_liz

Konszachty (2)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

Liz szła szkolnym korytarzem ściskając w dłoniach zeszyty. Intensywnie nad czymś rozmyślała i zdawała się nawet nie widzieć znajomych. Przeszła obojętnie i bez jakiegokolwiek wyrazu obok Marii i Alexa. Ci spojrzeli na siebie zdumieni, nie wiedząc co się dzieje. Potem ruszyli w kierunku roztargnionej panny Parker. Ta była już przy swojej szafce i wciąż pogrążona w rozmyślaniach otwierała ją. Włożyła do środka zeszyty i dopiero, kiedy zamknęła drzwiczki, zorientowała się, że obok niej stoi dwójka nastolatków. Wydawali się nic nie rozumieć. Zniecierpliwiona Liz powiedziała szybko:

— Hej. O co chodzi?
Alex zmierzył ją wzrokiem, a Maria pokręciła głową. Westchnęła.

— Liz. Przeszłaś przez ten korytarz, jakbyś była cieniem. W dodatku niewidomym cieniem, bo nawet nas nie zauważyłaś.

— Wybaczcie. Zamyśliłam się.

— Zauważyłam. – kontynuowała De Luca – Czy chcesz mi może o czymś powiedzieć?

— Nam. – wtrącił Alex

— Co nam? – nie zrozumiała De Luca

— No "nam". – jęknął Whitman – Czy NAM chce coś powiedzieć.

— Aaa... Właśnie. Czy chcesz nam może coś powiedzieć?

— Nie. – krótko i zwięźle odpowiedziała Liz

— Co? – Maria aż wytrzeszczyła oczy

— Powiedziała, że nie chce nam nic powiedzieć. – jęknął Alex i skierował się w stronę Liz – Nie chcesz mówić, nie mów. Ale gdybyś miała jakiekolwiek kłopoty to mów śmiało. Pamiętaj.

— Dobrze. – Liz przytaknęła z uśmiechem
Alex klepnął ją po ramieniu i ruszył w swoją stronę. Maria tymczasem wróciła do zamęczania Liz. Nie docierało do niej, że Liz nie ma nic do powiedzenia.

— Liz, maleńka. Widzę, że ewidentnie się coś dzieje. Chciałabym wiedzieć co.

— Nie ważne. – westchnęła Parker

— Liz! Chodzi o Maxa, prawda? O niego?
Parker zaczęła iść w stronę swojej klasy. Miała nadzieję, że De Luca zrezygnuje jak Alex, ale za dobrze ją znała. Trzeba było ja jakoś spławić. Zatrzymała się w końcu i powiedziała:

— Tak. Chodzi o Maxa. I nie mam najmniejszej ochoty o tym rozmawiać!
To powiedziawszy weszła do sali i zostawiła zdumiona Marie na korytarzu. Usiadła w ławce i rozejrzała się po sali. Nikogo znajomego. Dzięki Bogu! Liz pomyślała sobie: "Wreszcie spokój. Chociaż na godzinę. Mam już dość tych ciągłych pytań i badawczych spojrzeń. Co to kogo obchodzi? Poza tym nie mogę się zdradzić. Zmarnowałabym całe życie, gdybym teraz wszystko ujawniła. Nic z tego."
Dzwonek obwieścił wreszcie koniec zajęć. Parker z ulgą skierowała się do wyjścia. Jednak szybko zmieniła kierunek drogi, kiedy dostrzegła Maxa i Michaela. Spotkanie z nimi mogłoby oznaczać kolejne pytania i niezręczne odpowiedzi. Poszła więc dłuższa drogą. Niestety i ta niebyła bezpieczna. Wpadła prosto na Isabel. Lodowa Księżniczka zatrzymała ją i z promiennym uśmiechem zapytała:

— Liz, czy mogłybyśmy chwilkę porozmawiać?

— Jasne. – powiedziała Parker

— Wiesz, martwię się o Maxa.

— Czemu?

— Ostatnio chodzi jakiś załamany i jakby zdezorientowany. Każdy miewa ciężkie dni, ale ten stan utrzymuje się u niego od tygodnia. Pokłóciliście się?

— Tak jakby. – powiedziała wymijająco Liz

— Tak jakby? – Issy nie rozumiała tej odpowiedzi
Ale nie otrzymała żadnych wyjaśnień, bo wzrok Liz utkwił w głębi korytarza. Nie było to spojrzenie przerażone, ani groźne, ani zawistne. Raczej tajemnicze i badawcze. Issy odwróciła się i zerknęła tam. Korytarzem szła drobna blondyneczka. Szczupła, zgrabna. Złociste loczki uroczo okalały jej twarz, a czerwony sweterek idealnie współgrał z jasną szminką. Zimne i przenikliwe oczy dziewczyny były wbite prosto w Liz. Brunetka zdawała się jednak nie bać tego lodowego wzroku, a raczej go odwzajemniała. Isabel przyglądała się tej wymianie spojrzeń. Blondyneczka podeszła do nich i z uśmiechem przywitała Isabel:

— Hej Isabel.

— Hej Tess. – odpowiedziała panna Evans
Tess zerknęła na Liz, a ta spoglądała na nią. Isabel szybko powiedziała:

— To jest Tess, nowa dziewczyna. A to jest Liz Parker.

— Hej. – powiedziała chłodno Liz i podała Tess dłoń, ta uścisnęła ją i odpowiedziała takim samym tonem – Witaj.

