Monika

Ciąg dalszy nastąpił (13)

Poprzednia część Wersja do druku

Ciąg dalszy nastąpił
Cz. 13
Antar(2)
Nie każda zbrodnia zasługuje na karę?

Liz siedziała i patrzyła tępo w ziemię.
Jesteś pewna, że powrót nastąpi? Do tej pory nie zadawała sobie tego pytania. Nie musiała dla niej odpowiedź była jasna- wrócą. Tak było do czasu gdy Zan nie podjął się tego zagadnienia Teraz jej odpowiedź nie była taka jasna, "słońce zaszło"...
Max przerwał jej rozmyślenia. Stał w drzwiach. Spojrzała na niego. Zero reakcji.

— Max?- powiedziała niepewnie Liz, Max odwrócił w jej stronę głowę i spojrzał na nią pytająco.

— Tak?

— Masz plan?- spytała licząc na negatywną odpowiedź.

— Nie. Nie jestem królem, więc...- na ostatnie zdanie nie czekała.

— Przestań! Myślisz, że tylko ci jest trudno? Że mi tak łatwo było dusić w sobie prawdę? Że niby rozkoszowałam się tym, że z nikim nie mogłam o tym porozmawiać? Jeżeli tak myślisz, to mylisz się! Słyszysz? Nie było mi łatwo kiedy musiałam swatać cię z Tess, kiedy przyleciałeś do mnie z przyszłości, nie było mi łatwo żegnać moją jedyną miłość i nie jest mi łatwo patrzyć na twoją zawiedzone oczy!!!
Wszystko ucichło. Nastała cisza. Wyłączyły się rozmowy z innych pomieszczeń. Z oczu Liz popłynęły łzy. Spokój przerwał też płacz Zana, Liz poszła do pokoju w którym się on znajdował. Max nadal stał wmurowany. Płacz ucichł, Liz jednak nie wracała, cisza znowu zapanowała. Max niepewnie wszedł do pokoju. Zan spał Liz skulona na łóżku cicho łkała. Max położył się koło niej i ją przytulił. Delikatnie pocałował ją w szkoło.

— Wybacz Liz. Byłem głupi. Ty zawsze mi ufałaś.

— Max naprawdę nie chciałam cię okłamywać...

— Wiem.
Pewność powróciła. Max przytulił Liz do siebie. Po chwili zasnęli.

— Chyba po burzy.- stwierdziła Isabel podnosząc się z łóżka.

— Teraz pokaże się tęcza.- Stwierdził Michael.

— Od kiedy zrobiłeś się taki romantyczny.

— Ta planeta tak na mnie działa. Chcę być już na Ziemi.

— Musimy najpierw wygrać Kivarem...

— Poradzimy sobie.

— Oby.- przeszło jej przez myśl.

Ava otworzyła oczy. To wszystko zaczęło ją nużyć. Praktycznie nic się nie działo. A ona chciała już, w tej chwili rozstrzygnąć to wszystko nie ważne dla kogo z korzyścią, byle było by po wszystkim.

— Układasz sobie plan w swojej małej główce?- Usłyszała kobiecy głos o ironicznym tonie pełnym pobłażania. Ava wstała. Wmurowało ją.

— Jak...? Przecież ty nie żyjesz.

— Ty praktycznie też.

— Nie odważysz się.- w tym momencie i ona i tamta kobieta wyciągnęły ręce w kierunku tej drugiej.

— Czeka nas mały rewanż co? Ciekawe, która tym razem zwycięży.

— Jak się tu dostałaś?

— Zan nigdy ci nie ufał. Nie grasz tak dobrze jak ci się wydaje.

— Zan?
Nie usłyszała odpowiedzi, nie wypowiedziała też ani jednego słowa więcej. Przeleciała przez pokój uderzając z ogromną siłą w ścianę. Już się nie podniosła....

Nad stawem.

— Boję się Any...- ręce Zana drżały.- Jestem sam. Czemu cię nie ma?

— Uspokój się.

— Nie mogę, nie potrafię... Chcę być blisko ciebie.

— Już nie długo Zan. Przepowiednia się spełni. Będziemy razem.

— Wierzysz w przeznaczenie?

— A mam wyjście? Teraz już sama nic nie zrobię.- po tych słowach przeistoczyła się w powietrze.

