gosiek

Inna Liz (26)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

***
Michael i Maria szli do pokoju, było już około 11 więc czas wstawać. Zobaczyli jak Kyle leży i chrapie pod nosem. Dziewczyna zaśmiała się cicho. Podreptała do lodówki zostawiając Guerina. Wyjęła z zamrażarki woreczek z lodem. Podeszła do kanapy, nachyliła się nad Valentim. Po chwili namysłu położyła woreczek lodu na bokserkach, dokładnie w miejscu "najważniejszym". Stanęła i czekała.
Michael podszedł do niej, aby sprawdzić, co takiego wymyśliła. Widząc siateczkę na genitaliach Kyla uśmiechnął się do niej. Czekali chwilę na reakcje. Nagle Valenty zaczął się strasznie wiercić i wygadywać coś:

— Nie, nie, nie obcinaj...aaaa...nie to boli...aaaa – i zerwał się ze snu łapiąc się odruchowo za swoje klejnoty

— Heh, zawsze się nabierasz – powiedziała Maria

— Ty, ty...kurwa, zabiję cię!!! – wykrzyknął Kyle zrywając się z łóżka i rzucając na dziewczynę

— Ej, stary nie tak szybko...- jednak Guerin złapał go w połowi drogi i zaczął dla zabawy przyduszać

— Rath,...Guerin,...Michael...!! Do cholery puść mnie!! – wrzeszczał Valenty

— Misiek uspokój się, sama też umiem o siebie zadbać – Maria poklepała swojego chłopaka po ramieniu

— Ej, co się tu dzieje??!!! – w wejściu pojawił się Nicholas, Tess, Max i Liz

— Nic, po prostu Ky znowu nabrał się na sztuczkę z lodem – De Luca uśmiechnęła się do przyjaciół.
Liz i Nicholas od razu zaśmiali się głośno. W między czasie Michael puścił też Kyla z uścisku, a ten zaczął się krztusić.
Wszyscy oprócz Valeniego i Tess byli już ubranie. Dziewczyna zaraz postanowiła to zrobić i poszła do łazienki. W tym czasie w kuchni panowała narada co robią dalej.
Po około 10 min kłótni zdecydują, że pojadą do Crashdawn coś jeść, bo nikomu nie chciało iść się do sklepu, ani robić śniadania.
Harding w tym czasie zdążyła się przygotować do wyjścia.
Wszyscy wsiedli do swoich samochodów i pojechali w stronę kawiarni.

Siedli jak zwykle przy tym samym stoliku i czekali, aż przyjdzie do nich Sara aby przyjąć zamówienie. Ku ich zdumieniu w ich stronę szła inna dziewczyna, której nie znali. Gdy podeszła do stolika powiedziała:

— Witam was, co podać?? – krótko obcięta brunetka uśmiechnęła się do nich

— A gdzie Sara?? – spytał Nicholas

— Ona jest w szkole, przecież jest rok szkolny – odpowiedziała za dziewczynę Tess

— Nie, jej mama jest w szpitalu – poprawiła brunetka, a cała paczka przyjaciół popatrzyła na nią ze zdziwieniem

— Jak to?? – spytała Liz

— Z tego co wiem rano bardzo źle się poczuł, potem zemdlała i pojechała do szpitala – opowiadała kelnerka

— Którego?? – spytała Maria

— Mamy jeden...- powiedział Michael

— Jedziemy – rozkazał Max. A wszyscy naraz pobiegli do samochodów i pojechali w stronę szpitala
Jechali mniej więcej 15 min. Nagle ich oczom ukazał się wysoki biały budynek. Na dość dużej tabliczce widniał napis " Roswell's Special Hospital". Wjechali na parking i szybkim krokiem szli do drzwi wejściowych.
W środku, tak jak w każdym szpitalu, pachniało chemią i takim specyficznym szpitalnym zapachem. Max był tu ostatnio gdy jego i Is rodzice mieli wypadek, więc nie zbyt przyjemnie wspominał to miejsce. Michael podszedł do okienka i spytał:

— Przepraszam, pani Jonson gdzie leży??

