Monika

Ciąg dalszy nastąpił (6)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

Ciąg dalszy nastąpił
Cz.6
Kłopoty.

Wszyscy zebrani spojrzeli na Avę.

— Jak to my?- spytał niepewnie Max.

— Nie chcę zostać na Ziemi. Nie chcę zostać sama.

— Ale...

— Jak to, wracacie?- spytał Kal.

— A on to kto?- spytał Michael.

— Kal.

— Ten...- Max pokiwał głową.- A...

— No to jak wracacie?

— Ponoć musimy.

— Bo musicie.- wtrąciła Gwen.

— Ale twój syn...- Liz spojrzała na Kala wściekła.

— Jeszcze nie teraz.- pomyślała.

— Co z Zanem?

— Jak uroczo. Nazwałeś go ku swojej czci?- Gwen udawała wzruszoną.

— Tess go tak nazwała...- powiedział cicho Michael.

— Co z Zanem?- powtórzył swoje pytanie Max.

— Jest najbardziej ściganym kandydatem do tronu w kilku galaktykach.- wszyscy spojrzeli na Gwen, która to powiedziała.

— Wiedziałaś?- spytał Kal.

— Tak.

— Zaraz, zaraz. Mojemu synowi grozi niebezpieczeństwo, a ty mi nawet o tym nie wspomniałaś?

— Nie tylko ja o tym wiedziałam.- spojrzała na Kala.

— Proszę was nie kłóćcie się. Musimy teraz wymyślić co mamy zrobić, skoro Kal nawalił.- Liz po raz kolejny spojrzała na niego groźnie.- Chodźmy do salonu. Nie będziemy stać w wejściu.- wszyscy poszli. Na początku Liz i Ava, potem Kal i Max, na samym końcu Gwen i Michael. Temu ostatniemu zadzwoniła komórka. Gwen spojrzała na niego pytająco. Michael odebrał.

— Tak?

— ...

— Maria? Ja...

— ...

— Tak jestem z Gwen, ale...

— ...

— Jesteśmy u Maxa i Liz. Zaraz po ciebie przyjadę.- rozłączył się i spojrzał na Gwen.

— Chłopie ty to masz ciężkie życie.

— Wiem.

— Jak ty z nią wytrzymujesz?

— Ja, ją kocham.- cisza.- Powiedz reszcie, ze pojechałem po Marię.

— Dobrze.

Ava i Liz poszły do kuchni.

— Cieszę się, że jesteś.- powiedziała Liz nalewając do kubków gorącą herbatę.

— Naprawdę?

— Musiało ci być ciężko.

— Jakoś wytrzymałam.

— Tęsknisz za nimi, prawda?

— A ty byś nie tęskniła? Gdybyś tak nagle straciła twoją jedyną rodzinę...

— Masz nas.

— ...

— Naprawdę możesz nam ufać.

— Ufam ci.

— Ale?

— Boję się, że jak kogoś znowu pokocham to go stracę, a tego bym nie przeżyła.

W salonie siedział Max i Kal. Nie rozmawiali. Nie mieli o czym. Ich ostatnie spotkanie nie zakończyło się najlepiej. Po chwili do łączyła do nich Gwen.

— Sztywniaki.- pomyślała i usiadła naprzeciwko Maxa.- Jak tam staruszku?- to pytanie skierowała do Kala.

— Kim ty jesteś?

— A ile miałeś siostrzenic?

— Gwen?- Max spojrzał na nich dziwnie.

— No co Maxiu? Nie kochasz naszej rodzinki?- na pytanie nie padła odpowiedź, do salonu weszła Ava z Liz.

— Zadzwoniłam po Isabel i Kaly'a. Gdzie Michael?

— Pojechał po lalunie.

Po niespełna godzinie byli już wszyscy.

— Dlaczego oni chcą zabić Zana skoro jest zwykłym człowiekiem?

— Cóż...- Kal spojrzał na Liz pytająco. Ona jednak nawet nie się nie poruszyła.- Nie wiele wiem, ale muszę go chronić. Taki dostałem rozkaz.

— Rozkaz?- spytał Isabel.- Od kogo?

— Od mojego nowego podopiecznego.

— Czyli?

— Nie mogę wam o wszystkim mówić.

— No dobrze, przyjmijmy że to nieważne. Ale gdzie on teraz jest?

— Gdzieś w NY.

— To pewne?- spytała Liz.

— Nie. Ale właśnie tu go zgubiłem.

— To znaczy, ze...

— Już został adoptowany.

— Czyli śmieć grozi nie tylko Zanowi?

— Cóż... Jego nowa opiekunka jest kosmitką.- wszyscy spojrzeli na Kala za zdziwieniem.

— Ale dobrą czy złą?

— Nie wiem. Chyba go ukrywa. Jednak jest słaba. Pochodzi z Airas. A oni nie posiadają specjalnych mocy.

— Czyli...?