Liz otworzyła oczy. Wydawało jej się, że minęły godziny od kiedy wreszcie Max "zrozumiał". Na początku gdy się obudziła poczuła szczęście, po którym prawie natychmiast nastał niepokój. Maxa nie było obok niej, mimo wszystko nie była sama.

— Arwel??

Isabel siedziała niespokojnie, Alex był obok niej.

— Nie mogę. Nie wytrzymam.- szeptała zdenerwowana.

— Is, co ci jest?? Is??

— On chce… Nie potrafię się bronić.

— Isabel, powiedz natychmiast co ci jest.- Isabel zrobiła się czerwona, na jej twarzy pojawiły się drobne krople potu.

— Chce mną zawładnąć, przejąć nade mną kontrole.

— Walcz z nim.

— Próbuje, ale...

— Nie ma ale, jesteś silna dasz sobie z nim radę.

— Nie mogę.
Przestała walczyć, poczuła ogromny ból w głowie. Hałasy, głosy, muzyka, obrazy, odczucia, tysiące myśli przeszło jej przez głowę, po chwili wszystko ucichło. Bezsilnie opadła na podłogę.

— Co ty tu robisz?? Nie wiesz, ze to niebezpieczne? Ona też tu jest.

— Poprawka. Była.

— Zabiłaś Avę??

— A co miałam zrobić? Pozwolić jej wszystko zaprzepaścić?

— Nie wiem, ale śmierć.

— Nie będziesz dobrą królową, jesteś zbyt miękka.

— Po pierwsze już jestem królową, po drugie zrobiłaś coś wbrew mnie!

— Od kiedy to niby ja byłam posłuszna?

— Mniejsza oto. – Liz wplotła palce we włosy i zamknęła oczy.

— A co z Gwen??

— To nie wiesz, ze twoja córka musi cię zabić?

— Przestań się nade mną znęcać.

— Nie wiem, której z was mi bardziej żal. Po co do mnie przyszłaś?

— Czekam na rozkazy.

— Musimy obalić rządy Kivara.

To co było później stało się dla nas koszmarem. Michael odkrył nieprzytomną Isabel. Była w stanie "kosmicznej śpiączki". Wszystko, jeżeli kiedykolwiek wydawało się łatwe przestało takie być. Nasze wojska prawie w całości wyginęły. Morze krwi, której nie sposób było powstrzymać. Przychodziły dni, że bałam się otworzyć oczy. Jednak musiałam patrzeć na to wszystko. Na śmierć, zniszczenie i biedę. Zrozumiałam wiele. Ale nie poradziłabym sobie bez niego. Max był moja podporą mimo iż sam cierpiał. Z dnia na dzień stawał się coraz lepszym władcą. W końcowym rozrachunku zwyciężyliśmy, ale czy to aby na pewno było zwycięstwo?? Nawet jeśli, to nikt się nie cieszył. Zginął Zan. Poświęcił się by uratować życie synowi Maxa. Wreszcie mógł być z Any, to chyba jedyny plus. Przynajmniej dla niego, ja przez to straciłam prawdziwego przyjaciela. Gwen nie zabiła Arwel, pozwoliła jej odejść. Tylko tyle, wstyd za matkę zdrajczynie był silniejszy, nie potrafiła jej wybaczyć.
Po wielu męczących i ciężkich próbach odnaleźliśmy sposób by ocalić Isabel. Ale to też nie była ona. Całkowicie się zmieniła. Choć nie, to złe określenie wróciła do stanu w jakim się znajdowała po wyjeździe z Roswell. Tylko kogo bliskiego mogła stracić ty razem?
Po wielu miesiącach na Antarze stanęliśmy wszyscy(tj. Ja, Max, Zan, Michael i Isabel) w komnacie w której się obudziliśmy po raz pierwszy.

Liz i Max spojrzeli na siebie. Na ich twarzy pojawił się chwilowy uśmiech. Spojrzeli na Michaela, Isabel i Zana, którego trzymała na rękach.

— Wracamy na Ziemie.
Powiedział Max, dość ciepłym i łagodnym tonem. Po chwili przyłożył do medalionu kamień. Cała piątka po chwili zniknęła...

Koniec części trzynastej- ostatniej.
Ciągu dalszego nie będzie.










Poprzednia część Wersja do druku