RosDeidre, tłum. Nan

Antarskie Niebo (7)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

Część Vb

***
Isabel zadzwoniła do niej tego samego dnia, kiedy Max odleciał.
Najpierw zwlekali na wzgórzu, przerzucając bezsensownie kamienie i dyskutując o tym, co się stało, a co dla każdego było niepojęte. Nie tylko że Tess zamordowała Alexa, ale również że Max odleciał razem z nią, choć nikt z nich nie potrafił zrozumieć dlaczego. W końcu wszyscy powoli się rozeszli, każdy do siebie by trochę odpocząć. Od kilkunastu dni Liz nie mogła spać, więc położyła się na łóżko, całkowicie zdrętwiała. Było to już co prawda znajome uczucie, dokładnie tak samo czuła się w dzień pogrzebu Alexa, tak, jakby jakaś część niej przestała się ruszać i zamarła. Jak zegar, którego wskazówki cały czas zatrzymały się na jednej godzinie.
Sen sam przyszedł, otulając miękko jej umysł, mieszając głosy w jej głowie. Dźwięk telefonu wstrząsnął ją, usiadła gwałtownie na łóżku i rozejrzała się po pokoju nie bardzo wiedząc, gdzie się znajduje; wyciągnęła się i wzięła telefon z szafki.

—Liz, mam coś dla ciebie. Coś, co Max ci zostawił – głos Isabel był niemalże nie do poznania, tak bardzo zmienił ją smutek.

—Dobrze – odparla Liz czując, jak jej serce ścisnęło się boleśnie. – Zaraz będę.
Poszła do nich na piechotę, mając nadzieję, że to może przywróci jej jaką-taką równowagę, ale gdy dotarła do domu Evansów, było jej tylko strasznie słabo od słońca. Isabel pociągnęa ją szybko do pokoju Maxa.

—Rodzice nic jeszcze nie wiedzą – szepnęła cicho Isabel, łzy zalśniły w jej oczach. – Myślą, że załatwia jakieś sprawy albo coś w tym stylu. Nie wiem, co mam im powiedzieć, nie wiem jak...

—Znajdą jeepa – przypomniała Liz siadając na krawędzi łóżka Maxa. Wszystko nadal tak wyglądało, jakby przed chwilą wyszedł. Nawet na łóżku leżała otwarta książka, tak jakby odłożył ją chwilę wcześniej.

—Nie rozumiem, dlaczego odszedł, Liz – powiedziała cichutko Isabel, podchodząc do jego szafki. – Dlaczego poleciał z Tess wiedząc, co ona zrobiła? – Isabel stała patrząc się tępym wzrokiem na ubrania Maxa, Liz zaś miała wrażenie, że z trudem walczy ze łzami. – Boże, Liz, wiesz, jak bardzo kochał cię mój brat, prawda? Wiesz o tym?

—On nadal mnie kocha – zaoponowała zdławionym głosem. Nie podobało jej się, gdy Isabel używała czasu przeszłego mówiąc o Maxie.
Isabel sięgnęła do szuflady jego biurka i wyjęła cienką białą kopertę.

—Zostawił list do ciebie, Liz. Znalazłam go na jego łóżku gdy wróciłam – Isabel podała jej list, który ta przyjęła niczym pełen poświęcenia podarunek, stary i kruchy. – Myslę, że napisał to przed naszym wyjściem... do jaskini – dodała Isabel.

—Dziękuję – odparła Liz, obracając go w dłoni.

