moniczka

Historia jedenj miłości (7)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

Część siódma

To nie może się dziać naprawdę. To jest po prostu niemożliwe. Max nie martwił się o to czy zostanie złapany, martwił się o Isabel i Liz. Słodka Liz, która właśnie miała zacząć trzymać się od niego z dala, miała być bezpieczna. Max i reszta stali tam próbując się jakoś uspokoić. Myślał o tym co mógłby zrobić. Może gdyby poszedł z agentami FBI bez walki i gdyby udało mu się ich przekonać, że jest jedynym kosmitą i że inni nic o nim nie wiedzą, to wszystko było by w porządku, reszta byłaby bezpieczna. Biorąc głęboki oddech zaczął otwierać buzię aby wyznać im prawdę o swoim pochodzeniu.
Najgorszy koszmar Liz zaczął się ziszczać. Ludzie zabierający od niej Maxa. Max jej nie kochał, może nawet nienawidził jej, ale to dla niej nie było ważne. Chciałaby Max był szczęśliwy. Musiała zrobić wszystko, aby ci ludzie zrozumieli, że Max nigdy by nikogo nie skrzywdził, wręcz przeciwnie. Chwileczkę, jakim cudem FBI dowiedziało się o Maxie, Isabel i Tess? A jeżeli wiedzieli dlaczego nie złapali wszystkich kosmitów razem. Coś było nie tak. Tylko dlaczego Max chciał coś powiedzieć? Dlaczego na jego twarzy gościł taki wyraz determinacji? Spokojnym lecz autorytatywnym głosem Liz powiedziała

—Max.
Max nie potrzebował mózgu, by wiedzieć do kogo należał ten głos. Spojrzał na Liz i zobaczył jej wściekły wzrok na nim. On nie mógł jej winić, to on wplątał ją w ten cały bałagan. Właśnie miał powiedzieć coś, aby Liz była bezpieczna, gdy usłyszał z wnętrza samochodu

—Niczego nie widzę.

—Co masz na myśli, że niczego nie widzisz?

—Tam nic nie ma, żadnych narkotyków, żadnej broni, niczego. To nie mogą być oni.
Czworo nastolatków patrzało z niedowierzaniem na agentów FBI, gdy ci odłożyli broń, a jeden, który najprawdopodobniej był szefem, podszedł do nich, uśmiechając się

—Nie mogę wyrazić jak mi jest przykro, z powodu tej pomyłki, musieliśmy was bardzo przestraszyć. Jest mi bardzo bardzo przykro. Zostaliśmy poinformowani że Billy Bonjo, sławny w naszym wydziale był w Nowym Meksyku, a opis samochodu który otrzymaliśmy jest bardzo podobny do twojego.
Czworo nastolatków trochę się odprężyło.

—Powinniście już jechać do domu. Słyszałem, że będzie padać.
Po tych słowach agenci wsiedli do swoich samochodów.

—Jeszcze raz przepraszamy.
Po tych słowach odjechali.
Cisza jaka zapadła po odjeździe agentów, została przerwana przez płacz Isabel. Is była bardzo przestraszona. Max przytulił siostrę i pozwolił się jej wypłakać. Po chwili Tess dołączyła do ich uścisku. Liz stała sama i zaczęła cicho szlochać tak aby reszta nie zauważyła. Isabel usłyszała płacz Liz, puściła Maxa i podbiegła do Liz. Być może chociaż jedno z dziecin Evansów nie nienawidziło jej.

***
Max i Liz pożegnali się z Isabel i Tess. Max nie był zadowolony że Isabel będzie spać poza domem tej nocy, ale ich rodzice już się zgodzili aby Is spała u Tess, a nie chcieli wzbudzać w rodzicach podejrzeń że coś jest nie tak.
Gdy Liz zauważyła, że Max niechętnie puszcza Isabel, wydedukowała, że po prostu nie chce zostać z nią sam w jeepie, więc powiedziała mu, że się przejdzie.
Max nie mógł nic zrobić więc się zgodził. Serce Liz pękło na miliony kawałków, upewniła się że Max nie chce mieć z nią nic doczynienia.
Max jechał tak wolno jak tylko mógł. Chciał mieć Liz na oku, bez zmuszania jej do bycia z nim w jeepie. Tylko, że zaczęło padać, więc zaniepokojony o jej zdrowie zatrzymał jeepa i wysiadł.
Liz usłyszała, że Max ją wołał. Chciał żeby wsiadła do jeepa. Jak on mógł być dla niej taki miły, gdy ona była dla niego tylko kłopotem?

—Wszystko w porządku, przejdę się.

—Liz, nie dyskutujmy. Wsiadasz do jeepa i jeżeli chcesz to ja mogę się przejść.

—Nie! Co ty sobie myślisz, że kim jesteś?
Max przerwał jej, nie chciał tego od niej usłyszeć.

—Ok., chodź.
Po tych słowach, oboje wsiedli do jeepa i w całkowitej ciszy pojechali do domu.

***
Kilka następnych miesięcy było dla Maxa i Liz dość marne.
Max nienawidził się za to że nie jest człowiekiem.
Liz znienawidziła się za bycie nim.
Liz zerwała kontakty z członkami ich kosmicznej paczki. Znowu przestała jeść. Wszyscy martwili się o nią, lecz nie wiedzieli co zrobić ani jak jej pomóc.
Unikała Maxa tak samo jak on unikał jej. Ona ponieważ chciała żeby zajął się własnym życiem, bez potrzeby martwienia się o nią. On ponieważ nie chciał by Liz musiała żyć z takim potworem jak on.
Liz nadal była powierniczką sekretów Marii oraz pomagała Isabel i Alexowi w ich związku. Dzięki temu czuła się lepiej pomagając swoim przyjaciołom w ich życiu miłosnym. Wiedziała, że sama nigdy nie będzie miała takiego życia.
Liz była tak zamyślona, że nie usłyszała jak Pam Troy, mówiła, że Max Evans rzucił Tess Harding i że on będzie jej następnym celem.
Pogoda nadał była deszczowa w Nowym Meksyku.
Coraz bliżej zbliżały się 18 urodziny Liz i 10 rocznica śmierci jej rodziców.


Pamiętajcie nadal czekam na wasze komentarze!!


Poprzednia część Wersja do druku Następna część