Vonnie

Strażniczka (1)

Wersja do druku Następna część

Pierwszy raz od śmierci Aleksa wyszli gdzieś razem zabawić się.Właściwie to
przyszli osobno:Michael i Maria zabrali Liz,Max przyszedł z Tess,Kyle i
Isabel ze swoimi znajomymi.Byli na koncercie jakieś przejezdnej
kapeli.Wokalistka była ubrana w czarną skórkę ,a na głowie miała szopę z
czerwonych loczków.Śpiewała piosenkę ,której słowa przykuły uwagę kosmitów i
ich przyjacioł:
To takie dziwne,obrazy bez sensu
jakby z innego świata
I ona i on
I jeszcze ktoś
Jak z Romea i Julii-
bez dobrego zakończenia
Co noc to widzę
i nic nie rozumiem
Jakieś sceny bez związku
Jestem w wiezieniu ich.

Chce zamienić je w wolności stan
Zamienić w marzenie
i odtąd nowe przeznaczenie tworzyć
i dla niego żyć!!...

Następnego dnia Liz Parker sprzatała przy kontuarze.Nagle drzwi Crash Down
otworzyły się i stanęła w nich dziewczyna z czerwonymi włosami upiętymi w
kok.Ich spojrzenia spotkały się.Obydwie zaczeły pospiesznie iść w swoim
kierunku.Gdy tylko doszły do siebie padły sobie w ramiona>

—Och,siostrzyczko!Nareszcie cię znalazłam!-Po policzkach Liz popłynęły łzy
,gdy tylko to usłyszała.
~~Błysk~~
Dwie dziewczynki bawią się w pięknych,egzotycznych ogrodach.Jedna ma
czerwone włosy i granatowe włosy,a druga jest ciemnooka i ciemnowłosa.
~~Błysk~~
~Dwie młode kobiety na balu.Wszedzie dostojni i bardzo wystrojeni ludzie.
~~Błysk~~
Czerwonowłosa dziewczyna przytula swoja płaczącą i przerażoną siostrę.


Nagle drzwi CrashDown otwierają się .Stają w nich Max i Tess.Liz
przytomnieje.

—Szybko chodzmy!- i Liz pociągnęła dziewczynę do części
mieszkalnej.-Przecież to...--czerwonowłosa niedokończyla widząc uciszający
gest Liz.Poszły do jej pokoju.Zaś Max i Tess zajęli miejsca w loży i nie
zwrócili na nie uwagi.Ale czy na pewno...

—Pamiętam Cię Shall-powiedziała Liz siadając na lóżku.

—Ale co dokładnie?Zdaję sobie sprawę,że nie możesz sobie przypomnieć
wszystkiego na raz -rzekła łagodnie siadając obok Liz.

—Pamietam,że jesteś moja siostrą.I,że nie jesteśmy stad.
Tak,ładnie to okresliłaś.Ale chyba powinnam zacząć od początku.Jednak
wydajesz się bardzo spokojna-nie jesteś przerażona?

—Nie,te wspomnienia wpłynęły na mnie uspokajająco.Jakbym się tego
spodziewała...

—To chyba dobrze,bo myslałam,że będziesz panikować.Ale załatwimy to na
spokojnie.To dobrze.

—Wiec zacznij juz,proszę!Czy to ma zwiazek z Antarem?

—Pochodzimy z Ukladu Pieciu Planet,ale nie z Antaru.Wiem,ze Zan Cię uratował
i znasz prawdę o nim.
Przesłałaś mi te wspomnienia kiedy,a zresztą to powiem ci pózniej.
Zacznę od tego ,ze nazywalaś się Belle.
Wychowywałyśmy się razem z naszym bratem -Kivarem.

—Co!?!Jestem Skórem?!

—Nie,nie.Kivar jest naszym bratem ,ale pochodzimy z rodziny królewskiej,więc
mamy własną powłokę i nie musimy się odnawiać.Podsumowując jesteśmy władcami
Skórów ,ale nie nimi samymi.ale jeśli cię to pocieszy to rodziny się nie
wybiera,ja się dostaje przymusowo.
Nie za bardzo.Ale ty nie jesteś do nich podobna.Mam nadzieje!