— Dziecko z nią nie jest bezpieczne.
Rozmowa trwała jeszcze długo. Po jej skończeniu wszyscy wrócili do swoich domów.

W domu Marii i Michaela.

— Mówiłeś, że nic do niej nie czujesz.- powiedziała z pretensjami Maria.

— Bo to prawda.

— Przestań, gdyby to była prawda to nie pobiegłbyś na jej skinienie.

— To nie tak.

— Mogłeś chociaż zadzwonić.

— Wiem, ale...

— Ale przy Gwen nie możesz normalnie myśleć?- pytanie nie doczekało odpowiedzi.- Wiedziałam.- Maria poszła do sypialni. Po chwili z niej wróciła niosąc koc i poduszkę. Rzuciła to byle jak na kanapę.- Miłych snów.

Isabel weszła zmęczona do domu, Kaly za nią.

— Znowu ci smutno?

— Chyba tak.

— Wrócisz tam?

— Kaly nie wiem... Mój dom jest tu, ale nie potrafię zostawić Maxa. Jeżeli on odejdzie to zostanę sama!

— Spokojnie Is, ja będę zawsze przy tobie.

Liz zaniosła koc Avie.

— Jesteś pewna, ze ci wygodnie?- spytała Avy leżącej na kanapie.

— Tak. Dziękuję. Ale jesteś pewna, ze nie przeszkadzam?

— Głupie pytanie. Jesteś bardzo pożądanym gościem.

— Dziękuję za wszystko.

— Nie masz za co.

— Mam.- pomyślała Ava, jednak już nic nie powiedziała. Liz wróciła do sypialni. Max leżał na łóżku i patrzył w sufit. Nie zauważył nawet jak weszła. Poszła cicho do łazienki po chwili już była z powrotem. Max nadal leżał. Usiadła koło niego.

— Boję się.- powiedział po chwili ciszy jaka panowała w pokoju.

— Nie.

— ?

— Nie możesz się bać. Jesteś królem.

— Liz. Nie lubię kiedy tak mówisz.

— Ale to prawda. Musisz przywyknąć do tej myśli.

— Ale jeżeli musze tam wrócić... Nie zostawię ciebie.

— Wiem. Teraz jednak o tym nie myśl, najważniejszy jest Zan.

— Wiem. Nie powinienem go oddawać.

— Zrobiłeś słusznie. Tego nawet ja nie przewidziałam.- uśmiechnął się do niej.

— Nie miałaś od tamtej pory żadnej wizji, prawda?

— Tak. Max...- Liz się zawahała.

— Tak?

— Nie nic.- położyła się wtulając w niego.- Dobranoc.

— Dobranoc Liz.

Gwen spojrzała za okno. Wynajęła jakieś mieszkanie. Było małe, ale by najmniej nie przytulne. Za oknem zrobiło już się już dawno ciemno. Było sporo po północy. Po myślała o Michaelu. O ich ostatniej rozmowie. Powiedział , ze kocha Marię. Zamknęła oczy.

— Czas chyba trochę namieszać.- pomyślała i położyła się na łóżku, zamknęła oczy.

Michael przewrócił się na bok. Kanapa nie należała do najwygodniejszych, mimo to zasnął. Na początku śnił mu się ostatni dzień w Roswell. Chyba nawet się cieszył, ze wreszcie stamtąd wyjeżdżają. Jednak jego sen szybko zamienił się w inny.
Stał na balkonie ogromnego pałacu, w środku tańczyło sporo ludzi. Stał, ale nie był sam. Obok niego stała dziewczyna... Gwen.

— Rath, tak bardzo tęskniłam.

— Dlaczego tak długo cię nie było?

— Musiałam to wszystko przemyśleć.- Rath intensywnie się jej przyglądał.- Czemu tak patrzysz.

— Pierwszy raz widzę cię w sukience.- uśmiechnęła się do niego.- Jesteś piękna.- Podszedł do niej i objął ja w pasie.- Kocham cię.
Gwen otworzyła szerzej oczy. Po tylu latach, po tylu razem spędzonych chwilach powiedział, że ją kocha. Zatopiła swoje palce w jego włosach. Jego usta zaczęły delikatnie pieści jej szyje...
Sen się skończył. Michael obudził się z mieszanymi uczuciami.

— A więc kochałem tam Gwen...- pomyślał.- Ale tu...- Spojrzał na zamknięte drzwi sypialni.- Kocham Marię.
Na chwilę wrócił do rzeczywistości. Padało, co więcej strasznie grzmiało. Drzwi sypialni się otworzyły wyszła z nich Maria i usiadła koło niego na łóżku. Patrzyli długo na siebie.

— Wybacz Michael... Ja po prostu nie chcę ciebie stracić.

— I nie stracisz.
Maria położyła się koło niego. Przytulił ja do siebie. Po chwili zasnęła w jego ramionach.

C.D.N.









Poprzednia część Wersja do druku Następna część