LizParker16

Gwiazdka-czas cudów

Wersja do druku

Troche Swiatecznie...a moze lepiej??



Liz siedziala sama w CrashDown.Jakis tydzien temu jej rodzice zostali zamordowani w niewyjasnionych
okolicznosciach.Za dwa dni swieta i chociaz miala juz posprzatane,nie planowala nic gotowac.

—No coz-mowila do siebie-to swieta i chociaz spedze je samotnie bez moich rodzicow,bez Maxa.To
przeciez sa swieta i trzeba sie cieszyc narodzinami Chrystusa.
Dziewczyna rozplakala sie,czemu nie moze miec kogos bliskiego,Marii nie bedzie zadreczala,przeciez ona
spedza Swieta z rodzina.Pierwsze Swieta z Michaelem.No wlasnie,z MIchaelem,czemu ona nie moze z Maxem,
a Maria moze z Michaelem??Max jest z Tess.z ta lafirynda,ta ktora ich zdradzila i dalej zdradza,a skad Liz to wie??
Niedawno dowiedziala sie,ze jest jedna z nich.Odwiedzila ja matka Maxa,powiedziala,ze to ona byla narzeczona Maxa.
A i Maria byla zona Michaela.Alex tez byl stamtad.Wszyscy sa stamtad,ale Tess doprowadzila do tego z Nasedem,ze
Liz nikt nie wierzy.Tess nagadala wszystkim i jeszcze wstawila im cos w te lby,ze biedna brunetka wydala ich FBI i sa
teraz na ich ogonie.

—Och jakze bym chciala,zeby chociaz jedna osoba mi wierzyla-placz-czemu w swieta musze byc samotna.Rodzicow nie
ma,a mama by mnie teraz pocieszyla,gotowalabym teraz z nia,z tata ubieralabym choinke.A teraz prawie wszystko jest,
ich nie ma.Czuje sie taka samotna.
Popatrzyla w gwiazdy,czemu tak cierpi??Miala juz dosc placzu.Polozyla sie do lozka,rano nadejdzie lepszy dzien,dzien
pelen pracy,przeciez sa swieta(w tle piosenka Johna Lennona-So This Is Christmas) i trzeba sie cieszyc.

****

Jeszcze jeden dzien do Wigilii,Maria dzwonila do Liz i ja zapraszala,ale dziewczyna nie chciala psuc nastroju przyjaciolce,
wiedziala,ze te Swieta sa dla niej wazne,po czesci ze wzgledu na Michaela,a po czesci dlatego,ze szeryf Valenti chce sie
oswiadczyc jej mamie.Poprosil Marie o pomoc i chce zrobic pani DeLucka niespodzianke.Wiec po co ona??
Liz zamknela CrashDown,nie bylo klientow,wszyscy pewnie na zakupach swiatecznych,prezenty.U Liz w tym roku bedzie
stal tylko jeden prezent,dla Maxa.Marii juz wreczyla,tak jak jej przyjaciolka.
Brunetka poszla gotowac potrawy na Wigili,to byla tradycja,12 potraw,w tym makowki,roznie przygotowany karp,ciasto.To
cud,ze udalo jej sie to wszystko zrobic jednego dnia,bo w dzien Wigilii miala juz siwty spokoj.W tem wparowala do niej
Isabel.

—Liz,mam do Ciebie ogromna porsbe.W sumie to musisz ja spelnic na bacznosc...

—Myslalam,ze sie do mnie nie odzywacie,nikt do mnie nie przyszedl wczesniej,sama sie narobilam,a teraz przychodzicie
z prosbami??

—Liz ja ci od poczatku wierzylam,tyle ze Max mi zabronil,wierzy Tess jak niewiadomo komu,a przeciez dopiero jakies 2
tygodnie temu sie poznali,a juz sie pindrza do siebie jak dwa aniolki.O przepraszam Liz,nie powinnam przypominac
o maxie

—Nic sie nie stalo,taka kolej rzeczy.No coz wybral te lafiryn...dziewczyne to nie moj pech.W koncu to on stracil nie ja.
W czym mialam ci pomoc??

—Bo widzisz,potrzebuje pomocy,a twoja restauracja sie przyda,

—Mow szybciej...

—Czy mozna u ciebie zrobic Wigilie??

—YYY...u mnie??Ale...

—Liz to wazne,zjechala sie cala rodzinka moich rodzicow i nie pomiescimy sie.

—Oczywiscie,ze mozecie,ale obiecaj,ze nie bedziecie mnie wolac,chce byc sama u siebie w pokoju...

—Rozumiem w porzadku.A Tess nie bedzie.Sprobuj pogadac z Maxem,jemu naprawde na tobie zalezy...

—Jesli zalezy to niech sam do mnie przyjdzie.Zabieraj sie do roboty.Wiesz gdzie wsztstko jest.moze pomoc ci??

—O jakbys mogla,nie wiem czy wyrobie juz 12,a goscie o 17 przyjda.

—Oki.
Tak wiec dziewczyny zabraly sie do roboty i skonczyly gdzies o 16(oczywiscie naszego czasu,bo tam byla 4p.m.).
Isabell poleciala do domu sie przebrac,a Liz poszla do swojego pokoju wziasc dluga i goraca kapiel.
Pozniej usiadla na balkonie i zaczela pisac:
"I po co mi to??Po co sie zgodzilam na to glupie przyjecie??Max przyjdzie i bedzie mnie znowu wypytywac o to klamstwo Tess,
a ja jak zwykle powiem to nieprawda i Max wyjdzie.Samotna swieta.O!spadajaca gwiazda na niebie.Pomyslalam zyczenie.Koniec
z pisaniem.To Wigilia,spedze ja sama,ale wiem,ze rodzice beda ze mna:-)".