—No oczywiście!My byłyśmy zupełnie różne,ale to teraz nie ważne.Ważne jest
to,że Tess już jest z Zanem.trzeba ja powstrzymać.

—Ale ona jest jego przeznaczeniem!

—Niezupełnie!Widzisz...Och!Nie wiem jak ci to powiedzieć.Może tak.Zaczeło
się od balu.który zorganizował Lerek z okazji swojej koronacji.Zaprosił
dlatego władców ze wszystkich pieciu planet.Na tym balu poznalaś Zana.Oboje
od razu się w sobie zakochaliście.Nasze rodziny nie przepadały za sobą i
dlatego postanowiliście ukrywać wasza znajomość.teraz bedzie jak z Romea i
Julii.Kivar sie dowiedział i po prostu się wkurzył,zabronił Ci się z nim
spotykać.Zamkąłl cię w wiezieniu.

—Co?Dlaczego?Jakim prawem?

—Ano takim ,ze pośrodku naszego układu jest czerwona gwiazda,na której
znajduje się...

—Strażnica!
Tak właśnie.A pamiętasz,co tam jest?

—Nie ,tylko tak nagle wpadło mi to do głowy.
tak wiec znajduje tam wiezienie-miedzyplanetarne.I zostaja tam zesłani różni
przestępcy.I właśnie ja jestem Strażniczka.

—Wiec jesteś taka,jakby stażniczką więzienna?
Nie,nie chodzi tylko o pilnowanie wiezniów.Prawde mówiac na mojej gwiezdzie
żyją oni całkiem wolni.Pracuja,zakładaja rodziny,ale nie moga opuszczać
jej.Już nigdy.Ale wracając do tematu-ja pilnuje sprawiedliwości i
prawa.Kiedy dzieje się coś złego wkraczam do akcji.W skrócie mówiąc.

—Teraz musi być tam anarchia ,skoro cię tam nie ma.

—Tak,wiezniowie po prostu wyjechali z gwiazdy.Szerzą teraz spustoszenie.Zaś
inni tj. uciekinierzy chronią się na Strażnicy.

—Ale co było ze mną?

—Tak się składa ,ze gdy król któreś z planet wyda mi kogoś jako
zdrajce-musze go umieścic na mojej gwiezdzie.

—Kivar powiedział,że zdradziłam swoja planetę?-Shall skineła głowa, a Liz
podjeła dalej-Tylko dlatego,że zakochalłam się w Maxie?

—No tak.Bylaś tam jakiś czas,gdy zaczęła się wojna.

—Poczekaj to Max...znaczy Zan nie próbował mnie uwolnić?!

—Próbował.blagał mnie,robił wszystko.Ale ja nie mogłam tego zrobić.Kivar
odwiedzał cię co miesiąc.A jeśliby cię póściła,to zgodnie z prawem zginełabym
w strasznych męczarniach.A oszukany władca przejął by po mnie władze.

—Do tego nie mogliśmy dopuścić.

—Pewnie,że nie.Dlatego musialaś tam zostać.No, ale bylaś moja siostra i nie
mogłam pozwolić ci gnić w więzieniu.Znałam Kivara i wiedziałam,że szybko
znudzi się sprawdzaniem Ciebie.I tak też sie stało,odwiedzał cie coraz
rzadziej.Planowałam przemycić cie na Antar.Ale zaczeła sie wojna.Byłam wtedy
bardzo zajeta.Jednak po kilku tygodniach znalazłam sposób,by cichcem zabrać
cie do Zana.Kiedy dotarłyśmy czekała na nas nie mila niespodzianka.Wojna
zmusiła króla do ślubu z Ava,córka bardzo wpływowego Antarczyka.Zan nie
chciał sie na to zgodzić,ale wojna zmusiła go do tego.Jego poddani
potrzebowali królowej,a Zan poddanych po swojej stronie.Musze jeszcze
dodać,że rodzice Zana i Avy zaraz po urodzeniu ustalili,że maja wziąć ślub.

—Wiec jednak są sobie przeznaczeni!

