gosiek

Dziecko Szczęścia (9)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

Wszyscy popatrzyli na nią zdziwieni. A najbardziej Maria która mało z tego rozumiała. O czym oni gadają, wiedziała, że jest to związane z ich "kosmicznością", ale skąd o tym wiedział Alex i co jest Isabel.
Dziewczyna popatrzyła najpierw na wszystkich, a potem na siebie. Była w pół przykryta. Potem spojrzała na Tess, która oddychała ciężko po ostatnim starciu z Michaelem. Zmarszczyła brwi i powiedziała:

— Ava...holwan Lukan??!!

— Nem tu dom...- odpowiedziała ocierając małe łzy

— Kazuts!! – wykrzyknęła wstając i podchodząc do niej – Igazad mun

— Czy ktoś z was wie o czym one mówią?? – spytała Maria

— Oz igaz, nem tu dom... – odpowiedziała Tess wystraszona widząc złość Isabel

— Tess, o czym wy gadacie?? – spytał wkurzony Michael

— Ona już nie jest Isabel, ona jest już Vilandrą – blondynka poważnie odpowiedziała

— Rath...Zan...chienzyk titetek – Isabel podeszła do nich i się przytuliła, potem odwróciła się i spojrzała na Alexa

— Ayan...seretlek – podeszła do niego i pocałowała

— Ona powiedziała to was że tęskniła, a do Alexa, że go kocha – przetłumaczyła Tess

— Skąd znasz ten język...dlaczego mu go nie znamy?? – spytał Max

— Bo was nie miał kto nauczyć, mnie nauczył Nasado...po prostu nie pamiętacie go, niedługo przypomnicie...

— Ki Es?? – spytała Isabel wskazując na Marie

— Maria...Rathis seretem izas – odpowiedziała

— Teszik, holwan Lukan...holwan Lilith – Evans popatrzyła na wszystkich

— Nem tu dom, oz igaz...

— Wer musaj tolalnik uket

— Musimy ich znaleźć, jedziemy do granilithu, on nam pomoże – rozkazała Tess, a wszyscy próbując jej uwierzyć ruszyli
Isabel szybkim ruchem ręki ubrała się w bardziej odpowiedni strój niż piżama. Wsiedli do dwóch oddzielnych samochodów i pojechali na pustynie.
Gdy dojechali na miejsce Evans szybko wybiegł z jeepa i wdrapał się na skały, za nim po kolei szła Is, Michael, Alex Tess i Maria, która w dalszym ciągu nie kontaktowała o co w ogóle chodzi.
Max otworzył właz i przed samym wejściem zobaczył małego Miky'ego bawiącego się kolorową stertą kamieni.
Natychmiast podbiegła do niego Isabel, padając na kolana i biorąc go na ręce. Pieściła go chwilę, a potem spytała:

— Lukan, holwan Lilith? – mały wskazał w stronę miejsca gdzie jest granilith – Dziere Ide...- dziewczyna machnęła ręką na znak aby poszli za nią
Weszli przez jeden z inkubatorów do pomieszczenia. Było rozświetlone, promieniami wychodzącymi z granilithu.
Przy jednym z jego boków stała ona, Liz. Miała zamknięte oczy, niewielki podmuch wiatru rozwiewał jej brązowe włosy. Prawą dłonią dotykała lśniącego kamienia. Była poważna, ale chyba gdy poczuła, że bliskie jej osoby są tutaj, uśmiechnęła się i otworzyła oczy.
Isabel podała małego Alexowi i podeszła do dziewczyny przytulając ją.

— Lilith...masala irmo – szepnęła Evans do ucha Liz

— Czy ja mogę się dowiedzieć o co chodzi? – spytała ponownie zdruzgotana Maria

— Zan, Rath....dziere ide...- powiedziała Liz i pokazała im aby dotknęli granilithu
(Sugarbabes "Soul Sound")
Posłuchali jej. Tess popchnęła lekko w tamtą stronę również Marie. Cała trójka dotknęła niepewnie kamienia. Poczuli wielkie ciepło płynące z niego. Od ręki przeleciało przez całe ich ciało. Wszystko zawirowało, a oni zamknęli oczy. W ich głowach, a zwłaszcza w głowach Maxa i Michaela pokazywały się wspomnienia, od samych ich narodzin na Antarze, przez życie, aż do wojny i nagłej śmierci.
Alex przyglądał się temu wszystkiemu, on miał już to za sobą. Kiedy Isabel była nieprzytomna, przesyłała mu wspomnienia. Pamiętał prawie wszystko, pamiętał jak poznał dziewczynę, jak ją pokochał jako mały chłopiec i wiedział, że ona i tak nie może być z nim. Potem ucieczka, eksplozja uczuć, narodziny jego syna...tego właśnie tego co tu jest na jego rękach. Jego prawdziwe imię brzmiało Lukan. Teraz dopiero zauważył podobieństwo jego do matki. Takie same oczy, ale charakter odziedziczył po nim. Był dumny, jeszcze bardziej niż wtedy kiedy w liceum i przeskoczył jedną klasę.
Max, Michael i Maria po kolei otwierają oczy. Z jeszcze zamyślonych twarz wyrwała ich Isabel:

— Teraz już wszystko pamiętacie, ty też – wskazała na Marię – Możemy wracać do domu – dodała

— Tak pamiętamy, ale kim tak naprawdę jest ona? – znowu padło na De Luce

— Ona jest twoją, hmm...tak zwaną koleżanką – odpowiedziała Michaelowi radośnie Liz

— Córka generała, poznałeś ją i polubiłeś, ona ciebie też, no i tak jakoś wyszło – dokończyła Is

