_liz

Gwiazdki

Wersja do druku

Drobny, biały puch wirował lekko w powietrzu. Drogi były pokryte śniegiem, a na pobliskim lodowisku ślizgały się rozradowane i zakochane pary. Wysoki, niepozorny chłopak przemierzał smętnie ulice Roswell, nie mając bladego pojęcia gdzie idzie. Dłonie wcisnął głęboko w kieszenie, a głowę opuścił. Skręcił do parku. Miał zamiar jeszcze długo tak marznąć, ale nagle do jego uszu dobiegł czyjś dźwięczny śmiech. Chłopak szybko rozpoznał ten głos. Stanął w miejscu i oparł się o drzewo. Swój wzrok skierował w tamta stronę. Na lodzie bawiła się najpiękniejsza dziewczyna jaką kiedykolwiek widział. Od dawna mu się podobała, śnił o niej, marzył, ale nawet nie śmiał się do niej zbliżyć. Wolał podziwiać ją z daleka, gdzie nie był narażony na szyderstwa. Ciemne oczy uważnie zlustrowały postać nastolatki. Była olśniewająca. Wysoka, zgrabna, szczupła. Idealna twarz. Długie, jasne włosy, niesamowite oczy i ten uśmiech. Chłopak uśmiechnął się pod nosem i mruknął sam do siebie:

— Whitman weź się w garść. Ona nie jest dla ciebie.
Spojrzał jeszcze raz na lodowisko, ale jego królewny już tam nie było. Oderwał się od pnia drzewa i znów ruszył w swoją drogę. Dopóki nie usłyszał za sobą czyjegoś głosu. Wydawało mu się, ze śni, ale dla pewności obrócił się.

— Alex? – zabrzmiał melodyjnie głos
Chłopak wytrzeszczył oczy. To była ona. Jego wyśniona.

— Tak? – wyjąkał

— Jestem...

— Isabel Evans. Wiem. – wtrącił
Dziewczyna uśmiechnęła się i podeszła bliżej. Mrugnęła flirciarsko i zagadała:

— Wiesz, zastanawiałam się... Mój brat spotyka się z tą Parker.

— Z Liz. – sprostował Alex

— Tak z Liz. A słyszałam, że jesteś jej przyjacielem, więc...

— Więc?

— Chciałam cię bliżej poznać.
Alex tylko pokiwał głową. Nie wiedział co ma odpowiedzieć na coś takiego. Isabel Evans, najpiękniejsza dziewczyna w szkole, najpopularniejsza, najbardziej pożądana, właśnie z nim rozmawia. Z nim. Z nikim innym. Kosmyk złocistych włosów przysłonił lekko jej twarz. Alex nie panował nad swoimi ruchami. Wyciągnął spokojnie dłoń i złożył jej pasemko z powrotem za ucho. Isabel lekko się uśmiechnęła. Aby przerwać niezręczną cisze powiedziała:

— Robi się troszkę zimno...

— Spoko. Możesz iść do domu, nie musisz tu stać. – powiedział Alex z rezygnacją

— Yyy...Sądziłam, że pójdziemy razem napić się czegoś ciepłego.
Alex wyprostował się momentalnie. Czy Isabel Evans właśnie zaproponowała mu, że pójdą gdzieś razem?

— No jasne. – powiedział ochoczo – Może do Crashdown na czekoladę?

— Chętnie. – Isabel uśmiechnęła się i pokiwała głową
Ruszyli w stronę lokalu. Alex wciąż trzymał kurczowo dłonie w kieszeniach i gubił się we własnych myślach. Omal się nie przewrócił, kiedy poczuł jak Isabel bierze go pod ramię. Uśmiechnął się sam do siebie.
* * *
Alex nerwowo ustawiał wszystko na stole. Musiało być idealnie. Musiało. Nie mógł się dopuścić ani jednego błędu. Choinka stała majestatycznie na środku pokoju, ogień w kominku lekko drżał. Whitman jeszcze raz sprawdził czy wszystko jest na swoim miejscu. Po chwili usłyszał dzwonek do drzwi. Błyskawicznie otworzył. Na progu stała ona. Jak zawsze olśniewająca. Włosy lekko zakręcone, delikatny makijaż i cudowna sukienka okryta szykownym płaszczem. Alex pomógł jej zrzucić z siebie zimowe odzienie i zaprowadził ją do salonu. Isabel uśmiechnęła się radośnie.

— Ślicznie. – powiedziała cicho

— Pani pozwoli. – powiedział Alex prowadząc ją do stołu.
Issy usiadła na krzesełku i przebiegła wzrokiem po wspaniale zastawionym stole. Troszkę się denerwowała. Alex wyszedł na chwilę. Kiedy wrócił zasiedli do kolacji. Było prawie idealnie. Prawie, bo oboje się czymś strasznie denerwowali.
W końcu Alex zdobył się na odwagę i powiedział:

— Isabel mam do ciebie bardzo ważną sprawę.

— Właściwie ja do ciebie też. – przyznała się Isabel

— Ty pierwsza.

— Nie, ty pierwszy.

— Nie. Nalegam. Ty najpierw.

— To może oboje na raz? – zaproponowała Issy

— Zgoda.
Oboje nabrali głęboko powietrza i powiedzieli jednych tchem:

— Zostaniesz moją żoną? – Alex

— Chce być twoją żoną – Issy
Oboje jednocześnie zamarli w bezruchu. Po kilkuminutowej ciszy Issy lekko się uśmiechnęła, a Alex odetchnął z ulgą. Potem obojgu zrobiło się niezręcznie. Whitman wstał i podszedł do choinki. Sięgnął po jakiś niewielki pakuneczek i wrócił do Isabel. Klęknął przed nią i zapytał:

— Isabel Evans. Czy wyjdziesz za mnie?

— Tak. – Issy bez namysłu odpowiedziała
Pocałowali się.
* * *
Śnieg pokrył miękkim puchem całe miasto. Isabel i Alex spacerowali po parku, trzymając się za ręce. Rozmawiali spokojnie. Po chwili podbiegł do nich jakiś chłopczyk i rzucił się Alexowi na szyję. Isabel uśmiechnęła się i powiedziała:

— Maxwell, oszczędzaj zdrowie taty. – zaśmiała się lekko
W tym samym momencie oberwała po nodze śnieżką. Alex się zaśmiał i zawołał pogodnie w stronę dziewczynki, która rzucała śnieżkami:

— Elisabeth, zechciej łaskawie nie rzucać w mamę.

— Tak córeczko. – poparła Isabel – Rzucaj w tatusia.
Dziecku nie trzeba było dwa razy powtarzać. Alex błyskawicznie został zaatakowany przez małe śnieżne potworki, czyli dwójkę swoich dzieci, do których po chwili przyłączyła się rozradowana Isabel.
The End


Wersja do druku