onika

Romeo i Julia dwudziestego pierwszego wieku (11)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część



Romeo i Julia dwudziestego pierwszego wieku
Cz.9
Crazy in love.

"I wtedy przyszedł maj
Zamieszał w moim sercu
Zgubiłam cały mój żal
Poczułam co to szczęście
Tylko szczęście, całe szczęście"

U Alexa.

— Ten horror był wspaniały.- stwierdziła Maria.

— Szczególnie kiedy zaczęłaś krzyczeć; Oddajcie mi kaczkę! Kiedy on dusił tą biedaczkę.

— Moja interpretacja jest wprost genialna.

— Wiem.

— Alex odezwij się.

— Co?

— Powiedz coś.

— Już późno.

— Czy coś się stało o czym my nie wiemy, przez te dwa tygodnie jesteś strasznie milczący.

— Przeziębienie.

— Jasne, przecież...

— Przeziębienie to straszna choroba.- przerwała Liz Marii.

Isabel weszła do Michaela.

— Mogłabyś pukać.- powiedział Michael.

— Mi też miło cię widzieć. Pukałam.

— Przyszłaś po coś czy tak sobie?

— Chciałam zobaczyć co u ciebie.

— I?

— Masz bałagan.

— Dzięki, że mi otworzyłaś na to oczy.

— Dziwnie się czuję.

— Czemu?

— Próbując się zaprzyjaźnić z Liz.

— Próbujesz?

— Tak. I nadal uważam, że nic nie ukrywa, po prostu nie lubi tego tematu.

— W tym coś musi być.

— Michael, ona umierała. To normalne, że nie ma ochoty o tym mówić.

— Jak sobie chcesz.

— Odpuścisz?

— Chyba tak. Na razie nic się nie dzieje.

— Posprzątaj tu kiedyś.- powiedziała Isabel próbując znaleźć sobie miejsce do siedzenia.

— Dzięki za radę. Jak tam Max?

— Jakoś sobie radzi, ale zerwanie z Liz była dla niego potężnym ciosem.

— A jak tam z tą Celi, Cali... czy jak jej tam?

— Ceali. Nie wiem, czasami wydaje mi się, że zabujała się w Maxie. Ale gdy z nią rozmawiam... Zresztą nieważne. Muszę już iść. I pamiętaj, że skoro jesteś już samodzielny powinieneś się trochę przyłożyć do dbania o własny dom.

— Czy się przesłyszałem, czy miałaś właśnie wychodzić?

W pokoju Liz.

— Jak myślisz co jest Alexowi?- spytała Maria.

— Nie wiem.

— Może to znowu princess?

— Może... Sama nie wiem. A jak tam szeryf?

— Nachalnie miły dla mojej mamy, choć ostatnio przystopował.

— Pewnie przez to że nikt nie włamuje się do domu nauczycielki.

— Pewnie tak.- na twarzy obu dziewczyn pojawił się uśmiech. Przez chwilę w pokoju panowała cisza.- A jak tam ty i Max?

— Normalnie.

— Udzieliłaś mi bardzo wyczerpującej odpowiedzi. A tak po za tym?

— Skąd mam wiedzieć dawno nie rozmawialiśmy.

— Skarbie jakieś siedem godzin temu na biologii.

W domu Ceali.

— Stoisz nadal w martwym punkcie.- powiedział Nathaniel.

— Chciałabym.- odpowiedziała Ceali.

— Wiesz dobrze o co mi chodzi.

— Chyba przestało mi zależeć.

— Nie może ci przestać.

— Najwyraźniej może. Ona nic złego nie robi.

— Tam też wydawała się aniołkiem.

— Ale z czasem zaczęła się zachowywać inaczej. Poza tym to ona zerwała z Maxem, a nie Max z nią.

— Pewnie to część jej planu.

— Jesteś zbyt podejrzliwy.

— Jestem realistą.

— A mi się wydaje, że w tej jednej sprawie popełniłeś błąd.

***

Popołudniu w Crashdown. Liz i Maria mają zmianę.

— Liz nie lody z tabasco, tylko frytki z solą.

— Co…? Co ja robię? Myślałam, że...

