale czemu? Przecież podobał jej się Max… A michael.. miał być jedynie odskocznią od rzeczywistości.. Więc w czym problem?

—Liz? Piosenka się skończyła- powiedział Max a Liz zauważyła, że wszystkie pary zeszły z parkietu tylko oni nadal stoją objęci.

—O.. – oderwała się od niego jak oparzona i poszła w stronę stolika.

—Jesteś jakaś dziwna

—Ja? A kto mnie zmusił na przyjście na bal? Hę?- spytała ironicznie gdy Max siedział na krześle.

—Dałabyś już z tym spokój. To stara gatka.

—Stara ale nadal modna i prawdziwa. Nie wiem jak dałam się na to namówić.- odburknęła łykając powoli colę.

—Może dlatego by nie przegrać zakładu.

Spojrzała mu prosto w oczy. Widziała w nich niebezpieczne błyski. W jednej chwili jej ręka powędrowała ku policzkowi Maxa. Czerwony ślad szybko zniknął. Liz nie mogła uwierzyć, że to zrobiła.
Szybko wybiegła z Sali zostawiając chłopaka z głupim uśmiechem na twarzy.


Poprzednia część Wersja do druku