—Moich rodziców nie ma w domu, więc zostawię cię tutaj, dobrze? – zaproponowała Isabel, a Liz skinęła głową, otwierając ostrożnie list. Popatrzyła na kartkę papieru pokrytą starannym pismem Maxa; wydawało jej się, że to było coś więcej niż przyznanie ich miłości, jej łzy rozmazywały słowa. Otarła oczy i zaczęła czytać.
Kochana Liz,
Boże, mam nadzieję, że wiesz, co czuję. Jesteś dla mnie wszystkim i opuszczenie ciebie łamie mi serce. Tyle rzeczy chciałem ci powiedzieć wtedy w jeepie... Nie powinienem był pozwolić ci odejść bez słowa wyjaśnienia z mojej strony, ale tak bardzo się bałem. Bałem się, że zranię cię jeszcze bardziej, jeśli zacząłbym ci tłumaczyć, że poszedłem do Tess, bo myślałem, że... Nie, Liz, nie wiem, czy w ogóle cokolwiek myślałem. Tylko to, że zawsze chciałem być tylko z tobą. I gdy myślałem, że cię straciłem, prawie oszalałem. Przysięgam ci Liz, nigdy potem nie czułem się być normalny... Gdybym cię przycisnął, gdybym zażądał prawdy, zadał więcej pytań, gdybym nadal wierzył... Teraz pozostaje mi tylko załować, że tak łatwo się poddałem. Że zaprzepaściłem naszą szansę.
Nigdy się nie dowiem, dlaczego chciałaś bym uwierzył, że spałaś z Kyle’m; boję się nawet domyślać. Bo cały czas pchałaś mnie w kierunku Tess, prawda? Jak mogłem tego nie zauważyć??? Jestem idiotą, oto dlaczego. Miałem najpiękniejszą i największą miłość idealnej dziewczyny i odrzuciłem to.
Tess nigdy nie będzie tobą, Liz. Nie jutro, nie za 10 lat. Przez całe życię będę marzył, żeby stała się tobą. Przez całe życie. I przez całe życie będę myślał o tobie, co robisz i czy jesteś szczęśliwa.
Tego właśnie chcę, Liz, chcę, żebyś była szczęśliwa.
Nie zasługuję na twoje przebaczenie, nie mogę cię nawet o to prosić. Ale wiem, że gdyby dano mi drugą szansę, postąpił bym inaczej. Byłabyś pierwszą kobietą, z którą się kochałem, matką mojego pierwszego dziecka. Bo w moim sercu zawsze będziesz pierwsza i najważniejsza, Liz. I chociaż spałem z Tess, moje serce chciało, żeby ona była tobą. Gdziekolwiek teraz polecę, czymkolwiek okaże się Antar – wiem, że ty zawsze będziesz wskazywać mi droge. Nikt nie będzie mógł wymazać cię z mojego serca i umysłu, bo jesteś tam na zawsze. Nie ważne, jak bardzo będzie źle, wiem, że zawsze będę mógł cię poczuć, nawet, gdzy przyjdzie najgorsze... bo część ciebie jest teraz we mnie i nie mogę tego zmienić, nawet, gdybym chciał. Nikt nie może przerwać więzi między tobą a mną. Nawet śmierć.
Nie powiem, że wrócę, Liz. Nie mogę nic przyrzec, bo to nie było by w porządku do ciebie. Jedno co powiem to nieważne, gdzie będę, nieważne, jak długo będę żył, zawsze będę cię kochał.
Zawsze.
Max
Liz wydawało się, że patrzy się na kartkę godzinami, po prostu obserwując jego pismo, ostatnią rzecz, którą od niego dostała. Dopóki nie przyszła Isabel i nie pomogła jej powoli wstać z łóżka, wciskając jej w dłonie kurtkę Maxa by jakoś jej pomóc. Dopóki Maria nie odwiozła jej do domu.
Nieco później tego popołudnia skuliła się na łóżku, trzymając kurczowo jego kurtkę i czytając jego list po raz dziesiąty, dwunasty... I leżała tak przez kilka tygodni.
***
Liz ostrożnie powiesiła Tutaj Wkładać Obrazy na frontowej ścianie galerii, zostawiając troche miejsca na Przejście w Sen tuż obok. Dwie wizje tej samej idei. Jeden prezentował zrujnowane życie, w którym były jednak refeksy nadziei. Drugi – bogaty i pełen zieleni, ale szerzyła się w nim niewytłumaczalna pustka. Mężczyzna i kobieta przypominali awers i rewers tej samej monety...
Liz miała tylko nadzieję, że żaden z tych dwóch obrazów nie był dokładnym odzwierciedleniem jej własnego życia. Że nie przedstawiały jej uczuć, tak, jakby David Peyton mógł zerknąć na samo dno jej duszy, wyciągnąć na światło dzienne wszystkie najgłębsze sekrety jej serca.
Ta myśl spowodowała, że poczuła dziwny, pełen gorąca ucisk w brzuchu. Coś dziwnego przypominającego pożądanie...
Gdy patrzyła na dziewczynę leżącą na rozrzuconym łóżku, niemalże zakopaną pod górą jasnych kołder, zastanawiała się dlaczego David Peyton budził w niej takie uczucia. Liz wyciągnęła dłoń i musnęła palcem pociągnięcia pędzla na mężczyźnie śpiącym na pryczy, jego ciemne włosy, subtelny zarys ramion, każdą smugę farby, zastanawiając się jednocześnie, jak wygląda jego twarz.
Dzwonek nad drzwiami dźwięknął cicho wyrywając Liz z zadumy – mała dziewczyna weszła do galerii trzymając za rękę matkę. Często przychodziły i znała je już nieźle. Matka zajmowała się garncarstwem i od czasu do czasu sprzedawała coś na placu, jej mała córeczka zaś była jej stałym towarzyszem.

—Dzień dobry! – powiedziała wesoło Liz obracającsię w swoim krześle.

—Pada śnieg! – zawołała dziewczynka skacząc radośnie. – Zobacz – dodała wysuwając do Liz rękę w ciepłej rękawiczce, by mogła sama sprawdzić.

—Popatrz na to – uśmiechnęła się Liz, gdy mała dziewczynka obróciła się niespodziewanie w miejscu. Śnieżne płatki zniknęły na jej różowej wełnianej rękawiczce.

—Czy to jest anioł, mamusiu? – zapytała Leila, jej jasne brwii uniosły się do góry z zastanowieniem, kończąc jednocześnie swój piruet tuż przed Otwórz Oczy.

—Tak, kochanie.

—Czy on idzie do nieba ? – zapytała poważnie mała osóbka. – Czy to dlatego on lata, mamo?

—Pewnie tak – odparła matka z cierpliwym uśmiechem.

—Ale to chyba nie jest szczęśliwy anioł – zauważyła dziewczynka.

—Dlaczego tak uważasz? – zapytała Liz ciekawie, podchodząc bliżej Leili. – Może jest szczęśliwy, że odchodzi – zasugerowała.

—Nie, szczęśliwe anioły nigdy nie mają czarnych ubrań. Noszą złote albo różowe. Nigdy czarne – zaoponowała stanowczo mała. Dziewczynka zakręciła się w kolejnym piruecie i zatrzymała się przed Liz.

—Czy ty jesteś szczęśliwym aniołem? – roześmiała się mała Leila patrząc na nią do góry, tak, jakby to było najważniejsze pytanie na świecie.
I z jakiegoś niewiadomego powodu Liz poczuła, jak łzy pojawiają się w jej oczach.


Poprzednia część Wersja do druku Następna część