onika

Romeo i Julia dwudziestego pierwszego wieku (14)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

ciąg dalszy części jedenastej-From the (very) beginning: nightmarish, interrogation and newcomer.
***

Liz dotknęła swojej szyi, pustka, czegoś jej brakowało...
Medalion.... Gdzie mój medalion?
Twój medalion?- usłyszała czyjś głos.
Mój medalion...
Na pewno twój?
Mój, ja....- Liz zamknęła oczy z oddali usłyszała znajome głosy.
Medalion w twoich rękach był śmiercią ...
Odzyskam wszystko co mi dobrałaś łącznie z Zanem!
Omotałaś nawet Zana ...
Ty! Zwykła ziemianka.
Jesteś ucieleśnieniem zła.
To ty doprowadziłaś do żniw.
Już nikt ci nie pomoże...
Liz obudziła się z krzykiem...

Później w szkole.
Liz stanęła na przeciwko swojej szafki i lekko uderzyła w nią głowę.
Liz to już masochizm.
Cześć Maria.
Zły dzień?
Zła noc.
Max się nie spisał?
Bardzo zabawne.
A więc?
Koszmary.
Wiem co ci pomoże.
Tak?
Wieczór w "Affair".
No nie wiem...
Proszę.
Ok. O której?
18.00, tylko nie bierz za sobą Maxa, to będzie takie spotkanie w trójkę, jeżeli Alex się zgodzi.
Zapamiętałam. Nie brać Maxa, w trójkę, Alex się zgodzi.
Znakomicie, a teraz robokopie na matematykę, ja mam w-f! Jest nowy praktykant!
Maria wyraźnie szczęśliwa pobiegła w kierunku sali gimnastycznej. A Liz ponownie walnęła głową w szafkę.
Po prostu świetnie...

W męskiej ubikacji.
A więc Maria zrobiła się dziwna?
Dokładnie. Na początku było świetnie, rozumieliśmy się bez słów, a teraz ona chce rozmawiać.
Co w tym złego?
Stary, jak ona zacznie gadać to nie skończy, nawet nie wiesz jak bardzo podziwiam Liz, że z nią wytrzymuje.
No to skoro nie chcesz z nią rozmawiać to po co...?
Nie rozumiesz, ja po prostu nie chcę usnąć w połowie jej monologu i sprawić jej przykrości.
Jasne.


W innej części szkoły.
Cześć Alex.
Cześć Isabel.
Pomyślałam, że może moglibyśmy się dzisiaj spotkać na jakieś romantycznej kolacji, albo...
Dzisiaj nie mogę, umówiłem się z Marią i Liz w "Affair".
A...
To może jutro?
Jutro mam kółko...- podeszła do Alexa i poprawiła mu kołnierzyk.- To kiedy?
Wiesz co wydaje mi się, że zerwę się wcześniej, Liz i Maria zawsze lubią jeszcze gadać o...
Michaelu i Maxie?
Ja tego nie powiedziałem.
Jasne. Pamiętaj, obiecałeś że przyjdziesz. Będę czekać.

Po południu.
I jak tam Tess w nowej szkole?- spytał Ed.
W porządku.
Wiesz o co pytam.
Poznałam już dwójkę.
I?
Ona go ma.
Medalion?
Nie, ona ma mój medalion.
Ale...
To Silvanea jej go dała. No wiesz ta cyganka co mnie wtedy oszukała...
Oszukała? Nie mówiłaś mi o żadnej cygance.
Najwyraźniej zapomniałam.
Nie masz prawa mnie nie powiadamiać o tak ważnych rzeczach!- Tess nawet nie mrugnęła okiem, nigdy specjalnie jego krzyk nie robił na niej wrażenia i tak robiła wedle swojej woli- zawsze.
Idę na górą.- odwróciła się na pięcie.
Wróć tu natychmiast i opowiedz mi o tej cygance!- Tess zacisnęła pięści.
Tego już za wiele.- pomyślała Tess, a na głos powiedziała- Ta cyganka przewidziała mi świetlaną przyszłość jako pożywka dla robaków. Ale nie bój się ty umrzesz pierwszy!- w jej oczach był ogień, tysiące iskier tańczyło w nich jak w nocnej dyskotece, z fajerwerkami.- Wiedz, że kiedyś pożałujesz tego że jesteś moim opiekunem.
Tess, skarbie...
O 18.00 przychodzi moja nowa koleżanka Isabel, zachowuj się w miarę normalnie.

Crashdown.
Widzę, że Maria znalazła sobie chłopaka?- spytał Jeff swoją córki.
Najwyraźniej. Michael jest w porządku.
A jak tam Max?
Max? Czemu o niego pytasz?
Bo ostatnio trochę się na was zawiedliśmy...
Z nim też w porządku.
I nie ma żadnych problemów?
Nie, nie ma.
To dobrze.
Jeff poszedł do kuchni, Liz odwróciła się w stronę Marii i Michaela. Siedzieli razem.
A mówiła, że ze sobą nie rozmawiają... Może jednak coś jeszcze z tego będzie?

