onika

Za wszelką cenę (3)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

Za wszelką cenę
Część druga
Będę wierzyć(2)- Prawda i tylko prawda.

To wszystko jest co raz bardziej dziwne. Obudziłam się i nie czułam niepokoju, czułam tylko spokój i cudowny zapach lawendy. Jednak teraz gdy "wytrzeźwiałam" znowu boję się o jutro i nie wiem jak przeżyję dzisiejszy dzień w szkole.
Liz zamknęła pamiętnik i zeszła na dół. W salonie siedziała Lena i coś oglądała.

— Cześć.- przywitała się Liz.

— Cześć.- cisza.- Kivara nie ma.

— Nie ma?- spytała jakby z nutą rozczarowania.

— Dobrze słyszałaś. Powiedział, że wróci dopiero wieczorem.

— Wieczorem…

— Będziesz tak za mną powtarzać?

— Nie, muszę już iść. Mam coś do załatwienia.- po tych słowach Liz szybko opuściła mieszkanie.- Do załatwienia. Jasne Liz tak sobie tłumacz. Czego ja się właściwie spodziewałam? Że będzie czekał na mnie, ze śniadaniem? Jaka ja jestem głupia.- myślała Liz w drodze do szkoły.

Isabel usiadła na ławce przed szkołom. Tak dziwnie się czuła. Widziała Liz i widziała jej ból w oczach. Żałowała, ze nic nie zrobiła, że nie podeszła i nie próbowała jakoś tego wszystkiego załagodzić… Tess nie chodzi do szkoły. Zaczyna dopiero od przyszłego miesiąca. Może to i lepiej? W jej towarzystwie czuła się naprawdę dziwnie…

Liz podeszła do szafki. Już do perfekcji opanował jej otwieranie, bez użycia pozaziemskich mocy.

— Cześć ślicznotko.

— To znowu ty?- spytała się Liz wysokiego bruneta.

— Zero entuzjazmu. Trzeba to naprawić.

— Naprawdę?

— Tak, na przykład dzisiaj wieczorem.

— Sądzę, że się przeliczasz

— Nie, to ty mnie nie doceniasz.

— Kim ty do diabła jesteś?- pomyślała Liz i usłyszała jakby w odpowiedzi na swoje pytanie.

— Nazywam się Derek.- powiedział to tak jakby było to coś naprawdę ważnego.

— Z tych Dereków?- Liz zaczęła kpić z nowo poznanego chłopaka.

— Bardzo śmieszne.

— Cześć.- podeszła do nich Maria.

— Cześć.

— Bardzo cię dręczył?- spytała wskazując na Dereka.

— O co ty mnie podejrzewasz?

— A więc było, aż tak źle?- Liz tylko się uśmiechnęła. Lecz uśmiech szybko zszedł z jej twarzy. Max patrzył w jej stronę, jej Max… Nie, już nie jej. Teraz należał do Tess, czy tam Avy. A przecież jej obiecywał, że nigdy w nią nie zwątpi. Ale to było tak bardzo dawno temu.- Ziemia do Liz.- powiedziała Maria machając jej ręką przed oczami.

— Gdzie Derek?

— Już poszedł. Nawet tego nie zauważyłaś?

— Wybacz zamyśliłam się.

— On też jest nowy, prawda?- spytała wskazując na Maxa.

— Tak… Kiedyś nawet uważałam go za przyjaciela.

— A teraz coś się zmieniło?

— Żebyś wiedziała jak wiele, Mario…- pomyślała Liz.- Nie ważne.- usłyszała Maria w odpowiedzi .

Kilka lekcji później.
Liz siedziała w pustej klasie. Miała nadzieję, że chociaż tu ich nie spotka. Że uniknie ich dziwnych spojrzeń bez wyrazu. Myliła się, do klasy wszedł Max.

— Może nie powinnam uciekać przed nimi? Może powinnam o nich walczyć? Przecież Lay by mnie nie okłamał…- myślała Liz, Max chciał właśnie wyjść, gdy…- Max.- powiedziała cicho Liz.

— Tak?

— Chciałabym…- poczuła się dziwnie, zabrakło jej słów, nie mogła przecież powiedzieć " Chcę was odzyskać." To by było zbyt szybko…- Chciałam się przywitać.

— Cześć Liz.- powiedział Max, na jego twarzy pojawił się ledwo dostrzegalny uśmiech.

— Jak tam wszyscy…?- chciała dodać prócz Tess, ale wiedziała, że wtedy znajdzie się na straconej pozycji.

— Nie wiem.- takiej odpowiedzi się nie spodziewała.

— Nie wiesz?

— Liz,… To nie jest takie proste…

— Co nie jest proste?- spytała Liz jakby nie rozumiała, wiedziała jednak dokładnie o co chodziło Maxowi…

— To wszystko… Liz ja,… muszę już iść.

— A więc jednak, wolą ją… Max wreszcie znalazł kogoś kto go kocha… Michael i Isabel pewnie też znaleźli jakieś plusy… Zostałam sama.

Wróciła do domu późno, nawet bardzo. Kivar i Lena siedzieli w kuchni i o czymś rozmawiali. Weszła od razu. Nie pukała, nie dzwoniła w końcu miała się czuć jak u siebie. Na jej widok Lena zrobiła zaskoczoną minę, natomiast Kivar się uśmiechnął.

— Długo kazałaś nam na siebie czekać. A ja myślałem, że to tobie zależy na informacjach.

— Bo tak jest. Miałam parę spraw do załatwienia.

— Oczywiście.

— A więc?

— Idź do salonu, zaraz do ciebie dołączymy.

— Dobrze.- Liz wyszła.

— Potulny baranek.- stwierdziła pobłażliwie Lena.

— Uważaj, żeby cię kiedyś nie zaskoczyła. Twój baranek umie kopać.

Maria kończyła zmianę jednak podarowała czas jeszcze jednemu klientowi.

— Co podać?- spytała podchodząc do stolika.

— Colę wiśniową.- odpowiedział Max.

— Dobrze.- Maria stała jeszcze przez chwilę.

— Czy coś się stało?- spytał zdezorientowany.

— A więc nazywasz się Max? To bardzo interesujące, a teraz porozmawiamy o twojej koleżance.

Liz cierpliwie siedziała na kanapie, otulona w koc. Po dłuższej chwil dołączył do niej Kivar z Leną. Usiedli naprzeciwko.

— A więc?- powtórzyła Liz, swoje pytanie sprzed kilkunastu minut.

— Nie wiem od czego zacząć.

— Aż tyle jest podpunktów?

— Tak.

— Zacznij od początku. Od tego jak to się stało, że Zan wyszedł za Avę, skoro byłam jego żoną?

— A więc coś jednak pamiętasz.

— Powiedzmy, że lawenda nakłania do wspomnień.

Michael spojrzał na Isabel, była przygnębiona.

— Kocham cię.- powiedział cicho, przytulając ją mocniej. Isabel nie odpowiadała, po chwili odsunęła się od niego. Jej oczy były jednolitego koloru.- Is? Isabel. Co ci jest?

— On tu jest Michael…

Koniec części drugiej.




Poprzednia część Wersja do druku Następna część