—Nie!Tak!Niezupelnie!Widzisz Zan,czy Max kochal cie na Antarze i na
Ziemi.Nie ma mocniejszej siły niż miłość!
Ale wracając do naszej historii-za nami na Antar przybył Kivar-ktoś mu
zdradził,że przybyłyśmy do króla i gdzie się ukrywamy.

—Vilandra!

—Tak mówia,ale to nie jest pewne...

—Ty powinnaś wiedzieć!

—I wiedziałam,ale nie pamietam tego-Shall przy tym odwróciła wzrok od Liz i
myslała,że to nie jest kłamstwo,tylko..-Ja też jeszcze nie wszystko sobie
przypomniałam.

—Dobrze,rozumiem to.
–Skończyłam na tym,że Kivar przyleciał na Antar za nami,prawda?-i nie
czekając na odpowiedz ,kontynuowała-W skrócie mówiąc w czasie tego
spotkania zginał król,królowa.Vilandra,Rathis i ty.Kivar zaczął
triumfować,ale popelnił błąd.Zostawił mnie przy życiu.Wiedziałam,że genetycy
Antaru pobrali próbkę DNA Królewskiej Czwórki i DNA ludzkiego i mieli zamiar
wysłać je na Ziemie,by oni sie tam mogli odrodzić.A ja wziełam twoje DNA i w
ukryciu przyleciałam tym statkiem na Ziemie.Jednak cos sie popsuło.Była
katastrofa.Cudem udało mi sie przeżyc.Ale miałam mało energii.Umieściłam
twoje DNA w Claudii Parker i sprawiłam,że odrodzisz sie jako jej wnuczka.

—Jestem jednak spokrewniona z moimi rodzicami!Jak sie ciesze!

—W takim razie ja tez sie cieszeDodrze,ze udała ci sie rodzina!

—Chociaż ta druga-zażartowała Liz,a Shall przyjeła to ze śmiechem

—No tak,to fakt!Ale wiesz,gdy umiesciłam DNA w twojej babce musiałam
uciekać.Wojsko było niebezpiecznie blisko mnie.Tak wiec wyjechałam do
Meksyku.I resztkami sil przekazałam swoje DNA Katalinie Rodriguez.

—I odrodziłaś sie jako jej wnuczka.

—Właśnie.

—Ale dlaczego od razu mnie nie znalazłaś.Czemu ja niczego nie pamietałam,a
Max,Isabel i Tess,zwłaszcza ona mieli swoje moce i coś tam pamietali?

—A bo widzisz ja,a wlaściwie ta dawna ja, nie miałam specjalnych
urzadzeń-inkubatów,w których mogłybyśmy w pełni ukształtować swoje moce.I
dlatego dopiero pewien znak budzi nas moc.W moim przypadku było to właczenie
orbitoidów,wtedy w maju.Od tamtej chwili zaczeły dreczyć mnie
wizje,wspomnienia i obrazy z twojego życia.Powoli zaczełam sobie wszystko
przypominać,coś rozumieć.We wrześniu wyruszyłam na poszukiwanie was
wszystkich.Poczułam silne oddziaływanie mocy i trafiłam do Nowego Yorku.Ale
tam spotkałam tylko dublikaty Królewskiej Czwórki.

—Tak wiem!Byli tu!Ale czemu dublikaty?

—Bo oni zostali stworzeni tylko po,to by gdyby Kivar chciał zabić Królewska
Czwórke to,żeby zabił dublikaty ze skaza,a nie orginały.

—No tak,byli faktycznie mało sympatyczni.Zabili swojego Zana!...Ale Ava była
mila.

—No tak,jej skaza wyszła na dobre-szepneła do siebie Shall.

—Slucham?Coś mowiłaś?

—Nie,nie to nic.Chiałam tylko powiedzieć,że nie znam sie na genetyce i nie
potrafie Ci tego wytłumaczyć...Ale wracając do mojej historii.Gdy
zorientowałam sie z kim mam do czynienia,ruszyłam natychmiast do Roswell.Z
pewnymi obawami co prawda,bo to od "nowojorskiej czwórki" dowiedziałam sie
gdzie przebywacie,a oni nie byli godni zaufania.Ale niestety po drodze
trafiłam do Arizony do miasta Skórów.I niestety złapał mnie Nicholas.Czy
wspominałam,że Nicholas to mój mąż?

