moniczka

Historia jedenj miłości (10)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

Część dziesiąta

Minęło kilka tygodni. Liz bardzo cierpiała. Max wrócił do Tess. Starał się nie zbliżać do Liz aby nie pragnąc jej jeszcze bardziej i nie ranić jej uczuć.
Pewnego dnia Liz wróciła ze szkoły, ze wspaniałymi nowinami, którymi chciała się podzielić z Isabel. Nie mogła jej nigdzie znaleźć, więc weszła do pokoju Maxa. Tego co tam zobaczyła nie spodziewała się nigdy zobaczyć.

—Ja... ja przepraszam. Szukałam Isabel, ale chyba jej tu nie ma. Nie będę wam przeszkadzać. Przepraszam. Jeszcze raz przepraszam. – wyszła z pokoju Maxa.
Natomiast Max leżał w łóżku z Tess cały jakby sparaliżowany. – Jak mogłem dopuścić żeby mnie zobaczyła z kimś innym w łóżku. Boże i to z Tess. – myślał Max.

—Czy myślisz, że nasza słodka, niewinna, mała Liz się zgorszyła? – spytała z sarkazmem w głosie Tess. Gdy Max na nią spojrzał ta wybuchła niepohamowanym śmiechem i kontynuowała – Biedna Liz, zakonnica będzie dziewicą do końca życia.
Max spojrzał na nią pogardliwie i powiedział.

—Zamknij się Tess i ubieraj. Rodzice niedługo wrócą i nie chcę aby cię tu zastali.
Tymczasem Liz wyszła po cichu z domu. Nie mogła tam zostać wiedząc że za ścianą. Boże nawet nie mogła się zmusić aby wypowiedzieć co robili. I to z Tess. Po tym wszystkim co było między nimi kilka tygodni temu. Jak Max mógł jej to zrobić? Liz nie wiedziała dokąd ma pójść, postanowiła że pójdzie w jedyne miejsce, w którym ludziom na niej zależy. Skierowała się w stronę domu swojej najlepszej przyjaciółki Marii DeLucki.

***
Max zaczął niespokojnie krążyć po pokoju. Jest zaraz 21:00, a Liz zniknęła. Nikomu nie powiedziała że wychodzi, nikt nawet nie wiedział kiedy wyszła. Poszedł do salonu, gdzie była cała rodzina.

—Isabel nie dzwoniła?

—Nie. Max tylko ty byłeś w domu kiedy wróciła czy coś się stało? Była smutna albo może pokłóciliście się?

—Nie nie była smutna.
W tej samej chwili zadzwonił telefon. Diane szybko odebrała.

—Hallo? Dzięki Bogu, Liz myśmy się tu martwili. Co? Ależ oczywiście, że możesz. Tak, tak rozumiem. Nauka na pierwszym miejscu. Dobrze o 10:00. Tak przyślemy Is. Nie martw się. Dobranoc kochanie.

—Mamo co z Liz? – pierwsza odezwała się Isabel.

—Nic jej nie jest. Jest u Marii. Mają jakiś ważny projekt z biologii i właśnie go robią. Liz straciła poczucie czasu, a gdy się zorientowała, która jest godzina od razu postanowiła zadzwonić.

—O której będzie w domu? – zapytał się żony Phillip Evans.

—O to chodzi, że nie wróci. Muszą jeszcze dopracować ten projekt więc zgodziłam się żeby została u Marii na noc.

—A kiedy wróci? – tym razem to Max zadał pytanie swojej matce.

—Prosiła aby jutro około 10, Isabel po nią pojechała. Zrobisz to kochanie?

—Oczywiście, dobrze że nic jej nie jest.

—My też tak uważamy. – powiedział Phillip.

—To my pójdziemy już spać. Dobranoc.

—Dobranoc dzieci.

***
Max leżał na swoim łóżku i nie mógł zasnąć. Wciąż powtarzał sobie słowa Liz. Wtem ktoś zapukał do drzwi i nie czekając na odpowiedź wszedł. Była to Isabel i Michael.

—Cześć Max. – powiedział Michael.

—O cześć Michael, co cię tu sprowadza o tej porze? – spytał się Max.

—Właśnie byłem u Marii, która mnie szybko spławiła. Powiedziała, że Liz jest smutna i dlatego zostaje u Marii na noc. Chciałem zapytać co z Liz? Nigdy nie widziałem jej w tak okropnym stanie.

—Max o co chodzi, bo na pewno nie o projekt z biologii. – teraz już nie na żarty wkurzyła się Isabel.

—Skąd mam wiedzieć co się roi Liz w głowie? Może rzeczywiście chodzi o projekt z biologii.