— Za dużo myślisz.

— Raz w tej kwestii chyba przyznam ci rację.

— A co, bądź kto zajmuje twoje myśli?

— Max. Odkąd zerwaliśmy, myślę o nim jeszcze więcej niż wtedy gdy ze sobą byliśmy.

— Niedobrze.

— Właśnie. Widzę go gdy w książkach, w telewizji, na ulicy. Dopiero po chwili zdaję sobie sprawę, że to nie on.

— To już choroba maniakalna.

— Dzisiaj na przykład widziałam go w mojej kanapce i nie potrafiłam zjeść drugiego śniadania i ponownie powróciłam do jedzenia szkolnej papki.

— Jak się otrujesz to go podamy do sądu.

— Widzę go w moim pokoju, na tarasie, a nawet w lustrze...

— To dla tego tak okropnie wyglądasz.- przerwała jej Maria.

— Maria!

— No co? Max to fajny chochlik, ale jak widzisz go w lustrze to i fryzura nie jest taka jaką...

— Skończ i poradź mi co mam z tym zrobić.

— Prześpij się z nim.

— Co?

— Prześpij się z nim, potem od razu ci przejdzie.

— Znowu rozmawiałaś z mamą?

— Nie.

— Znowu rozmawiałaś z mamą.- tym razem stwierdziła Liz.

— Jeśli nawet tak to co? Myślisz o nim bo jesteś na niego napalona. Prześpisz się z nim i po wszystkim.

— Chciałbym ci przypomnieć, że obecnie nie jesteśmy parą.

— No właśnie i teraz szybko musisz nadrobić te dwa tygodnie, więc...

— Mam dosyć, wracam do klientów.

***

Lekcja biologii. Mówi nauczyciel.

— Na dzisiejszej lekcji porozmawiamy o rozmnażaniu.- Liz otworzyła szerzej oczy i omal nie uderzyła głową o blat biurka.

— Czy oni wszyscy mówią tylko o jednym?- pomyślał Liz.

— Czy ktoś chciałby mi opowiedzieć co to jest rozmnażanie?

Liz wyszła z zajęć w kiepskim nastroju po drodze w padła na Alexa.

— Hej.- przywitał się z nią.

— Hej.- przez chwilę milczeli.- Alex czy ostatnio zdarzyło się coś co...

— Nieważne.

— Ważne Alex. Ty mnie zawsze pocieszałeś...

— Nie musisz się rewanżować.

— Ale chcę.

— Może innym razem.

— Jasne.

Ceali podeszła do Isabel.

— Cześć.

— Cześć. Coś się stało?

— Nie nic, tak podeszłam. Co u ciebie?

— Jak na razie w porządku.

— Chyba nie masz mi za złe, że wczoraj do ciebie przyszłam?

— Nie. Ale nie wiem czy powinnaś wtedy rozmawiać z Maxem.

— Wczoraj? Przecież to była zwykła rozmowa.

— Przez te zwykłe rozmowy Max cierpi. Nawet jeżeli nie interesuje cię Max, odpuść sobie.

— Ale... To nie tak...

— Nie ważne jak. Po prostu, odpuść sobie Maxa na pewien czas.

Później w Crashdown.

— Co tu robisz Alex?- spytała zdziwiona Maria.- Myślałam że masz dzisiaj próbę.

— Nie mam nastroju.

— Ostatnio często nie masz nastroju.

— Jakoś sobie poradzą bez jednej gitary.

— Bez gitary tak, ale bez ciebie i gitary to już gorzej.

— Poradzą sobie.

— Jak chcesz.- Maria odwróciła się w stronę drzwi, wchodził Max.- Przyszedł Romeo. Odważny chłopak.

Max podszedł do jakieś kelnerki i spytał o Liz, wskazała mu zaplecze na które się udał. Liz wkładała właśnie jakieś papiery do szuflady.

— Cześć Liz.

— Hej. Przyszedłeś do mnie?

— Tak, chciałbym byś mi pomogła w biologii.

— Niestety nie mam czasu.- powiedziała przechodząc obok niego.

— Ale nadal jesteśmy przyjaciółmi?

