_liz

Konszachty II - Walka o Tron (4)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

Ava nie mogła zasnąć. Spacerowała po pałacu, usiłując wyrzucić z siebie myśli o strachu. Strachu przed Maxem. Tym, którego kiedyś prawie pokochała. Nie mogła uwierzyć, ze to ten sam chłopak. Teraz kontrole nad nim przejął dawny Zan, okrutny morderca. Liz zamyśliła się do tego stopnia, że nie zauważyła jak cień przebiegł po ścianie. Po chwili potknęła się i opadła na czyjeś ciało. Poczuła bicie serca i podniosła głowę. Zmrużyła oczy.

— Michael? – szepnęła

— Liz. – odetchnął z ulgą

— Co ty tu robisz? – zapytała chłodno

— Przyszedłem cię ostrzec.

— Ostrzec? Mnie? – Liz zakpiła – Poradzę sobie bez pomocy zdrajcy.

— Nie jestem zdrajcą. – Michael się wściekł – Jak możesz mnie o to posądzać?

— Traktowałam cię jak przyjaciela. Pozwoliłam wam zostać w spokoju na Ziemi, chociaż mogłam was zabić. Potem uratowałam was przed katem tutaj. A wy spiskujecie przeciwko mnie i mojemu mężowi.

— Nie my, tylko Zan z Lerekiem. – odciął się Michael – Poza tym to ty odebrałaś Maxowi pieczęć i zmieniłaś go w zimnego potwora.

— Odebrałam to co i tak nie należało do niego. – wyjaśniła dobitnie i uniosła głowę wyżej – Nie zmieniłam go. Zan przejął nad nim kontrolę, to już nie moja wina.

— Mniejsza o to. Przyszedłem cię ostrzec, bo czy chcesz czy nie, potrzebujesz mojej pomocy. Już raz wam pomogłem, pamiętasz?

— Pamięta. – przyznała Liz – Mów.
* * *
Kivar obrócił się na drugi bok. Czuł jak ktoś go szturcha, chcąc wyrwać ze snu. Ale zignorował to. Dopiero podenerwowany głos żony obudził go. Otworzył oczy. Kiedy zobaczył Ratha, usiadł i ostro zapytał:

— Co on tu robi?

— Spokojnie. – powiedziała Ava – Przyszedł nas ostrzec.

— Przed kim? Przed sobą?

— Przed Zanem. – broniła Michaela Liz – Już raz nam pomógł, pamiętasz?

— Tak. – powiedział łagodniej Kivar

— Michael, mów. – zachęciła go Ava

— Zan i Lerek planują zamach stanu

— To nic nowego. – zakpił Kivar

— Uważaj, bo popadniesz w rutynę. – odwdzięczył się Michael

— Przestańcie się zachowywać jak małe dzieci. – warknęła Ava

— Lerek planuje cię otruć. – wyjaśnił Michael

— Świetnie. – mruknął Kivar – W ten sposób będą mieli dojście do tronu.

— To nie wszystko – przerwał mu Michael – Zan planuje ogłosić się władcą...

— Też nic nowego

— I – zignorował go Rath – Chce Avy.

— Wiedziałam. – jęknęła Liz

— Chce cię mieć za wszelką cenę.
* * *
Issy nerwowo przechadzała się w te i z powrotem. Max wszedł do namiotu siostry i przyjrzał się jej. Coś było nie tak. W niej cos było nie tak. Rozejrzał się ponownie i badawczym wzrokiem objął namiot. Nie widział w tym nic szczególnego. Dopóki zdyszany Lerek nie wpadł do środka i nie zaczął się wydzierać:

— Zdrajca! Zdrajca!
Isabel spanikowana zaczęła się cofać do tyłu. Max natomiast się wyprostował i zapytał o kogo chodzi, co się dzieje. Gdy tylko z ust Lereka padło imię Rath, Max wpadł w furię. Widać to było na jego twarzy. Malował się na niej gniew, nienawiść, chęć mordu. Nim upłynęło więcej czasu, chłodnym tonem zapowiedział:

— Idziemy do pałacu.
Poczym wyszedł ostrym krokiem z namiotu siostry.
* * *
Isabel dłużej nie wytrzymała. Miała dość ciągłego strachu o samą siebie i o brata. Miała serdecznie dość bycia mu posłuszną, nawet, gdy nie uważała jego decyzji za słuszne. Traciła już strzępki swoich nerwów, a nie chciała popaść w paranoję. Łzy spłynęły po jej twarzy. Issy wspomniała ziemskie czasu, kiedy byli gotowi za siebie umrzeć, wszyscy bez wyjątku. Ona była w stanie poświęcić się dla brata, dla Michaela, nawet dla Liz. Tak samo i on, Max. On najbardziej z nich wszystkich był w stanie oddać swoje życie w słusznej sprawie. Isabel kochała go za to najbardziej. Ale teraz to nie miało sensu. Jej brat zmienił się. To nie był już wrażliwy, rozsądny Max, do końca kochający Liz Parker. To był obłudny i okrutny Zan, który za wszelką cenę pragnie zdobyć to, co mu nie dane. Issy uroniła kolejne łzy, które zamazały jej jasną twarz. Czuła się taka słaba i bezsilna. Do tej pory miała dylemat po czyjej stronie stanąć. Czy zostać przy bracie? Jednak sprawa stawała się klarowna. Teraz nawet Michael stanął po słusznej stronie. Łzy spływały dalej. Ale w mgnieniu oka, nim ktokolwiek zdołała to zauważyć, przestała płakać. Wyraz jej twarzy zmienił się. Zniknął smutek, strach i niepewność. Isabel już wiedziała co ma robić. Wyszła z namiotu i skierowała się w głąb lasu, bez niczyjej wiedzy.
* * *
Ramie w ramię stanęli na skraju lasu Kivar i Michael. Tuż obok szły Sol i Ava. Ich wzrok był wbity w ciemność. Michael zrobił krok na przód, ale Tess złapała go za ramię i pokręciła głową. Wszyscy spoglądali na Liz. Ta jakby była myślami zupełnie gdzie indziej. Jej wzrok zdawał się przebijać mrok i wyczytywać wszystko. Po chwili ocknęła się i powiedziała swoim naturalnym głosem:

— Zaraz tu będą.
Michael spojrzał na nią w zdumieniu. Skąd mogła to wiedzieć? Ale wolał teraz nie zadawać takich pytań. Teraz liczyła się tylko myśl o walce. Przez chwilkę Rath zastanawiał się co z Isabel. Przecież może jej się coś stać, a mimo wszystko jest tu wbrew własnej woli, nie chciała się mieszać do tego konfliktu. Pewnie jest skołowana i załamana i nie ma kto jej pocieszyć. Do tej pory zawsze on starał się być dla niej jak brat, odkąd Zanem zawładnęła jedynie część mordercza i nieludzka. Myśli Michaela rozproszyły kroki. Spojrzał w stronę lasu. To byli Lerek i Zan.
* * *

— Znów się widzimy wasza niedługo jeszcze żyjąca Wysokość. – rzucił na powitanie Lerek w kierunku Kivara

— Tak, ty zdradziecki nieuku. – skwitował go krótko Kivar

— Ava. – Zan stał wpatrzony w Liz jak w obrazek
W jego oczach znów tliły się te iskierki co niegdyś. Michael wiedział czym to grozi, ale jednak to nie była ta sama naiwna mała Liz. Teraz to była rozsądna i kochająca, stanowcza królowa. I tak tez się zachowała:

— Witaj Zan. – powiedziała chłodno i krótko

— Nie przyszliśmy tu na pogaduszki. – wtrącił Lerek

— A w jakim celu?

— Oddaj dobrowolnie tron. – zaczął Zan – A puścimy cię wolno.

— Nie dostaniesz tego, co do ciebie nie należy. – wtrąciła Sol

— Tobie tez darujemy życie. – zakpił Lerek – Może nawet łaskawie pozwolimy ci zostać przy siostrze.

— Nie dostaniecie ani tronu – Liz chłodno powiedziała, wbijając w nich nieprzychylny wzrok – Ani mnie.

— To się jeszcze okaże. Wcale nie macie przewagi.

— Owszem mają.
Oczy wszystkich skierowały się w stronę lasu. Isabel szybkim i stanowczym krokiem wyminęła brata i stanęła przy Michaelu. To był powrót dawnej Isabel. Pewnej siebie, zdeterminowanej i niepokonanej. Wiedziała co jest słuszne i potrafiła tego bronić także w tym przypadku. Wybrała swoją drogę, u boku sprawiedliwości. Ava powitała ją uśmiechem. Drugiej zdrady jednego dnia nie mógł wytrzymać Zan. Z niedowierzaniem i jakby wyrzutem spojrzał na siostrę, potem na przyjaciela. Miał tego dość, sam chętnie by dał spokój. Ale jednak chwilę słabości rozwiał upór Zana. Nie podda się, będzie ja miał, a ich ukarze. Jakby krok w krok z myślami Zana poruszał się Lerek. Wyciągnął przed siebie rękę i syknął:

— Zdradziecka suka.
Jasny promień wycelował prosto w ciało Isabel. Dosłownie milimetry dzieliły go od delikatnej skóry dziewczyny...
c.d.n.







Poprzednia część Wersja do druku Następna część