_liz

Pokręcony los (3)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

Jakiś miesiąc później. Maria była już w Los Angeles i rzadko co dzwoniła nawet do Liz. Isabel planowała w stresie swój ślub, doprowadzając do szału cała rodzinę i wszystkich bliskich. Robyn została przyjęta do grona, oczywiście bez zbędnych informacji o kosmicznych sprawach. Kyle bardzo się zaangażował i może nawet coś poczuł do niej. Michael również dziwnie się do niej zbliżył, ale jakby się bał zrobić coś więcej. Co do Liz i Maxa, to nie trzeba wyjaśniać, ze wszystkim robiło się niedobrze od ich czułości.
Kyle i Robyn spacerowali wieczorem po parku. W Crashdown trwała impreza, która zorganizowała Liz dla Issy, żeby ją trochę odstresować. Kolorowe światła i muzyka na cały regulator. Oni w dwójkę mieli tam iść również, ale Robyn od kilku dni się źle czuła. Źle, a raczej dziwnie. Coś ją gnębiło i wszyscy to zauważyli. Ale ona unikała Maxa, Isabel i tym bardziej Michaela. Z Kylem tez nie chciała za bardzo przebywać, ale czuła, ze jemu może zaufać. Stali właśnie w opustoszałym parku, gdy Robyn cmoknęła Kyle w policzek i powiedziała:

— Kyle. Czuję, ze mogę ci zaufać. Jesteś niepoprawnym erotomanem, ale czuję się przy tobie wspaniale. I wiem, ze mogę ci coś wyjawić i poprosić o radę, a ty mi udzielisz idealnego rozwiązania.
Zaskoczony Valenti nie wiedział co powiedzieć. Wgapiał się tylko w dziewczynę i czekał, aż ta przemówi. I to nastąpiło. Powiedziała mu, a on o mało nie zemdlał. Po dłuższym jednak zastanowieniu powiedział:

— To ważne. Musisz im powiedzieć. Od tego zależy wasze życie...chyba...
Poszli do Crashdown. W środku trwała impreza. Na stoliku pod ścianą stało radio, z którego wydobywała się nieokiełznana muzyka. Kyle i Robyn weszli do środka i rozejrzeli się. Ich przyjaciele świetnie się bawili i nawet nie zauważyli, gdy tamta dwójka weszła. Robyn coś krzyknęła, ale nikt jej nie usłyszał. Krzyknęła drugi raz, również bez rezultatu. W końcu straciła cierpliwość. Kyle zobaczył jak dziewczyna unosi rękę. Po chwili dał się słyszeć głośny huk i trzask, a iskry wydobyły się z radia. Wszyscy stanęli jak wryci i spojrzeli na zrujnowany sprzęt. Zerknęli w stronę drzwi i zobaczyli Robyn z wyciągniętą dłonią. Zdeterminowana dziewczyna spojrzała na nich w gniewie.

— Więc przeczucie mnie nie myliło... – odezwała się Issy

— Nie. – powiedziała Robyn i podeszła w ich stronę, a oni się momentalnie odsunęli
Max wyciągnął przed siebie dłoń, w razie gdyby musiał użyć mocy. Ale Robyn jedynie oklapła na krzesło ze zmęczenia i powiedziała:

— Daj spokój Zan. Gdybym chciała was zabić, zrobiłabym to już bardzo dawno.

— Możliwe... – powiedział nie opuszczając dłoni
Isabel jako jedyna przysiadła się do Robyn i zerknęła na nią. Zapytała ze zmartwieniem:

— Coś się stało, prawda?

— Tak.

— Ale co? Coś nam grozi? Tobie coś grozi? – dopytywała się
Robyn pokiwała głową, a do jej oczu napłynęły łzy, nie pozwoliła im jednak się uwolnić i zaciskała powieki. Po chwili drżącym głosem powiedziała:

— On tu idzie. Jest coraz bliżej i lada dzień się zjawi.

— Kto? – zapytał Max

— Jak to kto? Twój największy wróg, przeciwnik i buntownik.

— Kivar. – powiedział Michael, nie spuszczając wzroku z dziewczyny

— Tak.

— Ale skąd wiesz? Widziałaś go?

— Nie musiałam. Łączy nas więź. Bardzo silna, na nieszczęście. I czuję, że się zbliża. Między wami tez jest więź, prawda? Kiedy z Isabel jest coś nie tak, to czujesz to Max. Lub kiedy Michaela cos trapi, to coś ci podświadomie mówi, ze ma kłopoty. Wszystkie rodziny na Antarze łączy taka więź. Mnie i mojego brata również.