— Um... – Issy czuła się nieco niezręcznie, bo chciała kontynuować rozmowę z Liz, więc powiedziała do Tess – Czy masz może czas popołudniu? Bo wiesz teraz...

— Isabel, nie ma sprawy, już stąd idę. – powiedziała z uśmiechem – A popołudniu to nie bardzo mam czas – zerknęła na Liz – Jestem umówiona na spotkanie. Na razie.

— Pa. – odpowiedziała Isabel
Odprowadziła wzrokiem Tess. Liz natomiast jakby kącikiem oczu śledziła jej ruchy, nie odwracała twarzy. Lodowa Księżniczka powróciła do przesłuchiwania Liz:

— Wracając do tematu... Co jest między tobą a Maxem?

— Ona. – udzieliła krótkiej odpowiedzi Parker i odeszła
Isabel chwilkę rozmyślała nad odpowiedzią, a potem z niedowierzaniem potrząsnęła głową i pobiegła w stronę, gdzie zniknęła Tess. Chciała ją zapytać o to. Ale blondyneczki nigdzie nie było. Isabel błyskawicznie poszła do domu.

— Już ja ci zrobię przesłuchanie Max.
* * *
Isabel bez pukania wparowała do pokoju brata. Zamknęła drzwi i stanęła na środku pokoju. Skrzyżowała ręce i wbiła wzrok w zdezorientowanego chłopaka. Max zapytał niepewnie:

— Czy coś się stało?
Issy przewróciła oczami i chłodno powiedziała:

— Chcę się tego od ciebie dowiedzieć.
Max nadal nie bardzo rozumiał o co chodzi jego siostrze, więc Isabel kontynuowała:

— Co jest między tobą i Tess Harding?
Maxa zatkało. Skąd ona o tym wiedziała? Zacisnął pięści i przytłumionym głosem powiedział:

— Nic.

— Nic? – zakpiła – Nie wciskaj mi kitu Max!

— To nie moja wina...

— Nie tłumacz się tylko mów co jest grane!

— Ja... pocałowałem ją
Isabel opadły ręce na boki a usta prawie się otworzyły.

— Jak to? Pocałowałeś?! Przecież ona jest w szkole od tygodnia. Nie znasz jej. Max, na Boga, przecież ty jesteś z Liz!

— Wiem. Ale to było silniejsze ode mnie.

— Kiepska wymówka. Oklepana.

— Mówię poważnie Issy. To jakby jakaś cząstka mnie tego chciała. Jakby coś mnie zmuszało. Jakaś siła.

— Nie bardzo rozumiem... – Issy zamrugała gwałtownie – Mówisz to tak, jakby to jakaś kosmiczna siła cię nakłaniała do tego.

— Bo tak było. – wyjaśnił Max

— Więc co chcesz przez to powiedzieć? Że Tess to... kosmitka?
Max zamilkł. Jemu też to dość głupio brzmiało, ale nie potrafił na to znaleźć innego wyjaśnienia. Spojrzał na siostrę i przytaknął jej.

— Świetnie – jęknęła Isabel – Kosmitka. Tego nam jeszcze brakowało.
* * *
Michael i Maria znajdowali się w mieszkaniu Guerina i byli bardzo zajęci sobą. Nie usłyszeli pukania do drzwi. Dopiero kiedy ktoś ostentacyjnie chrząknął, Maria otworzyła oczy i zrzuciła z siebie Michaela. Nieco rozłoszczony Guerin zapytał szorstko:

— Czego?

— Pukaliśmy. – powiedział Alex, który został tu ściągnięty przez Issy

— Rozumiem, że coś się stało? – zignorował go Guerin

— Owszem. – chłodno przyznała Isabel, spojrzała na swojego brata i rozkazała mu – No spowiadaj się, spowiadaj.
Wszyscy utkwili w nim wzrok, więc nie mając innego wyjścia, Max westchnął i zaczął mówić:

— W szkole jest ta nowa dziewczyna, Tess...

— No i? – dopytywała się Maria

— Ona... Ja ją pocałowałem.

— Co?! – Alex, Michael i Maria tylko to potrafili z siebie wydobyć, ale w końcu De Luca przemówiła – No tak. Teraz wszystko rozumiem. To dlatego Liz chodzi jakby jej nie było i unika nas wszystkich. Max, nie sadziłam, że to powiem, ale jesteś dupkiem.

— Ale...

— Milcz palancie – wtrącił Alex – Zbliż się do Liz, a nawet twoje kosmiczne moce cię nie obronią przede mną.

— A teraz ta jeszcze gorsza nowina – powiedziała Isabel
Wszyscy znów utkwili wzrok w Evansie i czekali na odpowiedź:

— Kiedy ją całowałem – urwał i spojrzał ostrożnie na rozwścieczoną Marię – To było jakby przyciąganie, jakby coś mnie zmuszało... – przełknął ślinę i dodał – Podejrzewamy, że... Tess to kosmitka
Zapanowało śmiertelne milczenie. Alex ze zdumieniem przyglądał się Maxowi, jakby te słowa jeszcze do niego nie dotarły. Maria przytuliła się do Michaela. Kolejny kosmita mógł oznaczać ogromne kłopoty. Michael jęknął i powiedział na głos:

— Tylko czego ona może chcieć?
c.d.n.



Poprzednia część Wersja do druku Następna część