— Tak.

— Tylko przyjaciółmi?- spytał z nadzieją w głosie.

— Tak.

— I nie możemy się umawiać na hm... przyjacielskie spotkania.

— Nie za bardzo nam one wychodzą. Muszę wrócić do klientów.

— Jasne. – Liz już wychodziła, gdy Max złapał ją za rękę i przyciągnął do siebie.- Kocham ciebie.- powiedział i namiętnie ją pocałował.

— Ja ciebie też.- odwzajemniła pocałunek.

Piętnaście minut później.

— Dzisiaj?- spytała Liz Maxa.

— Na pewno przyjdę.

— I nikt cię nie powstrzyma?

— Nikt i nic.

— Kocham cię.

— Ja ciebie też.- Max wyszedł drzwiami od zaplecza, a Liz wróciła do kawiarni.

— Coś podać?

— Pani tu pracuje?

— Tak...

— To niech będzie specjalność dnia...

— Już się robi.- podeszła do kuchni, stała tam również Maria.

— Spotkałaś po drodze tornado?

— Co?

— Masz rozwalone włosy.

— Ja?

— Tak.- Maria wyciągnęła coś z jej włosów.- Frytka? Niech zgadnę twoje włosy były głodne?

— Jasne.

— Liz masz chłopaka.

— Ja?

— Wróciłaś do chochlika tasmańskiego!

— Ciszej.

— Prawda i jak?

— Wszechświat powrócił.

— A teraz idź się uczesz zajmę się tamtym zamówieniem.- Liz ponownie wyszła na zaplecze.- Dlaczego ja nie mam chłopaka?

— A co usychasz z miłości?- spytał Michael podając zamówienie rudej kelnerce.

— Musisz mnie zawsze podsłuchiwać?

— Ja? To ty jak wariatka gadasz do siebie!

— Ja mam powód.

— Niby jaki? Widzisz białe myszki?

— POTRZEBUJĘ MĘŻCZYZNY!- pomyślała Maria, a na głos dodała.- Nie ociągaj się tylko piecz te kotlety!

Alex wszedł do Crashdown po drodze wpadł na Marię.

— Hej.

— Hej Alex. Jak tam próba?

— Dzisiaj poszedłem.

— To już postęp.

— Wiosna mi służy.

— To świetnie.

— Postanowiłem się nie poddawać.

— Cóż za duch walki.

— Cały ja.

— Mogę coś powiedzieć?

— Jasne.

— Kim ty jesteś i co zrobiłeś z Alexem?!!- podeszła do nich Liz.

— Hej, co robicie?

— Liz, właśnie ciebie szukałem. – wyciągnął z plecaka trzy filmy.- " Nauczyciel namiętności", "Krzyk" czy " Calineczka"?

— A dla kogo to?

— Dla Isabel.

— Ooo… Dla princess. – wtrąciła Maria.

— Alex ten pierwszy jest erotyczny.- powiedziała Liz.

— Jestem zdesperowany.

— Czy teraz wszyscy myślą tylko o jednym?- przeszło przez myśl Liz.

— Pierwszy jest ryzykowny.- stwierdziła Maria.

— Czemu?

— Bo albo uzna cię za zboczeńca, albo się napali.

— Rzeczywiście nie najlepszy pomysły.

— Przy drugim albo wybiegnie w połowie filmu, albo złamie ci rękę przytulając się do ciebie.- ciągnęła dalej. – Zostaje "Calineczka". Powodzenia Kasanowo.

Liz weszła górę, jej zmiana już się skończyła. Za oknem stał Max, od razu go wpuściła.

— Miałeś być za godzinę.

— Jestem niecierpliwy.- zaczęli się całować.

— Żadnych uprzejmości, tylko tak od razu do sedna?

— Nie lubię owijać w bawełnę.

Alex usiadł naprzeciwko Isabel.

— Hej.- powiedział zdziwiona Isabel.

— Nie obchodzi mnie, że związek Maxa i Liz się rozpadł, bo bądź co bądź kiedyś znowu się zejdą. Nie powinnaś mierzyć nas ich miarą. Powinniśmy dać sobie szansę. Jesteś najwspanialszą dziewczyną jaką kiedykolwiek spotkałem. Nie mam zamiaru się poddawać.- nastała cisza.- I co ty na to?