******

W CrashDown zbierali sie juz ludzie,ale o dziwo nie byla to rodzina panstw Evansow,ale znajomi z Roswell czyli panstwo
Whitman,panstwo Evans,szeryf Valenti,pani DeLucka,Maria,Michael,Kayl,Alex,Isabell,Tess no i oczywiscie Max.Wszyscy
chcieli sie juz bawi,ale przerwala im Isabell.

—Zapomnielismy o jednym gosciu,braciszku moglbys po niego pojsc??

—Jasne-Maxwell puscil oczko do siostry-zaraz wroce.

******

Max zapukal do pokoju Liz,ale nic mu nikt mu nie odpowiedzial,nagle z pokoju goscinnego Parkerow uslyszal piosenke
Georga Michaela-Last Christmas i slodziutki glosik Liz,ktora sobie podspiewywala,ale nagle jej glos zalamal sie i doslyszec
bylo szloch dziewczyny.Jeszcze przed rokiem spiewala ta piosenke,byla z maxem,jej rodzice zyli,a teraz jest zupelnie sama.

—Max!Czemu mi nie wierzysz??Boze czemu zabrales mi rodzicow??Tak mi ich brak,przynajmniej mialabym ich,a teraz nie mam
nikogo.Wyjade jutro z Roswell.Przepisze CrashDown na Marie i pojade do ciotki do Los Angeles,moze zapomne.
Max stal za drzwiami do pokoju goscinnego i sluchal wszystkiego co mowila do siebie dziewczyna.

—A moze skoncze z soba??-powiedziala-Gdyby tylko Max wiedzial jeszcze to,ze pod sercem nosze jego dziecko.Urodze je,
oddam ciotce na wychowanie,a pozniej sie zabije!!!!!-szloch.
Nagle drzwi do pokoju goscinnego sie uchylily i w drzwiach stal Max.
"A jednak marzenia siespelniaja.Powiem mu co o nim mysle!!"-pomyslala dziewczyna,ale po chwili sie zawachala.

—Czego chcesz??Gdzie masz ta laf...Tess-twoje przeznaczenie??

—Liz ja slyszalem co mowilas i nie jest mi to wcale obojetne...

—Ale jakos wczesniej bylo ci obojetne co sie ze mna dzialo,wtedy gdy byles mi najbardziej potrzebny,gdy moi rodzice-szloch-
zostali zamordowani.Poleciales do tej...

—Tylko nie obrazaj Tess...

—Gdybys ty wiedzial tyle co ja o niej...

—Taa..To znaczy co??

—Ona jest oszustka.To ja jestem twoja znaczy bylam,bo teraz to nie ma znaczenia.To ja bylam twoja narzeczona,a nie ta..
a z reszta co bede owijac w bawelne..Maria byla zona Michaela,Isabell Alexa,a my bylismy narzeczenstwem.Tess ci swinstw
nagadala...

—Klamstwo...

—I widzisz znowu mi nie wierzysz.Wyjezdzam.Daj to Marii(list z kluczem do CrashDown),nic mnie juz tu nie trzyma...

—Liz a nasze dziecko??

—To moje dziecko(w tle Mandy Moor-Only Hope) i to,ze mi nie wierzysz...
Pocalowal ja,nie mogl juz wytrzymac(w tle piosenka Mandy Moore-Cry),mial wizje.Widzial Liz jako jego narzeczona na
Antarze.Widzial tez innych i widzal intrygi Tess z Kaivarem.Teraz juz wiedzial.
Serce dziewczyny walilo jak mlot.pocalowal ja,nie odepchnela go.Chciala by trwalo to jak najdluzej.

—Max,chodzmy do wszystkich,a i jeszcze zajrzyj pod choinke...
Chlopak otworzyl paczuszke,a w niej bylo pierwsze USG ich dziecka,pierwsze zdjecie.

—dziekuje...

******

Zeszli do pozostalych,wszyscy sie ucieszyli widzac Liz.wiedzieli co ostatnio przezywala.

—No nareszcie.Braciszku co tam robiliscie tak dlugo...

—Dowiedzialem sie waznych rzeczy dzieki Liz.Juz jej nie opuszcze.Czy moge wszystkich prosic o cisze??

—Jasne.

—Liz Parker czy uczynisz mnie tym szczesciarzem i zostanieszmoja zona??
Wszystkich zatkalo(W tle piosenka Janette-Flight tonight).Liz byla rozpromieniona.

—Tak zostane.
Wszyscy zaczeli gratulowac parze,po czym Max dodal

—I jeszcze jedno,Liz spodziewa sie mojego dziecka,oto pierwsze zdjecie...
I pokazal wszystki USG.Tego wieczoru wyszyscy byli szczesliwi,a w szczegolnosci Liz,ktora wieczorem
zostala z przyjaciolmi i im wszystko powiedziala.Tess przyznala sie do winy,ale nie wstydzila sie tez powiedziec co zywnie
czuje do Kayla,tak wiec dwojka zostala para.A reszta spedzila milo siwieta.I zapamieta jedno szczegolnie Liz


....W Wigilie marzenia sie spelniaja...


Wersja do druku