— Brata? – wszyscy krzyknęli zaskoczeni

— Tak, brata. – westchnęła Robyn – Kivar jest moim bratem.

— Więc i ty... – zaczął Max

— Nie! Ja nigdy nie byłam przeciwko wam. Nasze rodziny znały się od dawna i w sumie to nawet spędziliśmy razem dzieciństwo. – powiedziała, a Max w tym czasie usiadł obok Issy – Dopiero potem, kiedy objąłeś tron, mojemu bratu zachciało się buntu. Ale nie przybył tu po to, żeby cię zabić, bo to mógłby zrobić bez zbędnego przemieszczania się do tej dziury.

— Więc po co przybył? – zapytała Isabel

— Ma do załatwienia dwie sprawy... Ciebie Vilandro i... mnie.
Zapanowała nieco niezręczna cisza. Przerwał ją Max, gdyż Isabel była zbyt zszokowana tym co powiedziała i jak ją nazwała Robyn.

— Ciebie?

— Tak. – powiedziała a łzy coraz bardziej odbijały się w jej oczach – Mój brat zawsze był łajdakiem i palantem. Zakochał się w Vilandrze i ja to popierałam. Broniłam go i jego uczuć, stawałam w obronie ich związku. On mógł pokochać kogoś z "obozu wroga", ale kiedy... kiedy ja się zakochałam to było już zupełnie coś innego. Pokochałam kogoś równie mocno co on Vilandrę, a mimo to nie pozwalał mi się z nim widywać.

— Z kim? – zapytali jednocześnie Liz i Kyle – Kim on był?

— To był... Rath. – zapadło milczenie – Czyli Michael.

— Posłuchałaś go? – w głosie Michaela tliło się niedowierzanie

— Nie. Oczywiście, że nie. Uciekałam i potajemnie się spotykałam z nim, z tobą Michael, mam na myśli z tobą w poprzednim życiu. Po jednej z nocy, którą razem spędziliśmy... zaszłam w ciążę. Ukryłam to przed Kivarem, bo wiedziałam, że wpadłby w furię. Ale on się dowiedział. – tu już nie wytrzymała i łzy powoli spłynęły po jej policzkach – Spałam spokojnie, gdy poczułam jakiś ból w brzuchu. Obudziłam się i zobaczyłam jego dłoń. On... on zabił je... zabił nasze dziecko...
Robyn osunęła się delikatnie, jakby mdlała. Michael zerwał się szybko i złapał ją. Przytulił mocno do siebie, choć sam nie wiedział dlaczego. Robyn nie odrywając się od niego, mówiła dalej, przez łzy:

— Uciekłam i przyszłam do ciebie. Powiedziałeś, ze wszystko będzie dobrze i już nie dasz mnie skrzywdzić. Ale gdy rano się obudziłam, on już tam był. Walczyliście... widziałam to i nie mogłam nic zrobić... Kivar... on cię zabił... Ja zdołałam uciec... Ale on teraz wróci i znów będzie chciał cię zabić...
Wszyscy w ciszy patrzyli na rozpłakaną Robyn, która z ufnością wtulała się w ciało Michaela. Isabel była zbyt wstrząśnięta tym co usłyszała, by cokolwiek powiedzieć. Ziemianie byli już totalnie zszokowani, że jest jeszcze jakaś kosmitka. Jedynie Max przemówił:

— Jak się tu znalazłaś? To znaczy na Ziemi.

— Was rodzice wysłali w kapsydach, ale usłyszałam rozmowę Kivara z Nasedo. Otóż usłyszałam o zdrajcy, czyli Tess. Pobiegłam o tym powiedzieć waszej matce, ale było za późno bo was już wysłała. Postanowiła zatem zesłać i mnie, żebym was ostrzegła. Tylko, że przy starcie dopadł nas Kivar i statek zboczył z kursu. Wylądowałam w Europie. Potem przyjechałam do Denver i teraz was znalazłam. Wreszcie... Całe moje życie tak się bałam, że nie zdążę...

— Nie zdążysz? – Kyle był nadal zszokowany i mało co rozumiał

— Tak. Nie zdążę was ostrzec. Przed Tess i przed samym Kivarem. Ja... czułam się odpowiedzialna za to co się stało... To wszystko moja wina, gdybym nie... gdybym się nie zakochała... gdybym poświęciła swoje życie, to nadal byście żyli tam i wszyscy byście byli szczęśliwi i... I nikt by was nie skrzywdził i nie chciał zabić... mogłam przecież...