— Skończyłeś?

— Tak.

— Jeszcze nikt nie powiedział mi czegoś równie miłego.

— To znaczy, że...

— Masz jakąś propozycję na dzisiejszy wieczór?

— Wypożyczyłem… " Calineczkę".

Na zapleczu, Michael chowa fartuch i szykuje się do wyjścia. Wchodzi Maria.

— I jak znalazłaś sobie faceta?

— A co cię to obchodzi?!

— Mnie? Zupełnie nic. Po prostu wydawało mi się, że szukasz chłopaka.

— Pomyliłeś się.

— Może to i lepiej.- mówiąc to wyszedł.

— A może ty... No wiesz?- odwróciła się i po raz kolejny spotkało ją rozczarowanie.- Właściwie co ja od niego chciałam. Przecież to palant, tylko że ma takie wspaniałe ciało…

***

Liz podeszła do Marii, która właśnie wyciągała książki.

— O cześć Liz! Pamiętasz może co teraz mamy?

— Astronomie.

— Seligman?

— Tak.

— Jak ja nie lubię tego faceta.

— Za stary?

— Zdecydowanie, powinien już przejść na emeryturę.

— Chyba przesadzasz?

— W życiu… Liz masz golf?

— A nie widać?

— Czy ma coś z tym wspólnego Max?

— Wolałam jak go nazywałaś chochlikiem.

— A więc jednak. Max zrobił ci malinkę.

— No i co z tego?

— Nie, nic. Ale chyba choć w małej części posłuchałaś mojej rady.- stwierdziła Maria.

— Nie, to było...

— Spontaniczne?

— Nieprzewidziane.

— A co zazwyczaj robicie sobie grafik z cyklu; co, w którym miejscu i ile razy?- w tym momencie podszedł do nich Alex.

— I jak tam randka z princess?

— Sam nie wiem czy to była randka.

— Umówiłeś się z nią?

— Tak, ale na oglądanie filmu.

— Co wybrałeś?

— "Calineczkę".- Maria wybuchnęła śmiechem.

— Z czego się śmiejesz, przecież sama mi to poradziłaś.

— Nie ważne. A powiedziałeś jej o swoich zamiarach?

— Tak.

— No to jesteście na dobrej drodze.- stwierdziła Liz.

— Ale żadne z was nie nazwało tego spotkania randką?

— No nie...

— Czyli ich droga jest bardzo kręta.

— Nie bój się pomożemy ci.- pocieszyła go Liz.

— Jasne, Liz ci pokaże swoją malinkę zrobisz taką sama princess i po sprawie.

— Masz malinkę. Wróciliście do siebie?

— No tak…

— Wiesz taki mega, kosmiczny całus połączony z wsysaniem się w szyję.

— Proszę. Bez szczegółów.

— A mi się wydawało, że Max to taki spokojny facet z plakietką "Celibat jest mi pisany".

— Przestańcie.

— A potem w jego życiu zagościła Liz, która sprowadziła go na drogę namiętności, pożądania i... – Maria napotkała wzrok Liz.- No dobra kończę.

Kilka przerw później.

— Hej Alex.

— Cześć Isabel.

— Co u ciebie?

— W porządku.

— Usiądziesz?

— Jasne.

— Myślę, że moglibyśmy spróbować powtórzyć wczorajszy wieczór.

— Mam wypożyczyć " Śnieżkę"?

— Tym razem ja wybiorę film.

— Świetnie. Mam do ciebie pytanie.

— Słucham?

— No bo... Właściwie to nie wiem jak to ująć. Wiem, że to głupie pytanie, ale...

— Po prostu powiedz.

— Czy jesteśmy umówieni na randkę?- Isabel się uśmiechnęła.

— Tak.

— Wiedziałem. Tak tylko pytałem, żeby wyprostować naszą drogę.

— Drogę?

— Nie ważne.

W szkolnym składziku.

