Vonnie

Strażniczka (2)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

Wieczór. Kiedy Liz weszła do klubu wszyscy już tam byli. Zapowiedziała niespodziankę i każdy chciał się przekonać o co chodzi. Gdy spojrzała na scenę zobaczyła, że Connie już tam jest i przygotowuje się do występu. Przyjaciele przez półgodziny bawili się przy piosenkach Shall, aż nagle:

—A teraz specjalna niespodzianka! Moja znajoma z Roswell poprosiła mnie o pomoc w przygotowaniu niespodzianki dla swojej najlepszej przyjaciółki. Dlatego teraz przed wami-wasza miejscowa gwiazda: Maria De Luca!

—Wszyscy zaczęli bić brawo. A Maria przeraziła się nie na żarty. Nie była przygotowana i panikowała. Ale publiczność nie pozwoliła jej się wycofać. Popchnęli ją na scenę. Gdy weszła:

—Mamy nuty na "Przyjaciel" Zaśpiewaj ją- szepnęła Connie i wepchnęła w dłoń Marii mikrofon:
..Myślisz, że jesteś sam
że nie masz na tym świecie nikogo
Ale pomyśl
Kto co rano wita Cię uśmiechem?
Kto co dzień pyta
"Jak się masz?"
Kto za każdym razem słucha twych smutków?
Kto o nic nie prosi,
Ale zawsze jest?
On nie czeka na
Podziękowanie, wdzięczność
Niczego nie oczekuje
Po prostu jest!
I to jest przyjazń.
I nie tylko on
Jest nas cała zgraja
Nazywają nas " drużyna marzeń"
I tak właśnie jest!!!...
Maria zaśpiewała jak prawdziwa profesjonalistka. Porwała swoją muzyką całą salę.

—Brawo! Widzę, że naradza się tu w Roswell prawdziwa konkurencja dla mnie- krzyknęła do publiczności Connie. Zaś Maria przecisnęła się do przyjaciół.

—Liz zamorduję Cię za to- ale wbrew temu co powiedziała, uściskała swoją przyjaciółkę.

—Byłaś wspaniała !- zachwyciła się Liz.

—Boska!- szepnął Marii Michael, kiedy się do niego przytuliła.

—Zapomniałam, że tak pięknie śpiewasz- westchnęła Isabel

—Powinniśmy wziąć od Marii autografy, zanim stanie się sławna i zapomni o swoich maluczkich przyjaciołach- zażartował Michael.
Taka miła atmosfera trwała cały wieczór. Aż nagle po koncercie:

—A może przywitamy się z tą piosenkarką?- spytała Isabel.

—Z Connie?- zapytała Liz.

—No tak, przecież ją znasz! Była dla mnie bardzo miła dla mnie- przekonywała Maria.

—Idziemy do niej- zawyrokował oczarowany nią Kyle
Wszyscy na to chętnie przystali, oprócz Liz i Tess, które nic nie powiedziały.
Wiedzieli, że zespoły wychodzą zawsze tyłem, dlatego też tam się udali. Nie musieli długo czekać. Gdy drzwi się otworzyły stanęła w nich Connie- już przebrana po występie. Tak więc była całkiem zwyczajnie ubrana, ale i tak ją poznali po niezwykle czerwonych włosach.

—Och!- zdziwiła się na ich widok. Choć może nie powinna. Wiedziała, że postąpiła bardzo pochopnie przyznając się do znajomości z Liz. To nie był jeszcze odpowiedni czas na to- Witajcie! Czekacie na mnie?

—Tak. Przyszłam podziękować Ci za to, że pozwoliłaś mi dziś wystąpić- powiedziała Maria.

—Och! Nie ma za co ! Raczej powinnaś podziękować Liz- Shall przyglądała im się. Wcześniej nie widziała ich z bliska.

—Oczywiście już podziękowałam Liz! Jest najlepszą przyjaciółką jaką można sobie wymarzyć.