—Co?!Ten dzieciak!?

—Nie!Chodzi mi o Nicholasa z poprzedniego życia,a nie jego ziemska
powłokę.No wiec nie będę rozwodzić się nad moim nieudanym
małżeństwie.Nicholas był kobieciarzem i mnie uwiódł-zawsze byłam
kochliwa.Nie wyszło mi to na dobre,On chciał zostać wicekrólem,a do tego
potrzebny był ślub z księżniczka.Ale to nieważne.Ten ziemski Nicholas złapał
mnie i uwieził.Moje moce nie były-nadal nie są w pełni rozwiniętę,a ich było
więcej.

—Ale dlaczego cię uwieził?

—To już inna historia.Opowiem ci ja kiedyś.Powiem tylko tyle,że gdy Nicholas
mnie wieził- odbierałam nadal twoje odczucia i przeżycia.Dlatego wiem
wszystko o tobie i reszcie.Ale wracajac do tematu udało mi się uciec,gdy
zniszczyliście ich powłoki.Stracili wtedy dużo mocy,a ja to
wykorzystałam.Nie przyjechałam od razu do Roswell,bo ja również utraciłam
siły.Kiedy je odzyskałam,dostałam sygnał o planowanym zjezdzie władców
naszego układu,dlatego ruszyłam z powrotem do NY.Dotarłam w sama pore,by
zobaczyć jak nowojorscy Lonnie i Rath chcą zabić twojego Zana i Tess.Udałam
się za nimi w pościg i unieszkodliwiłam.

—Jak to?Zabilaś ich?!

—Nie!Ja nie zabijam.To wbrew mojemu prawu.Tak jakby zamroziłam ich i
poczekam aż wrócę na moja strażnice,by ich tam umieścic.

—Wiec chcesz wrócić na swoja planetę?

—Gwiazdę.I tak chce wrócić.Musze wrócić.Wszyscy musimy.Nasze planety
umieraja-wraz z nimi ich mieszkańcy.Musimy przywrocić pokój.

—Tak chyba masz racje-stwierdziła Liz,ale nie wygladala na przekonana."Musi
się z tym oswoić"przekonywała się w myślach Shall.

—A Ava?

—Ona nic nie zrobiła.Pozwoliłam jej ułożyć życie od nowa.

—Zgadzam się z Toba!Więc to już koniec twojej historii?

—Tak jakby.Ale jeśli chodzi ci o moja podróż-to nie do końca.Po rozprawieniu
się z Lonnie i Rathem,spotkałam mój zespół i dowiedziałam sie,że wybierają
sie w najbliższym czasie do Roswell.Żeby nie wzbudzać podejrzeń przyłaczyłam
sie do nich.Po odwiedzaniu z nimi paru innych miast przybyłam do Roswell.

—Liz!Gdzie jesteś!?Czas wracać do pracy!-krzyknął z dołu pan Parker.

—Dokończe ci moja historie pózniej.Ale na razie poprosze cie o dyskrecje.To
jeszcze nie pora,by wszyscy dowiedzieli sie o tobie.

—Dobrze ...siostro-Liz usmiechnęła się .Zawsze odczuwała pewna pustkę z
powodu braku rodzeństwa.

—Chodzmy już.Twój tato musi sie już niecierpliwić.

—Shall opowiedz mi o naszym bracie-Liz poprosiła wychodząc z pokoju-Czy
zawsze był taki?

—Taki?Znaczy jaki?-po twarzy Liz przemknął cień zdezorientowania.Fakt,że nie
mogła określić "jaki".

—Dobrze,dobrze.Rozumiem o co ci chodzi.Kivar zawsze nienawidził Zana.On był
od poczatku traktowany jak,jakiś cud.A Kivar no cóż-nie mógł tego
znieść.Nienawidził go całe życie.I wcale się nie dziwie,że wypowiedział mu
wojne.No i,że chciał go zabić i upokorzyć.Myśle,że psycholodzy zrzucili by
wine na to,że Kivar był wychowywany w cieniu Zana.Był cały czas do niego
porównywany Zreszta zgodziłabym się z psychologami,bo to było naprawdę
dołujace.A Kivar zawsze był bardzo ambitny.