— Do tej pory nigdy nie zdawałam sobie sprawy, że ten składzik może być takim przyjemnym miejscem.- powiedziała Liz.

— A jest?- spytał Max.

— Z tobą? Tak.

— Cieszę się, że zmieniłaś zdanie i że znowu jesteśmy razem.

— To wiosna tak na mnie działa.

— Od tej pory wiosna to moja ulubiona pora roku.
Zatopili się w namiętnych pocałunkach.

— Następnym razem radzę wam być o kilka tonów ciszej.- powiedział nauczyciel wchodząc do składziku, Liz i Max popatrzyli na niego z grozą.- Do dyrektora!

Crashdown.
Maria podeszła do kuchni.

— Dwa razy Latające Spodki i Pierścienie Saturna.

— A gdzie twoja koleżaneczka?- spytał Michael.

— Nie wiem gdzie jest Liz, jeśli ci o nią chodzi.- odparła Maria.

— A gdzie twój chłopak?

— Nie mam chłopaka.

— Czyli akcja De Luca- biuro matrymonialne odpada?

— Chrzań się.

Liz i Max siedzieli naprzeciwko pokoju dyrektora.

— Długo tam siedzą.- stwierdził Max.

— Może nasze matki się pobiły?

— Byłoby słychać.

— Jasne. Dobrze, że nie wezwali ojców.

— Co racja to racja.
W gabinecie.

— A do czego właściwie służy składzik?- spytała Nancy

— No wie pani...- dyrektor wyglądał na zmieszanego.- Uczniowie tam moczą gąbki, biorą stamtąd kredę.

— Może czas by ktoś ich zastąpił.- wtrąciła Diane.

— Max i Liz myli gąbki?

— Cóż nie określił bym tego w ten sposób. Wykonywali pewne czynności seksualne... Zresztą porozmawiajmy z nimi.
Wyszli na korytarz Max i Liz wstali.

— To nieporozumienie.- powiedziała Liz po chwili.

— Jakie nieporozumienie?- spytał dyrektor.

— Nie powinno nas tu być.

— To może jednak trzeba było się zachowywać ciszej.

— Oboje opuścili lekcję, a są wzorowymi uczniami. Chciałbym, aby tak zostało.

— To wszystko da się na pewno wyjaśnić, musieli mieć przecież jakiś powód żeby opuścić lekcje.

Później w pokoju Liz.

— Możesz mi to wyjaśnić?- spytała Nancy.

— To nic takiego, nie pierwszy raz się całowałam.

— Tu nie chodzi o całowanie.

— A o co?

— O to, ze musiałam zostawić kawiarnie Karen, pojechać do twojej szkoły, wysłuchać przemowy dyrektora o czynnościach seksualnych, najeść się wstydu i na dodatek bronić ciebie przed nim!

— Przepraszam. Nie sądziłam, że to aż takie poważne...

— Po prostu ciężko mi się pogodzić z tym, że tak szybko się zmieniłaś. Jeszcze na początku roku szkolnego mogłam ci zaufać, zawsze wiedziałam gdzie jesteś i z kim.

— Teraz mi nie ufasz?

— Ufam, ale nie tak jak kiedyś.

— Co zrobiłam źle?

— Liz nie każ mi się powtarzać.- Nancy otworzyła drzwi.- I proszę cię nie mów o tym ojcu.- wyszła.

Na zapleczu Crashdown.

— Kończysz już zmianę?- spytała Maria.

— A co myślałaś, że będę tu harował przez noc?- odpowiedział pytaniem na pytanie Michael.

— Myślałam, że zostajesz jeszcze godziną.

— Myliłaś się.

— Wiesz...

— Wiem.

— Naprawdę?

— Nie.

— Czego ja się po tobie spodziewałam?

— No właśnie, czego? Myślisz, że jestem taki jak Max? Super wrażliwy i romantyczny?

— O co ci chodzi?

— Oboje dobrze wiemy o co. Jestem inny, mam wady i zalety, nie jestem chodzącą doskonałością, ale… chyba coś do ciebie czuję.- spojrzeli na siebie i namiętnie się pocałowali.

Koniec części dziewiątej.


Poprzednia część Wersja do druku Następna część