Przy stoliku.
Ta jak idziemy już?- spytał Michael.
Jasne.

Trochę później w domu Tess.
Dziewczyny wyraźnie czymś rozbawione weszły do salonu.
O, tato. To właśnie Isabel.- powiedziała Tess prawie wpadając na Eda.
Miło mi ciebie poznać, Tess mi dużo o tobie opowiadała.
Mi również miło.
Kolacja będzie za 20 min.
Świetnie, zdążę cię jeszcze oprowadzić po domu. Wybacz tylko bałagan, jeszcze nie zdążyliśmy się do końca rozpakować.
Może pomóc?
No co ty? Goście nie mają prawa sprzątać. Może zaczniemy od mojego pokoju?
Jasne.

W sklepie z męską odzieżą.

— Michael to nie tak.- powiedziała Maria, poprawiając mu krawat.

— Boże po co ten cyrk?- powiedział Michael prawie zrywając z szyi krawat.

— Cyrk? Chciałam po prostu byś dotrzymał mi towarzystwa na tym cholernym przyjęciu mojej ciotki!

— Mogłaś mnie wcześniej uprzedzić.

— Musielibyśmy rozmawiać, byś o czymkolwiek się dowiedział!

— Czepiasz się, zresztą jak zwykle! Skoro ci nie odpowiadam to po co się ze mną umawiasz?!- ludzie w sklepie spojrzeli na nich z zaciekawieniem. Maria spojrzała z rozczarowaniem na Michaela.

— Sama już nie wiem.


"Affair".
Marii nadal nie ma...- stwierdziła Liz.
Może jest jakiś dziwny protest w Roswell o którym nie wiemy?- powiedział Alex i oboje się do siebie uśmiechnęli.
Ja bym prędzej podejrzewała, że mieszał w tym palce Michael.
Hm... A ja specjalnie odmówiłem Isabel, to nie fair.
Co raz lepiej wam się układa.- stwierdziła Liz.
Szczególnie ostatnio.
To dobrze.
A jak tam ty i Max?
Nie wiesz, że takie rzeczy są puszczane dopiero po 22.00 i tylko dla ludzi o mocnych nerwach?- przed nimi stała Maria, mimo iż żartowała to na twarzy trójki przyjaciół nie pojawił się uśmiech. Było widać, że Maria płakała, dłuuuuugo płakała. Liz bez słowa wstała od stolika i ją przytuliła. Maria oparła głowę o ramię przyjaciółki.
Maleńka co się stało?- spytał zdziwiony Alex.
Ja... Ja już nie mam nikogo…
Liz i Alex spojrzeli na nią. Wieczór nie zapowiadał się wesoło...

W domu Hardingów.
Bardzo smaczne.- pochwaliła kolację Isabel.
Tak, tata zawsze świetnie gotował.
Chyba będę musiała już iść.
Ależ nie, zostań.- poprosił Ed.
Umówiłam się z kolegą, nie mogę.- w tej chwili zadzwonił jej telefon.- Przepraszam.
Nie krępuj się.- Isabel odebrała.
Tak?
....
To ty Alex? Właśnie wracam do domu.
....
Nie możesz... Coś z Marią?
....
Jasne, to na razie.- Isabel włożyła komórkę do kieszeni.- Chyba jednak zostanę- na twarzy Tess pojawił się uśmiech.- Nie cierpię Marii.- pomyślała i pomogła Tess w posprzątaniu po kolacji.

Max siedział przy biurku i pisał coś na komputerze. W pewnej chwili usłyszał pukanie. Podszedł do okna by je otworzyć, był lekko rozczarowany.
Cześć Michael.
Cześć.
Co cię sprowadza?
Nic, tak przyszedłem. pogadać i takie tam.- mówiąc to usiadł w fotelu.
Rozgość się. O czym chcesz pogadać?
O niczym szczególnym.- chwila dłuższej ciszy.- Maria ze mną zerwała.

W Nowym Yorku.
A więc czas powrotu.- powiedziała Alec.
Nie bój się będę dzielny i nie będę płakał.- zadrwił Nicholas.
Pamiętaj, że jeszcze tu wrócę i wtedy nie będzie ci wesoło, gdyby nie Kivar ...-Alec nie dokończył struga światła go "wessała".

Roswell.
Odprowadzić cię?- spytał Max.
Nie, znam drogę.
Do jutra Michael. – Max zamknął drzwi. Po schodach ktoś właśnie wchodził, była to Isabel.
Is ... Ty tutaj?
Dziwne nie? Ja, w swoim domu.
Czemu mamy te sny?
Co?
No wiesz, w których...
Ale czemu o to pytasz?
Bo ja... Bo ja i ty... To nie ma sensu.
Mam Alexa.
Właśnie.
Ty masz...
Ja mam siebie. Na razie.

Liz położyła się zmęczona na łóżko.
Sny są piękne, koszmary ... Cóż te nawiedzają mnie co raz częściej i nie należą do przyjemnych. Ale tylko sny i koszmary potrafią nas oderwać od ponurej rzeczywistości.

Koniec części jedenastej.

Poprzednia część Wersja do druku Następna część