Monika

I zostało nas czworo (8)

Poprzednia część Wersja do druku

I zostało nas czworo
Cz.8
Walczyć by przeżyć(1)- Czuły dotyk- poza czasem i życiem- zdany na siebie.

Max poczuł delikatny dotyk na swoich ustach. Otworzył oczy. Po chwili na jego twarzy pojawił się uśmiech, nie wiedział co mówić, zdążył tylko szepnąć jej imię zanim Liz obdarzyła go namiętnym pocałunkiem.

— Tam tego nie było.- powiedziała uśmiechając się do niego. Przytulił ją do siebie.

— Nie śnie prawda?

— Jestem tu Max.

— Jak się czujesz?

— Mogłabym zadać tobie to samo pytanie.- uśmiech nie schodził z jej twarzy. Później mu powie, powie im wszystkim. Teraz jednak liczy się Max, jego uśmiech, jego spojrzenie, pod którym z niewidomych przyczyn nawet Liz nabierała pokory, jego pocałunki i słodki głos i przede wszystkim to że był. Był jej, był dla niej.

— Hm, młodzi nie jesteście sami.- usłyszeli po chwili ironiczny głos Michaela i śmiech Isabel. Wszystko zaczynało wracać do normy.

Już nie będzie cierpieć, nie może.
A jednak coś stanie na jej drodze.
Nie pozwolę byś znowu cierpiała.
Nic na to nie poradzisz, odejdą wszyscy,
Ja zostanę.
Wiem, Zan.

Cała czwórka siedziała w salonie.

— To co nam opowiedziałaś co najmniej mnie przeraża.- powiedziała Isabel.

— To jest w końcu koniec świata?- rzucił już najwyraźniej trochę zniecierpliwiony Michael.

— Co najwyżej może być dla nas.

— Czyli nic strasznego.

— Michael? Czy ty się dobrze czujesz? Oni chcą nas zabić!!!!- krzyknęła mu do ucha Isabel.

— Nie krzycz, po za tym jest ich dwóch nas czwórka, chyba jasne kto wygra.

— Oni mają przewagę.

— Nad nami?? Nie są...

— To nie sądź ale tak jest! Naszą jedyną bronią jest to, ze jesteśmy razem. Nie ma być żadnych zdrad, żadnego Jamala, Jeremego, Kivara i innych naszych pseudo kosmicznych kochanków.

— Spokojnie siostrzyczko.

— Czyli mamy być czujni?
Max kiwnął głową.

— Ale zaatakują nas każdego osobno czy cała grupę??
Pytanie Isabel pozostało bez odpowiedzi.

Jamal prawie bezwiednie wstał i wypił kolejne piwo. Jeremy obserwował go bez większe zainteresowania.

— Zamierzasz się do mnie kiedyś odezwać??- spytał Jeremy.- Musimy ułożyć plan.

— Tylko na tym ci zależy prawda? Musimy ułożyć plan, musimy przejąć władzę... Mam dosyć! Jak mogłeś ją zabić?

— Musiałem.

— Była jedną z nas, powinieneś jej ufać.

— Jej? Zdradziłaby nas przy pierwszej możliwej okazji. Była podobna do ciebie.

— Aha, czyli to ja będę następny? Wiesz co mam dość, układaj sobie ten plan, wykonaj go, ale sam, na mnie już nie licz!
Jamal wziął kurtkę, mimo iż na dworze było ciepło i wyszedł. Nie zamierzał już wracać.

W pokoju Liz i Maxa. Owa dwójka leży na łóżku i rozmawia, patrzą w sufit.

— Zostawiłaś mnie.- powiedział Max.

— Nie chcący.

— Wiesz co?

— Hm?

— Kocham cię.
Liz nie odpowiedziała, przez dłuższą chwilę chłonęła te słowa, na jej twarzy pojawił się uśmiech. Max zaniepokojony, barkiem reakcji Liz, podniósł się i pochylił nad nią.

— Co cię bawi?? W takich momentach powinnaś powiedzieć "ja też".
Tym razem w odpowiedzi Liz przyciągnęła go do siebie i namiętnie pocałowała.

— Liz nie kochasz mnie?

— Jak przestaniesz mówić to niedługo nasze dzieci ci odpowiedzą.
Kolejne pocałunki. Oderwał ich od siebie hałas roztłuczenia szyby.

— Max?- spytała Liz, upewniając się czy Max na pewno jest przy niej.

— Spokojnie.
W tym momencie przez okno wszedł Jeremy.

— W czymś przeszkodziłem?- spytał z ironią w głosie, jego dłoń była skierowana w kierunku Maxa i Liz.

— Zawsze wybierałeś najmniej odpowiedni momenty, z twoimi narodzinami było podobnie, prawda?

— Zamknij się.

— Zawsze chciałam zrozumieć takie osoby jak ty. Pozbawione uczuć, dążące za wszelka cenę do władzy. Nie brałeś lekcji od Avy?

— Zamknij się.

— Liz nie prowokuj go.- powiedział Max.

— Zawsze byłeś tchórzem Zan, czy do końca życia Aliana będzie musiała cię bronić.
Max zrobił kilka kroków do przodu. Tym razem to Liz go powstrzymała.

— Jesteś śmieszny Jeremy wiesz? Uważasz się za silnego? Przy Maxie jesteś największym słabeuszem, jakiego w życiu...- nie dokończyła. Poczuła silne uderzenie po chwili leżała na podłodze. Nie ruszała się.

— Tylko ja i szanowny król. Przepraszam źle się wyraziłem. Tylko ja i były król.

— Król ma poddanych ciebie już wszyscy opuścili.- Max spojrzał na Liz i wyciągnął rękę przed siebie.

Chyba czuję zazdrość, pierwszy raz to nie ja wygrałam. Choć jednak ja. Moja druga połowa, część mnie bez której nie potrafiłabym żyć. Nie wiem co przyniesie jutro, nie wiem czy jesteśmy bezpieczni ale jestem pewna, ze zawsze będziemy razem, cała nasza czwórka.

Nie można rozerwać tak silnego łańcucha, tak wielu wspomnień zniszczyć. Zawsze będą żyć, bo zawsze będą razem.

Koniec części ósmej- ostatniej.








Poprzednia część Wersja do druku