— A państwo to rodzina?? – spytała patrząc na grupę

— Tak, bliska

— Czwarte piętro, intensywna terapia, pokój 404 – powiedziała pielęgniarka

— Dziękuje bardzo – Guerin odszedł i podszedł do przyjaciół – na górę, 404 – przytaknęli i weszli do windy
Wjechali na czwarte piętro i rozglądali się w poszukiwaniu sali. Jako pierwszy znalazł je Nicholas, natychmiast poszedł w tamtą stronę i zapukał do drzwi. Nie słysząc odpowiedzi wszedł. Za nim szła cała reszta.
W środku było jedno łóżko. Na nim leżała jakaś kobieta, a obok dziewczyna, która słysząc otwierające się drzwi odwróciła się. Widząc chłopaka szybko wstała i podbiegła do niego tuląc się.
Nicholas poczuł jak drży, był pewien, że płacze. Przytulił ją jeszcze mocniej i pocałował w głowę.
Po chwili do pokoju wpadła szóstka jej przyjaciół. Byli przestraszeni, nie wiedzieli co tak naprawdę się stało. ( w tle TLC "Unpreety")

— Sara co się stało? – pytała Tess

— Moja, mama ... jest chora, nie wiem jeszcze na co, nie chcą mi powiedzieć – opowiadała płacząc dziewczyna

— Co tu się dzieje – spytał mężczyzna w białym fartuchu wchodzący do sali

— Przepraszam doktorze, to moi przyjaciele – powiedział dziewczyna ocierając łzy

— Wiesz dobrze, że nie może być tu tyle osób, pozwoliłem tylko na nie więcej niż dwie – ciągnął dalej mężczyzna

— Dobrze, porozmawiam z nimi na korytarzu – odparła Sara i wyszli, jedynie doktor został
Na korytarzu wszyscy siedli i czekali co powie ich przyjaciółka. Sara długo nie mogła wydusić z siebie słowa, ale w końcu zaczęła opowiadać wszystko od początku.

— ...Wstałam jak zwykle rano, aby pójść do szkoły, moja mama wyglądała tak dziwnie, jakaś blada. Poszła, aby zrobić mi herbaty, długo nie wracała więc poszła sprawdzić co się dzieje, a ona leżała na podłodze, nie ruszała się...- znowu zaczęła płakać i wtuliła się w ramiona Nicholasa

— Nie martw się wszystko będzie dobrze – pocieszał ją chłopak

— A jeżeli jej naprawdę coś jest, jeżeli ona... – głos jej się załamywał na samą myśl o tym co może się stać
Potem wszyscy siedzieli w milczeniu, nikt nie odważył się nawet głosu z siebie wydobyć. Niezręczną ciszę przerwał ten sam lekarz mówiąc:

— Panienko Saro, mamy wyniki – dziewczyna spojrzała na mężczyznę smutno – twoja matka ma raka

— Nie! – wykrzyknęła dziewczyna biegnąc w stronę pokoju w którym leżała jej matka.
Za nią pobiegł Nicholas.
Dziewczyna padła n kolana przed łóżkiem swojej matki, łapiąc ją za rękę i płacząc głośno. Czekała na jakikolwiek gest z jej strony, ale nic, nawet lekkiego poruszenia.
Nichlas kucnął obok łapiąc ją za ramię. Odwróciła się w jego stronę. On wstał i podał jej rękę. Ona ponownie go przytuliła, czuła się wtedy bezpiecznie. Po chwili zaczęła go walić po piersi i powtarzając:

— Dlaczego, akurat ona...ja mam tylko ją...!!

— Nie bój się, coś wymyślimy – popatrzył jej w zapłakane oczy – obiecuje – zbliżył swoją twarz do jej i pocałował


Poprzednia część Wersja do druku Następna część