—Powiedz mi jakim cudem Maria i Liz mogą robić wspólnie jakiś projekt, skoro ty jesteś partnerem Liz na biologii. To po pierwsze, a po drugie dlaczego by płakała. No co ty na to braciszku?

—Nic, nie muszę ci się spowiadać.

—Słuchaj, Liz jest dla mnie kimś ważnym, jest dla mnie jak siostra i chcę wiedzieć czemu jest smutna.

—Dobrze powiem ci, jest smutna ponieważ dzisiaj kiedy wróciła do domu szukała cię. Nigdzie nie mogła cię znaleźć więć weszła do mojego pokoju i zastała mnie w łóżku z Tess! Zadowolona?!

—Uprawiałeś sex z Tess pod naszym dachem i nawet nie postarałeś się, żeby zamknąć drzwi?

—A skąd do cholery miałem wiedzieć, że ktoś wejdzie?!

—Jesteś obrzydliwy. – wyszła trzaskając drzwiami najpierw Maxa, potem swoimi.
Michael spojrzał się na Maxa.

—Co?! – wrzasnął Max.
Michael tylko pokręcił głową i wyszedł.

***
Tymczasem w domu Marii Liz właśnie skończyła rozmawiać przez telefon.

—I co kiedy jedziesz?

—Jeszcze nie wiem, ciocia Anette zgodziła się. Może mnie przyjąć w każdej chwili. Teraz tylko muszę przekonać ciocię Diane i wujka Phillipa.

—Och Liz będę za tobą tęsknić. Ohio jest strasznie daleko.

—Wiem ale muszę tam jechać. Nie mogę już mieszkać pod jednym dachem z Maxem. Złamał mi serce.

—Och gdyby mi ktoś zrobił coś takiego to chyba bym zabiła gnoja. Jedno słowo, a Max może być martwy.

—Przestań. Tak musiało być. W końcu Tess jest mu przeznaczona.

—Och Lizzy tak mi przykro. Idź spać. Jutro świat będzie wyglądał całkowicie inaczej, zobaczysz.

—Mam taką nadzieję Maria. Dobranoc.

—Dobranoc złotko.

***
Następnego dnia w domu Evansów. Isabel i Liz właśnie wchodzą do kuchni.

—Dzięki Is, że po mnie przyjechałaś.

—Nie ma sprawy, gdybym to ja Maxa przyłapała też nie chciałabym mieć przez jakiś czas z nim nic wspólnego.
Razem weszły do salonu, w którym czekali na nie Diane, Phillip i Max.

—Dzień dobry. Przepraszam że ie zadzwoniłam – zaczęła przepraszać Liz.

—Przestań Lizzy, w końcu jesteś pełnoletnia, po prostu martwiliśmy się o ciebie – przerwała jej Diane.

—Liz musimy z tobą porozmawiać. – odezwał się poważnym tonem Phillip.

—Co się stało? – spytała Liz.

—Wczoraj wieczorem zadzwoniła do nas twoja ciotka Anette z Ohio i spytała się czy wyrażamy zgodę na twój wyjazd. Byliśmy zszokowani ponieważ nic nie wiedzieliśmy, że chcesz wyjechać.

—Przepraszam, ale sama długo się wahałam. Ale doszłam do wniosku, że tam są lepsze szkoły i wogule, a ciotka jest już stara i przyda jej się moja pomoc. Jeżeli oczywiście zgodzicie się na mój wyjazd.

—Och Liz jesteś pełnoletnia, jak moglibyśmy Ci zabronić? Po prostu będziemy za tobą strasznie tęsknić – Diane płacząc zaczęła przytulać Liz, po penym czasie do ich uścisku przyłączyła się też Isabel. Wszystkie trzy płakały.
W końcu Liz oderwał się od nich i powiedziała.

—Chciałabym wyjechać za tydzień. Isabel pomożesz mi się spakować?

—Jasne siostrzyczko.
Obydwie poszły do pokoju Liz.
Diane jeszcze nie całkiem pogodzona z faktem, że traci jedno ze swoich dzieci przytuliła się do męża.
Gdy nikt już nie zwracał uwagi na Maxa, wyszedł tylnymi drzwiami. Pojechał na pustynię. Siedział tam kilka godzin i nie mógł się wyzbyć uczucia, że Liz wyjeżdża właśnie przez niego. I zarówno Isabel jak i Maria oraz reszta paczki będą jego obwiniać i co najgorsze będą mieli rację.




Czekam na wasze komentarze!!


Poprzednia część Wersja do druku Następna część