—Ej! Maria ! A my to co? Przyjaciele poboczni?- zażartowała Isabel.
Wszyscy roześmieli się. Zapanował między nimi przyjazny nastrój. Przedstawili się sobie nawzajem i wymieniali wesołe uwagi.gdy nagle:

—Co to?- zapytał Michael, który nagle spostrzegł jakiś ruch przy budynku.

—Tam ktoś jest!- pisnęła Maria.
Nagle ten ktoś oderwał się od ściany i niepewnym krokiem ruszył w ich kierunku. Wszedł w światło latarni.

—To...Nicholas- powiedziała z niedowierzaniem Isabel

—O Boże!- wyraziła tym westchnieniem uczucia wszystkich zebranych i rzuciła niespokojne spojrzenie na Connie.
Ta zaś patrzyła jak zahipnotyzowana na zbliżającą się postać.
"Nie mogę w to uwierzyć" pomyślała Shall "Nigdy nie widziałam go w takim stanie" Niewiele myśląc ruszyła w jego stronę.

—Nie Connie, on jest... – nie dokończył Kyle. Przestraszył się, że coś może się jej stać, ale nie mógł jej przecież powiedzieć, że ten typ, któremu ona chciała pomóc to Skór. To co powiedziała zaskoczyło go i nie tylko jego:

—Nicholas! O nie Nicholas! Co się stało?!- krzyknęła Shall z niepokojem podbiegając do niego.Gdy tylko ją zobaczył:

—Shall...-ale nie dokończył, gdyż osunął się na ziemie. Shall z ledwością powstrzymała go przed uderzeniem w beton. Powoli ułożyła sobie jego głowę na swoich kolanach.

—Nicholas co się stało?- spytała z jeszcze większym niepokojem. Właściwie to wyraznie się przeraziła.

—On...on- Nicholas z trudem łapał powietrze-On... przylatuje!

—Co ?! Jak to?!

—Będzie o... północy... na pustyni... powiedział, że będzie... przy... statku...i...że wie, gdzie... granilith- Nicholas silny ból w klatce piersiowej – nie jestem ...mu potrzebny...wszystkich nas...i was też chce...przepraszam...za wszystko- i nagle zamienił się w pył. Shall w geście rozpaczy próbowała go powstrzymać, ale natrafiła na pustkę. Skamieniała z przerażenia.

—Shall?- zapytała cicho Liz . Shall nie zauważyła , kiedy podeszła- co się dzieje?

—On...On nie żyje!- Shall nie mogła w to uwierzyć. Jej mózg jeszcze przed chwilą zupełnie pusty, teraz pracował na zwiększonych obrotach. "Zabił Nicholasa, zabił swoich agentów, przylatuje na Ziemię- to znaczy że Nicholas miał rację. On wie! Wie , gdzie jest granilith!

—CO to ma znaczyć?!- wściekłuy głos Michaela przywrócił ją do rzeczywistości- Kim jesteś?!Skąd znasz Nicholasa?!

—Michael...- zaczęła Liz , ale Shall jej przerwała. Wszyscy patrzyli na nią wstrząśnięci.

—No cóż... jeśli chcesz znać prawdę to ... Nicholas był moim mężem- teraz twarz Michaela wyrażała prawdziwą nienawiść – ale zanim zadasz następne pytanie odpowiem ci – nie, nie jestem Skórem

—Niby dlaczego mamy ci wierzyć ?!- krzyknęła Isabel, która już otrząsnęła się z szoku.

—Bo to moja siostra!- teraz zszokowane spojrzenia przenieśli na Liz , która wykrzyknęła te słowa.

—Co?- spytał cicho Max

—Przecież ty nie masz siostry-zaprotestowała Maria

—Maria ja... ja jestem stamtąd- powiedziała Liz, wykonując nie zapomniany ruch ręką i wskazując niebo.

