Monika

Zacząć, przeżyć i zapomnieć (11)

Poprzednia część Wersja do druku

Zacząć, przeżyć i zapomnieć

Rozdział jedenasty- Dream.

Isabel stała w wielkiej komnacie, której jedyne oświetlenie stanowiły aromatyczne świece. Nie była sama. On stał obok niej.

— Odejdź Kivar...

— Wiesz, ze nie mogę.

— Możesz.

— Ale ty tego nie chcesz. Gdzieś tam w głębi duszy nadal potrzebujesz mojej obecności.- Isabel słysząc te słowa spojrzała na niego z pogardą.

— Nigdy cię nie potrzebowałam.- powiedziała stanowczo i trochę wyniośle.- Jak to nigdy?- spytała sama siebie w myślach.- Przecież nie pamiętam...

— Kłamiesz! Musiałaś mnie kochać.- Isabel poczuła jak ktoś, bądź coś w nią wchodzi, jak pomału traci kontrolę nad swoim ciałem. Podeszła do Kivara.

— Nigdy nie potrzebowałam nikogo. Jeżeli myślałeś kiedykolwiek, ze mi na tobie zależy pomyliłeś się! Masz chyba zbyt wysokie mniemanie o sobie. Dla mnie zawsze byłeś kolejną zabawką. Zabawki jednak szybko się psują, wtedy kupuje się inne.

— Kochałem cię i kocham.

— Czym jest miłość? Dla mnie to tylko głupie uczucie, wymyślone przez ludzi by zatrzymać przy sobie drugiego człowieka. Jeśli wierzysz w miłość jesteś słaby.- Isabel opadła na podłogę. Po chwili się podniosła.- Co mi jest? Dlaczego nic nie pamiętam.
Cisza. Spokój. Przeraźliwy spokój. Cisza, która doprowadza do bólu głowy. Nagle muzyka. Kojąca. Isabel poszła w kierunku, z którego się wydobywała. Alex. Uśmiech pojawił się na jej twarzy. Podeszła do niego i mocno się przytuliła. Poczuła chłód. Był jakiś inny, nieobecny.

— Alex? Alex, co ci jest?

— Nie daj się jej opętać.

— Komu?

— Vilandrze. Ona cię zgubi. Nie chcę cię stracić.
Isabel obudziła się. Promienie słońca padły jej na twarz. Było już późno. Przetarła oczy.
To był tylko sen, zwykły sen...

Coralie zapukała do okna Liz. Po chwili była już w środku.

— Co chcesz?- spytała chłodno Liz.

— Porozmawiać.

— Nie mamy o czym.

— Mamy.

— ?

— O Maxie.

— Nie będę o nim rozmawiać.

— Zrozum, nie odbiorę ci go.

— Zabawne ponad rok temu usłyszałam bardzo podobne zdanie tylko, że wykonaniu pewnej blondynki.

— Co?

— Nie ważne. Wyjdź stąd.

— Ale...

— Nie będę z tobą rozmawiała. Przyjdź jak będziesz miała coś ważniejszego do omówienia.- Coralie wyszła. Z kieszeni wypadła jej biała kartka. Liz się schyliła by ją podnieść.

***
Wszystko jest nie tak. Przepowiednia nie może się spełnić... Zawiodłam. Po tylu tysiącach latach coś mi nie wyszło. Nie mogłam tego przewidzieć. Mimo, iż wiedziałam że zmienią wiele, nie wiedziałam ze tak dużo. Zapłacą za to. I to srogo. Ich zapłatą będzie cierpienie. Kolejne. Tym razem gorsze od poprzedniego. Wtedy przynajmniej czekało ich szczęście teraz widzę już tylko pustkę...
***

Liz otworzyła oczy, kartka wyleciała jej z dłoni. Ten głos... Nigdy wcześniej go nie słyszała. Był spokojny choć można w nim było wyczuć nutkę zawodu. Liz chciała zejść na dół. Po raz kolejny jednak usłyszała pukanie do swojego okna.

— Max...- wszedł do środka. Niepokój minął.- Co ty robisz? Miałeś czekać na mnie w Crashdown.

— Nie mogłem. Za dużo czasu bym cię nie widział.- objął ją w pasie.

— Jesteś bardzo niecierpliwy.

— Wiem.- pocałował ją.- Tego nie mogłem doczekać się najbardziej.

Michael obudził jest koło 10.00. Miał koszmary. Nie mógł się obudzić. Teraz siedział na łóżku i ciężko oddychał. Próbował siebie przypomnieć to co mu się śniło. Po chwili wstał. Szybko i niedbale się ubrał. Wyszedł z mieszkania. Spojrzał na samochód stojący obok jakiegoś sklepu.

— Przyrzekam, ze oddam.- powiedział do siebie włączając silnik. Po chwili już jechał.

***
...Światło. Nie ma nic. Kolejna nie przewidziana zmiana. Znikam. Nie wytrzymam już długo. To się nigdy nie zmieni. Błędne koło. Ta sama historia opowiadana na przez różne osoby kończy się tak samo. Ból, cierpienie, łzy, śmierć...
***

Michael zatrzymał się dopiero koło groty. Był czymś zdenerwowany. Wbiegł do niej. Bez namysłu przyłożył rękę do srebrnego odcisku. Granilith stał niezmieniony. Michael szukał czegoś. Przyklęknął, zaczął rozgrzebywać ziemie, coraz bardziej nerwowo. W końcu wyciągnął rękę przed siebie. Ziemia wystrzeliła ponad jego głowę. Znalazł. Opadł zmęczony na ziemie. W dziurze jaką zrobił połyskiwała mała szkatułka.

Isabel zapukała do okna Alexa. Nie słysząc odpowiedzi weszła do środka. W radiu leciała jakaś piosenka. Po chwili w drzwiach stanął Alex. Spojrzał na nią odrobinę zdziwiony.

— Coś się stało?

— Nie opuszczaj mnie.- powiedziała sama nie wiedząc czemu.

— Nie opuszczę. Is, co się stało?- przytuliła się do niego.

— Chcę być zawsze z tobą...







Poprzednia część Wersja do druku