— Nie. – powiedział Michael, który nadal ją ściskał – Nie. Gdybyś poświęciła swoje życie za nasze, to byśmy tam rzeczywiście zostali, ale bez ciebie to nie byłoby to samo. Wiesz, że nie potrafiłbym żyć z myślą, że przez mnie zginęłaś.

— Poza tym nie zostalibyśmy zesłani tutaj. – powiedział Max, wyciągając rękę w stronę Liz i przysuwając ją do siebie – Nigdy bym nie poznał Liz i nie pokochałbym jej. Taki miał być nasz los i nie zmieniłbym tego.
Liz uśmiechnęła się lekko, czując jak jej serce bije szybko. Z oczu popłynęły łzy. Liz wtuliła się w ciało Maxa. Jeszcze nigdy się tak nie czuła, wiedziała, że kocha ja i za nic w świecie jej nie zostawi. I, że ona jest jego prawdziwym przeznaczeniem. Max pocałował ją czule, dając tym samym jej do zrozumienia, że kocha ją ponad wszystko i będzie ją chronił. Isabel tępo wpatrywała się w Robyn. Intensywnie o czymś myślała, ale bała się o tym głośno powiedzieć. Kyle był zdruzgotany. Nie samą wiadomością o tym, że Robyn to kosmitka, ale wiadomością, że kocha Michaela i że była mu przeznaczona. Powiedział:

— Więc jesteś przeznaczona Michaelowi?
Robyn oderwała głowę od ramienia chłopaka i spojrzała w stroną Kyle. Czuła też, że Michael się w tym waha. Przełknęła łzy i powiedziała:

— Nie. Owszem byłam mu przeznaczona tam na Antarze. I kochałam go jak nikogo innego na świecie, a on wtedy kochał mnie. Ale to nie jest Antar. To tak jakby powiedzieć, że Tess jest przeznaczona Maxowi, a on związał swoje życie z Liz. Więc nie Kyle. Nie jestem mu przeznaczona...

— Jesteś. – zabrzmiał czyjś głos
Robyn i Kyle jednocześnie spojrzeli na Michaela, który wypowiedział te słowa. Sam był zszokowany tym co powiedział, bo przecież to on zawsze olewał te bzdury o przeznaczeniu itd. Robyn z niedowierzaniem spojrzała mu w oczy, jakby nie wierzyła w to co mówił. Michael pocałował ją i przytulił ponownie. Pozostali milczeli, wgapiając się w nich. W tym momencie odezwała się również Isabel.

— Czy to oznacza, że ja i... i Kivar też...

— Nie. – powiedziała Robyn stanowczo – to nie Antar, a ty nie jesteś Vilandrą, tylko jesteś Isabel. Owszem tkwi w tobie cząstka jej, ale możesz ją pokonać. Proszę cię Issy... nie daj mu wygrać i tym razem. On nie zasługuje na zwycięstwo, ani na ciebie.
Isabel lekko się uśmiechnęła, ale Robyn wiedziała, że jej to nie wystarcza, ze nadal ma wątpliwości. Na dworze zagrzmiało. Zbierało się na burzę, która na złość postanowiła rozpętać się akurat teraz. To jeszcze bardziej napięło atmosferę. Issy zapytała:

— Robyn... Czy on...czy on mnie naprawdę kochał? I czy ja...

— Powiem tak... Kochał cię od zawsze. Wszystko pięknie wam się układało, ale kiedy zrodziła się w nim żądza władzy, zmienił się. Myślę, że był zaślepiony i nawet zapomniał o tym uczuciu do ciebie. W dodatku wykorzystał cię. Wykorzystał twoją miłość, żeby pokonać twojego brata. Nie kochał cię potem naprawdę.
Isabel ze łzami w oczach spojrzała na dziewczynę. Wiedziała, ze mówi prawdę i była jej za to wdzięczna. Cieszyła się również z tego, że jej naprawdę nie kochał i ona ma powód by jego nie kochać, bo to dawało jej siłę i przekonanie, ze będzie w stanie mu się oprzeć. Z drugiej strony jednak sama Robyn powiedziała, ze nadal cząstka Vilandry w niej tkwi, więc być może ponownie zdradzi... Nagle niebo rozświetlił piorun i w tym samym momencie Isabel i Robyn krzyknęły, jakby ktoś je przebił czymś ostrym. Wszyscy na nie spojrzeli z przerażeniem, nie wiedząc co się dzieje.

— Co się stało? – zapytał Michael trzymając Robyn mocno w swych ramionach

— On już tu jest... – powiedziały jednocześnie
c.d.n.



Poprzednia część Wersja do druku Następna część