—Ja ...ja ...jak to?- zapytała wstrząśnięta Isabel

—Liz jest moją siostrą, moja i Kivara. Przybyłyśmy na tę planetę , bo stanęłyśmy po waszej stronie w poprzednim życiu i zakończyło się to naszą śmiercią. Szczegóły wyjaśnię wam w drodze do jaskini z granilithem.

—Chcesz ukraść granilith dla Kivara!- krzyknęła Tess oskarżycielsko. Ale Shall zignorowała ją.

—Musimy działać szybko Kivar już tu leci. Nicholas powiedział, że będzie tu o północy. Mamy więc mniej więcej godzinę. Szybko Kivar wie już , gdzie jest granilith. Nie możemy dopuścić, by go zdoby.

—Niby dlaczego mamy ci wierzyć?- spytał cicho Max.

—Chyba nie bierzesz tego pod uwagę- krzyknęła zdenerwowana Tess – Przecież ona jest siostrą Kivara!

—I co z tego ?!- krzyknęła shall. Tess zaczynała ją już naprawdę wkurzać.-Liz też jest jego siostrą! Isabel była kochanką! Ale co z tego?! To było w poprzednim życiu! Teraz nie mamy czasu na takie bzdurne wątpliwości !
Musimy działać!

—Chcesz żebyśmy pokazali ci, gdzie jest granilith! A ty przekażesz tę wiadomość Kivarowi!- krzyknęła ponownie Tess wpadając w panikę.

—Jeśli mi nie wierzycie- zaczęła Shall ,głęboko westchnęła i kontynuowała- To uwierzcie Liz! Ją znacie i zawsze mogliście jej ufać, nigdy was nie zdradziła!

—Przecież mogłaś to wmówić Liz – zaczęła Tess , ale i tak wiedziała, że nikogo nie przekona . Shall zobaczyła, że są skłonni uwierzyć w to co mówi Liz. Ale nagle wyczuła, ktoś nie wierzy! Zła energia pochodziła od... Maxa!
"Myśli o tej nocy z Kyle’m" pomyślała Shall.

—Przekonam cię!- rzekła ku zdumieniu wszystkich i podeszła do Maxa. Wzięła go za rękę i :
~~BŁYSK~~
Liz stoi przed lustrem i mówi "Ja Liz Parker biorę cie Maxie Evansie...
~~BŁYSK~~
Max z długimi włosami i jakby trochę starszy mówi Liz, że świat umrze jeśli będą razem.
~~BŁYSK~~
Liz prosi Kyle’a , żeby udawał, że spali ze sobą. Chłopak się zgadza.
~~~BŁYSK~~

Liz przypomina Kyle’owi, że będą tylko udawać. Leżą w łóżku i zaczynają rozmawiać, śmieją się. Przychodzi Max.
~~BŁYSK~~
Liz patrzy na gwiazdy. Płacze. A na jej twarzy maluje się ból.

Max nagle wrócił do rzeczywistości. Spojrzał na Connie. Wyczytał z jej twarzy współczucie i troskę.

—Jedziemy!- ogłosił i lekko skinął głową w stronę Shall na znak, że zrozumiał co mu chciała przekazać.

—CO?! Przecież- chciała zaprotestować Tess , ale Max jej przerwał:

—Powiedziałem jedziemy i tak właśnie zrobimy! Pośpieszmy się!
Nikt nic nie powiedział. W ciszy podeszli do swoich samochodów.

—Ja pojadę z ...-nie dokończył Max- Jak ci na imię? Czy może mam ci mówić Connie?

—Tam skąd pochodzimy nazywali mnie Shall, ale jeśli wolisz na Ziemi jestem Connie.

—Dobrze więc... Shall, Isabel, Michael i ja pojedziemy jeepem, a reszta pojedzie Jetą- zarządził Max

—Ale my też chcemy usłyszeć prawdę- zaprotestowała Maria

—Liz wam opowie- stwierdziła spokojnie Shall
Nie było nic więcej do powiedzenia. Ruszyli na pustynię.



Poprzednia część Wersja do druku Następna część