—Czy ...kochałyśmy go?

—Tak,to oczywiste!W końcu to był nasz brat i nigdy nas zle nie
traktował.Dopóki...

—Nie chodziło o Zana-dopowiedziała Liz

—Tak,masz racje.Pamietam jak bardzo go znienawidziłaś za to,że zamknął cię.

—A ty go nie?

—Nie.Wiesz zawsze bardzo go kochałam.Nawet wtedy,gdy kazał mi cię zamknąć i
kiedy oszukał mnie z Nicholasem.

—Jesteś miękka!

—Tak zgadzam się z toba!-przyznała Shall.Kiedy staneły przed drzwiami
prowadzącymi do CrashDown Liz nagle sobie cos przypomniała.

—Jak się nazywasz na Ziemi?

—Consuelo"Connie"Mendez

—Dobrze,a o czym rozmawiałysmy,gdyby ktoś pytał?

—O moim koncercie.I powiedz im,ze przygotowalaś niespodziankę i przyjdzcie
wszyscy do baru,w którym śpiewam.

—Ok.Ale co planujesz?

—Niespodzianke-mrugnęła do niej-Do zobaczenia siostrzyczko-usmiechnęła się i
delikatnie ścisnęła dłoń Liz.Następnie pchnęła drzwi i ruszyła w kierunku
drzwi.Liz zaś podeszła do kontuaru.
Jednak nim Connie dotarła do drzwi wpadła na Tess.

—Jesteś-stwierdziła cicho Tess.

—Tak,już jestem...siostrzyczko-Shall usmiechnęła się.

—Co jej powiedziałaś ?-zapytała ostro Tess.

—Ja tez się ciesze ,że cie widzę-lecz widząc wściekłą minę Tess podjeła-Och,tylko
historyjkę a la Romeo i Julia,czyli tyle ile wiedziała w poprzednim życiu.

—Wiec nie powiedziałaś jej ,że jest...

—Nie!To nieodpowiednia pora na to.Dowie się we właściwym czasie.

—Czyli jakim?

—Nie teraz!Ale musze cię ostrzec-zostaw ja w spokoju!Niech się oswoi ze
swoja mocą i poprzednim życiem.Pozwól jej walczyć z toba w wyrównanej walce

—Zadziwia mnie twoje poczucie sprawiedliwości.Mogłaś od razu pójść do Maxa i powiedzieć mu ,ze to Liz jest jego przeznaczeniem.

—Tak,właśnie dlatego jestem strażniczka.Tylko pamietaj,żebyś nic nikomu nie wspominała.

—Nie przejmuj sie,prawda działa na moja niekorzyść.

—To prawda.Gdyby ktoś pytał jestem Connie ta z zespołu,który wczoraj sluchaliście i zaprosiłam was też na dzisiejszy koncert.

—Ok.Do zobaczenia Shall!

—Na razie.Tylko nie zapomnij!

Connie ruszyła do wyjścia.W drzwiach zderzyła się z Kyle'm i uwodzicielsko go przeprosiła.
Wszyscy troje patrzyli jak zahipnotyzowani,jak przechodzi przez ulice.Tess z przerażeniem,Liz ze zdezorientowaniem, a Kyle z uwielbieniem.Pierwsi ocknęli się Liz z Kyle'm i podeszli do Tess.

—Kto to?-spytał przejęty Kyle.

—Nie poznałeś jej?-udała zdziwienie Tess-To przecież ta piosenkarka,która śpiewała wczoraj w klubie.Poznałam ją i zamieniłam z nią parę słów.Zaprosiła mnie na dzisiejszy koncert.

—Jest boska!

—Kto taki?-spytał Max,który właśnie podszedł.

—Ta dziewczyna z czerwonymi włosami-rzekł Kyle. I nawet nie zauważył jak Liz i Tess odeszły,każda w swoją stronę-Liz za kontuar,a Tess do stolika.

—Fakt boska-potwierdził Max,który przeczuwał,ze coś się stało.Jednakże nie mógł określić co takiego.

CDN


Wersja do druku Następna część