_liz

Opowieść Wigilijna (8)

Poprzednia część Wersja do druku

* * *

Ava skuliła się w wiklinowym fotelu i spojrzała na dwójkę nieco speszonych nastolatków. Michael siedział na skraju łóżka, a obok niego niepewnie siedziała Liz. Drobna kosmitka zaczęła opowieść:

— Dawno temu, kiedy jeszcze żyliśmy na Antarze...

— Daruj nam te bajkowe wstępy i przejdź do rzeczy. – ściął ją Michael
Ava z lekkim przestrachem na niego spojrzała, a Liz nie unosząc głowy uśmiechnęła się pod nosem. Musiała przyznać, ze lubiła czasem jego sarkazm. Bawił ją. Kosmitka jednak od razu przeszła do rzeczy:

— Ty, czyli Rath, teoretycznie byłeś z Vilandrą. Ale to chyba już wiesz. Pomijając te wszystkie rodzinno-królewskie koniugacje absolutnie nic cię nie łączyło z Vilandrą. Mówiąc najprościej: miałeś ją gdzieś. Ona ciebie też, bo kochała Kivara. Zawsze ci się podobała Riviana. Była ona jedną z sierot, które przygarnęła Królowa, matka Zana. Los sprawił, ze jakoś się wasze drogi przecięły i już się nie potrafiły rozplątać. Niestety data twojego ślubu była nieodwołalna, więc ukrywaliście się z tym uczuciem. Kiedy Vilandra wpuściła wojska Kivara do miasta, trzeba było uciekać w jedyne bezpieczne miejsce. Na wzgórza. Tylko, że ktoś musiał odciągnąć uwagę wojsk Kivara. Riviana wiedziała, ze to jedyne wyjście. Poświęciła się...
Michael drgnął. Opuścił wzrok i utkwił go w podłodze. "Poświęciła się. Zginęła. Za mnie." Ava przystopowała na chwilkę, ale mówiła dalej:

— Gdy Królowa postanowiła was zesłać na Ziemię, nie wiedziała jeszcze o Rivianie i o tym co was łączyło. Dopiero potem dowiedziała się tego od jednej z służących. Było za późno, aby mogła być z wami. Nie było tez jakiegokolwiek sposobu, aby ją genetycznie przetworzyć, jak nas. Królowa użyła starego sposobu. Odesłała esencję Riviany na Ziemię. Esencją opiekowała się Alta, powiernica Królowej. Na Ziemi Alta, to babcia Liz. Tak więc esencja trafiła się właśnie jej.
Liz była w niemałym szoku. Z wytrzeszczonymi oczami wgapiała się w Avę. Jej babcia była kosmitką? I przez to w niej było coś kosmicznego? I nigdy się o tym nie dowiedziała? Babcia nawet, jak poznała Maxa nic nie powiedziała. Liz poczuła się dziwacznie. Było jej przykro. Z drugiej strony coś w niej się cieszyło, że prawda wyszła na jaw, że wie co tak naprawdę było jej przeszłością. I w tym momencie przez Liz przepłynęła fala strachu. Była kosmitką. Nie tak oficjalnie jak pozostali, ale nią była, cząstka antarskiej dziewczyny była w niej. Jej normalne życie właśnie się skończyło. Parker pochyliła lekko głowę i zacisnęła powieki. W tej samej chwili poczuła ciepły dotyk na swej dłoni. To była ręka Michaela. Chciał jej dodać otuchy. Spokojnie uniósł jej głowę i przysunął do siebie. Bez słowa przytulił Liz.

* * *

Michael i Liz odprowadzili Avę na przystanek autobusowy. Liz zapłaciła za jej bilet do Nowego Jorku. Początkowo upierała się, aby Ava została z nimi na Święta. Jednak kosmitka odmówiła. Był już późny wieczór, kiedy wracali razem przez ośnieżony park. Michael trzymał Liz za rękę i wyglądało to tak naturalnie, jakby od zawsze to robił, jakby to był odruch bezwarunkowy. Szli bez słowa. Każde z nich nie miało pojęcia co powiedzieć, czuli się nadal nieswojo. Liz niepewnie się rozglądała, czy przypadkiem nikt ich nie widzi. Kiedy dotarli na mostek, Michael się zatrzymał i oparł o barierkę. Wbił wzrok w odległy punkt, Liz natomiast spoglądała na zamarznięty strumyk pod mostem. Ale w końcu zabrzmiał jego cichy głos:

— Liz...
Ta momentalnie odwróciła głowę i spojrzała na niego. Zaschło jej w gardle, serce jej stanęło. Jakby przeczuwała co on powie.

— Michael. Ja... – powiedziała gładko – Wiesz to nic nie znaczy. Po prostu się dowiedzieliśmy i tyle. Wszystko będzie tak jak dawniej.

— Nic nie będzie tak jak dawniej. – przerwał jej głośno

— Ale...

— Nie ma "ale" Liz. – chłodno zabrzmiał – Ja już dawno coś czułem. Szukałem Riv. Ale nie podejrzewałem, ze to będziesz ty. Chociaż coś mnie do ciebie ciągnęło.

— Ale to nie Antar.

— Liz. Mam to gdzieś. – powiedział i wyprostował się
Parker zamrugała gwałtownie oczami. Chyba się przesłyszała. Spojrzała z zapytaniem na Michaela. Lekko rozchyliła usta, ale nie potrafiła wprost zapytać. Guerin stanął przodem do niej i mocniej uścisnął jej dłoń. Drugą dłonią odgarnął pasemko włosów z jej twarzy. Uśmiechnął się lekko i powiedział:

— Szukałem cię przez połowę życia. A teraz kiedy cię znalazłem, nie mam zamiaru tego zniszczyć. – Liz chciała coś powiedzieć, ale gwałtownie jej przerwał – I nie próbuj się wykręcać. Nie obchodzi mnie co na to Max, Isabel czy Tess. Chcę Ciebie.
Parker uśmiechnęła się i przysunęła bliżej niego. Chciała go pocałować, ale coś zimnego musnęło jej usta. Otworzyła oczy. Śnieg. Gęsty, biały, mieniący się barwami tęczy śnieg. Zaśmiali się oboje. Michael pochylił się jeszcze bardziej i pocałował ją. Spokojnie, czule, aż ciarki przebiegły po jej ciele. To było ich święto. Nie tylko Boże Narodzenie, ale także dzień, w którym się odnaleźli. Pamiętna Wigilia.
The End




Poprzednia część Wersja do druku