gosiek

Inna Liz (29)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

***

Cała dziewiątka przyjaciół krzątała się po kuchni. Było już po dwunastej, jedni jedli inni oglądali TV, a jeszcze inni czytali gazetę.
Isabel ustalała z wszystkimi jak będzie wyglądać dzisiejsza zabawa. Is uwielbiała organizować coś takiego i jak to Michael nazywał była nianią wszelkich imprez. Rozmawiali o tym co kupią do jedzenia, picia J.

— Ja proponuje na początek piwo??!! -zaproponował Kyle

— Ty to tylko od razu byś się upił, niech się trochę pobawią, potem ich się upije...- odparła Liz

— No dobra, ale niech to nie trawa za długo, ja bez alkoholu nie umiem tańczyć – uśmiechnął się Valenty

— A kto mnie uczył tańczyć na ulicy wtedy – wtrąciła Tess

— No ja, ale już byłem lekko wstawiony...no wiesz...wróciłem od kolegi...- z twarzy chłopaka nie znikał miły uśmiech

— Dobra, dobra...Alkoholu nie zabraknie, ale nie można pić na pusty żołądek – powiedziała Maria

— Ej ja mam pytanie, bo jak Michael pił to działo się z nim dużo różnych rzeczy – powiedział w pewnym momencie Max

— Wiem, wiem kosmiczne początki są trudne, ale jak zaczniesz, będziesz już silny – Liz poklepała Evansa po ramieniu

— Nie, ja nie piję, nie chce przeżywać tego drugi raz, ten ból jest straszny – Michael skrzywił się

— Guerin, my cię wszystkiego nauczymy – Alex uśmiechnął się szeroko do Nicholasa i Kyla, którzy przytaknęli
Siedzieli tak trochę gadając o wszystkich sprawach dzisiejszego dnia. Isabel postanowiła, że razem z Alexem pojadą dziś po zakup czegoś mocniejszego. Zgłosił się do tego też Michael i Kyle, a jak Valenty to i Tess. I w takiej grupie wyjechali do sklepu.
Max tak jak kiedyś obiecał Liz, zaproponował zabranie się na pustynie. Dziewczyna z przyjemnością się zgodziła, może wtedy będzie w stanie powiedzieć mu wszystko co kryje pod sercem. Miała taką nadzieje.
W domu pozostali Nicholas i Maria. De Luca siadła w fotelu wzięła jakąś książkę i zaczęła czytać. Nicholas podszedł do telefonu i wykręcił numer do Sary. Usłyszał jedynie jej głos w sekretarce:

— "Prawdopodobnie, nie ma mnie teraz w domu, albo nie chce mi się wstać...zostaw wiadomość po sygnale, a ja, jak cię lubię, to oddzwonię...piiii...."

— Hej, to ja Nicholas, mam nadzieje, że przyjdziesz dzisiaj do nas...a zresztą i tak będę czekał...na razie! – zostawił wiadomość i odłożył słuchawkę

***

Oboje jechali przez pustynię. Dzień był wyjątkowo gorący. Szybka jazda jeepa pomagała w przetrwaniu tego.
Chłodny, ale duszny wiatr rozwiewał jej długie brązowe włosy. Spoglądała na krajobraz, znowu tędy jechała i znowu czuła się tu tak inaczej. Co chwilę patrzyła również na Maxa, wyglądał na spokojnego, nawet bardzo. Ona w przeciwieństwie, bała się, powiedzieć mu swój mały sekrecik, może powinna trochę poczekać...nie, obiecała, że to zrobi więc dotrzyma obietnicy. I będzie wierzyć intuicji, nie będzie układać przemówień, powie i tle.
Obróciła się w jego stronę, złapała z rękę którą trzymał na kolanie i ścisnęła ją. Max popatrzył na nią i uśmiechnął się.

— Już dojeżdżamy – powiedział skręcając w głąb pustyni

— Cieszę się, że tu jestem, czuję się tu taka jakaś inna – dodała Liz

— Ja właśnie taż, i dlatego często tu jestem, aby pomyśleć, sam bez nikogo...

— A o czym tak myślałeś??...

— O wszystkim, o życiu na Ziemi, wspomnienia z Antaru, koszmary...- odpowiedział Max i zatrzymał samochód obok wielkiej skały – jesteśmy na miejscu

— Ładnie tu, a ta skała jest taka jakaś dziwna, jakby kopnięta góra – Liz zaśmiała się cicho

— Choć na górę...- wskazał Evans ciągnąc ją za rękę

— Nie tak szybko, zaraz się ześliznę....- żaliła się dziewczyna

— To tu, moje ulubione miejsce...- oboje siedli na rozgrzanym kamieniu i parli się o jedną ze skał
Chwilę siedzieli w milczeniu trzymając się za ręce i patrząc na siebie jak w obrazek. Po chwili Max odezwał się:

— Liz, wziąłem ze sobą Księgę Przeznaczenia, będziesz musiała mi cos wytłumaczyć

— Oki, a masz coś do picia?? – spytała

— Coś się tam znajdzie...- Max zszedł szybko na dół i zajrzał na tyły samochodu w poszukiwaniu napoju
Liz rozglądała się po krajobrazie, było tak pięknie, choć tak gorąco, a może jej jest gorąco z miłości. Sama nie wiedziała, nie wiedziała co myśleć, teraz liczył się tylko on i to co nosi pod sercem.
Oparła się o jedną z bardzo płaskich skał i złapała się za brzuch.

— Znowu mi życie będziesz uprzykrzać, ale i tak cię kocham, choćbyś nie wiem kim był...- powiedziała cicho, a dziecko jakby się uspokoiło

— Liz z kim ty rozmawiasz?? – spytał zaciekawiony Max, to była chwila w której musi mu powiedzieć...

— Max...muszę ci coś powiedzieć – stanęła na równe nogi i podchodziła powoli do niego – bo... pamiętasz tego dnia byliśmy razem...i coś poszło nie zgodnie z planem...- wydawało jej się, ze on jej nie słucha, bo cały czas patrzył w inną stronę z szeroko otwartymi oczami, ale ciągnęła dalej – no i...Max jestem w ciąży – ale on nie okazywał zainteresowania.
Odwróciła się w tamto miejsce, w które on się tak wpatruje. Ale gdy obróciła się też ją zatkało.
Na skale o którą ona się przed chwilą opierała widniały dwie, lśniące srebrny światłem odciski dłoni.

— Max, czy ty też to widzisz??

— No, wiesz co to jest....

— Nie mam pojęcia...

— Przecież ty wiesz wszystko...

— Widocznie nie... – złapali się za ręce i mimo woli zaczęli do tego podchodzić z wyciągniętymi rękoma. ( w tle Lifehouse "Everything")
Liz jako pierwsza dotknęła tego, zaraz potem Max. Poczuli lekki dreszcz, a potem oślepiło ich białe światło.

~*BŁYSK*~

"Na początku będą rozdzieleni, dla dobra królowej. Odnajdą się i powrócą do domu, aby zniszczyć Khivara na zawsze. Wyzwolą planetę razem, nie sami razem z wszystkimi i z pomocą granilithu".
"DNA ludzkie są przyszykowane, czas ich wysłać...."

~*BŁYSK*~


Poprzednia część Wersja do druku Następna część