— Czy mnie też pozwolicie wrócić – odezwała się cicho Tess

— Tak Tess, nie jesteś niczemu winna, ale musisz stanąć po naszej stronie...- odpowiedział Max

— Byłaś manipulowana przez swojego Ojca Khivara... i tak jakoś wyszło – dokończyła Liz – od teraz nie jesteśmy już ludźmi, nie będziemy używać naszych Ziemskich imion, wiecie dobrze jak się nazywacie na Antarze

— Vilandra to ja – powiedziała Is – mój brat to Zan – wskazała na Maxa – Rath to nasz przyjaciel – Michael stanął na baczność – Lilith to ona – Liz uśmiechnęła się – Ava, to ty jak dobrze wiesz – Tess skryła swój uśmiech – Ayan to ty – podeszła do Alexa – A ten mały, słodki stworek to Lukan – połaskotała małego

— A ja?? – zgłosiła się Maria

— Ty...czekaj...niech ja sobie przypomnę...Nadim....tak Nadim – odpowiedziała już teraz Lilith
Stali chwile w milczeniu. Przyglądali się sobie nawzajem.
Maria zastanawiała się w dalszym ciągu po co ją wysłali, chyba tylko po to aby ich Rath miał się z kim zabawić. Nie mogła patrzeć na jej byłego Miśka. Miała do niego lekki wstręt, ale widziała, że on jej się intensywnie przygląda, od stóp do głów. Miała ochotę wiedzieć o czym on teraz myśli. Pewnie wyobraża sobie jak wygląda w bieliźnie, albo jeszcze lepiej nago. "Jak ja bym chciała zobaczyć o czym on myśli?" – powiedziała w duchu

~*BŁYSK*~
Ciemne pomieszczenie, otoczone świecami. Pokój był cos na styl "Alladyna": wiele poduszek zamiast foteli, niskie stoliki na środku wielkie łóżko z wyszywanym baldachimem.
Zauważyła, że choć jest ciemny i mało przejrzysty można było zobaczyć, że jakieś dwie postacie tam się poruszają.
Jej ciekawość dała się we znaki, chciała sprawdzić kto to. Podeszła bliżej i odsłoniła lekko baldachim. Jednak to co tam zobaczyła zwaliło ją z nóg. Ona i Michael...znaczy się Rath całują się tam, ale to nie tak normalnie, tak bardziej, nie wróżyło to dobrze.
Może i on by tego chciał, ale ona. O nie, tego już za wiele. Chciała się jak najszybciej stąd wydostać i przywalić jemu, za to, że dziewictwo straciła takim debilem, z jakiejś nieznanej jej planety, mający nadzwyczajne może i będący w skrócie KOSMITĄ...
~*BŁYSK*~
Maria otwiera oczy, wciąga lekko powietrze i patrzy na Guerina ze zgrozą. Podeszła do niego i ku zdumieniu innych przywaliła mu ręką w łeb. Zaczęła wygrzebywać się przez inkubator.

— Maria, o co ci chodzi?? – spytał trochę zdziwiony całą sytuacją Guerin

— Jaka Maria...nie słyszałeś, ja jestem Nadim palancie!! – wykrzyknęła przez ścianę
Chłopak wyszedł za nią aby ją dogonić, inni stali jak słupy wpatrując się w tą scenę.
(Sugarbabes "to lost in you")
Isabel Evans, Vilandra, lodowa księżniczka, teraz mogła by krzyczeć, wołać jak bardzo kocha. Kocha tych dwóch mężczyzn którzy stoją obok: Alexa Whitmana i małego Lukana. Teraz może już do domu i cieszyć się nimi, w końcu mogą być razem.
Liz czuła się jak mała dziewczynka, wtedy gdy poznała Zana i Ratha, razem z Ayanem jej bratem, jej najlepszym przyjacielem i ukochanym jej przyjaciółki Vilandry. Nigdy nie czuła do niej takiej miłości, do ich wszystkich, jaką czuje teraz.
Chciała podejść do Maxa, Zana jej miłość życia, ale nie wiedział czy on tego chce. W pewnym sensie bała się go teraz. Ale przypominając sobie wczorajszy wieczór i noc w której się nią opiekował, zaraz jej przeszło. Podniosła spuszczoną głowę i popatrzyła na niego ze skrytym uśmiechem.
Max w tym samym momencie spojrzał na nią. Ich oczy się spotkały. Widział w nich miliony iskierek, takich samych gdy zobaczył ją pierwszy raz na Antarze, wtedy gdy pocałował ją po raz pierwszy na balu i wtedy gdy jej się oświadczył. Chciał do niej teraz podejść i czule pocałować. Ale nie mógł tak przy wszystkich, musiał być z nią sam na sam i wyznać jej miłość, tak jak kiedyś.
Tess stała w kącie i przyglądała się im ze smutkiem. Czemu ona nie może być tak kochana, przez kogoś którego równie kocha. Wiedziała, że na dnie serce Zan cały czas gdzieś jest, ale to już przeszłość. Musiała się z tym pogodzić, on jej nie kochał i już nigdy nie pokocha. Może i była manipulowana przez Khivara, jej ojca, ale czuć do Zana, na pewno coś czuła. Gdyby tak nie było na pewno nie zgodziłaby się na to całe zło. Zło płynące z jej rąk. Najbardziej bolało ją to, że miała zabić Alexa, on przecież był jej przyjacielem, wszyscy byli, nawet w jakimś stopniu Liz.
Wiedziała dobrze że nie należy do tej grupy, już nigdy nie będzie.


Poprzednia część Wersja do druku Następna część