tigi

Biały puch (1)

Wersja do druku Następna część

Liz siedziała na balkonie. Zostały tylko dwa dni do świąt, a ona jeszcze nie zaplanowała z Maxem jak spędzą wigilię razem. Miała być to szczególna wigilia, pierwsza jaką mieli spędzić razem. Dotąd nie miała okazji z nim porozmawiać, ponieważ Max cały czas szukał kontaktu z synem przebywającym na Antarze. Liz w tej sytuacji cieszyła się z każdej chwili, minuty spędzonej z Maxem. Teraz na niego czekała, obiecał że po pracy przyjdzie na chwilę. Nagle choinka stojąca koło niej zaświeciła się różnymi kolorami. Przed nią stanął Max. Pocałował w policzek dziewczynę.

— Już myślałam, że nie przyjdziesz.

— Przecież obiecałem.

— Masz Wigilię wolną?
Liz patrząc na niego wiedziała że zadała złe pytanie, na które nie ma dobrej odpowiedzi.

— Muszę być w Ufo Centre.

— Max! Mieliśmy ten dzień spędzić razem! Już zaczęłam kupować produkty, szykować potrawy na nasz wigilijny stół. Pomyślałam, że jeśli rodzice wyjechali to byś przyszedł do mnie.

— Liz, przepraszam! Obiecuję że ci to wynagrodzę oraz że Nowy Rok spędzimy już obowiązkowo wspólnie.

— Nie obiecuj, jeśli potem nie możesz dotrzymać obietnic! – obrażona dziewczyna weszła przez okno do swojego pokoju. Max nawet nie próbował jej teraz przepraszać. Postanowił dac jej trochę czasu na ochłonięcie.
Liz położyła się na łóżku i płakała. Liczyła na udaną wigilię, pełną szczęścia, tylko we dwoje. Teraz rysowała się przed nią perspektywa samotnej Wigilii. Nagle zadzwonił telefon. Z ociąganiem się oraz wytarłszy nos, podniosła słuchawkę. Po drugiej stronie usłyszała radosny głos przyjaciółki.

— Liz, nie uwierzysz! Michael zgodził się spędzić razem ze mną i moją mamą Wigilię.

— To cudowne!

— Ale nie wiem co mu kupić. Lepiej rękawiczki czy szal?

— Nie wiem Mario. W końcu ty go znasz lepiej. Na pewno ze wszystkiego będzie się cieszył.

— Na pewno? Liz, czemu masz taki dziwny głos? Coś stało? Płakałaś?
Prawdziwa Maria. Zaraz zapomniała o sobie.

— Nic.

— Mam przyjść?

— Możesz?
Dziesięć minut później Maria siedziała w pokoju Liz.

— Mów o co chodzi. Widzę że masz zaczerwienione oczy.

— To nic poważnego – zaczęła Liz, ale widząc spojrzenie Marii, która zrobi wszystko by się dowiedzieć co zaszło, Liz postanowiła wyrzucić to z siebie. – Max pracuję w wigilię!

— Co? Nie może wziąć wolnego dnia?

—…

— Zawsze możesz przyjść do mnie. W czwórkę spędzimy radośnie ten dzień. Na pewno ani mama tym bardziej Michael nie będą mieć nic przeciwko temu.

— Dziękuję, ale to Twoja wigilia…

— A ty jesteś moją przyjaciółką.

— Nie, Mario. Jestem Ci wdzięczna i doceniam co chciałaś dla mnie zrobić, ale nie chce wam przeszkadzać. Poradzę sobie. To co w końcu zdecydowałaś się kupić Michaelowi? – zmieniła temat Liz.
Maria zaczęła teraz mówić Liz o rękawiczkach, szalach nawet o czapkach jakie widziała na wystawie sklepu. Liz cieszyła się szczęściem przyjaciółki, ale również zazdrościła. Nigdy nie podejrzewałaby siebie o takie uczucia. Ale nastąpiła dziwna zamiana ról. Zawsze to ona spędzała uroczyście każde święto, Max obdarowywał ją kwiatami, zapraszał na kolację w walentynki, kiedy Maria oglądała z Michaelem mecz futbolowy w telewizji i jadła popcorn. A teraz to Maria będzie miała prawdziwą Wigilię z chłopakiem i mamą, kiedy ona… właściwie co?! Będzie sama siedzieć w pokoju i oglądała filmy? Nie zachwycała jej ta perspektywa.
Po wyjściu Marii, Liz wzięła prysznic i położyła się spać.

— – -
Liz zawieszała ostatnie bombki na zielonej choince.

— jeszcze gwiazdę – powiedział głos z tyłu. Dziewczyna odwróciła się, za nią stał Max. W ręce trzymał gwiazdę. Liz powiesiła ją na czubku choinki., która jeszcze pachniała lasem. Następnie wspólnie przynieśli potrawy na udekorowany świecznikami oraz stroikami stół. Razem spoglądali na niebo wyczekując pierwszej gwiazdy.

— Jestem bardzo szczęśliwa.

— Ja również. O, pierwsza gwiazda. Pomyśl życzenie.
"Aby każde święta były tak cudowne", pomyślała dziewczyna.

— – -


Wersja do druku Następna część