_liz

Wspomnienia (5)

Poprzednia część Wersja do druku

* * *

— Ktoś się zbliża. – Max zawołał – Michael, chodź.
Michael zerwał się z miejsca i szybko podbiegł do Maxa.

— Są dość daleko.

— Tak. Zostawię z nimi Gideona. Rozdzielimy się. – Max szepnął i zerknął na Michaela, który wpatrywał się w śpiąca Liz – Sugeruję, żebyś jej powiedział, zanim będzie za późno.

— Co? – Michael nic nie rozumiał

— Tęskniłeś ponad rok. Ona była jedynym tematem naszych rozmów. – Max położył dłoń na ramieniu przyjaciela – Mógłbym ci powiedzieć, że przebaczyłem ci dawno temu, ale ty nic mi nie zrobiłeś. I nie winię Liz po tym co jej zrobiłem. Idź. Powiedz jej.

— Hej. Co się dzieje? – Kyle przeszkodził im

— Spadamy stąd. Ktoś idzie. Wy w piątkę uciekniecie samochodem, ja z Maxem będziemy tutaj.

— W piątkę? – Liz zamrugała i zerknęła na Maxa – Zabieramy twojego syna?

— Nie chcę, żeby coś mu się stało.... Lepiej już idźcie.
Wszyscy szybko się rozeszli i błyskawicznie znaleźli się przy samochodzie.
Michael pocałował synka w czoło i delikatnie przekazał go w ramiona matki.

— Liz... – dotknął dłonią jej policzka
Nie potrafił sklecić zdania, a jego myśli były zbyt chaotyczne, aby mógł cokolwiek wymyślić, więc nic nie mówił. Pocałował ją, wypełniając umysły ich obojga podobnymi, tak bliskimi wspomnieniami i uczuciami.

— Michael. – Liz jęknęła
Łzy spływały po jej policzkach, kiedy spoglądała na niego.

— Lepiej, żebyś do mnie wrócił. Nie będę sama wychowywać syna. On musi cię znać.

— Pozna. Obiecuję. – Michael pomógł Liz wsiąść do samochodu
Cofnął się i razem z Maxem patrzyli jak odjeżdżają. Oni dwaj musieli stawić czoła wrogom.
* * *
Michael stał obok swego króla, swego przyjaciela. Samochód zatrzymał się łagodnie i po chwili wysiadł z niego czternastoletni chłopak a za nim młody mężczyzna.

— Nie potraficie się nauczyć? – mruknął Nicholas

— Wy tez nie. Ile razy się będziemy spotykać?

— Zamknijcie się. – Kivar przerwał – Zan, gdzie ukryłeś syna?

— Jakiego syna? – Max zapytał

— Nie kłam. Był układ... a może nie wiedziałeś? – Kivar powoli podchodził w ich stronę – Avataria miała zajść z tobą w ciąże i tyle. Ale idiotka pewnie się w tobie zakochała. Cóż, sam sobie poradzę.
Michael miał przed oczami wizję Liz i swojego synka. A potem śmierć Klariki. Kivar ją zabił. Energia zaczęła w nim buzować.

— To już nie ważne. Ona nie żyje. – Max powiedział spokojnie – Przybywając tu, podpisałeś na siebie wyrok śmierci. Każda twoja sekunda tutaj daje minutę przewagi mojej siostrze na Antarze.

— Doprawdy? – Kivar zakpił – Więc kto to jest?
Max powstrzymał się od obrócenia głowy. To była najstarsza sztuczka świata, ale jednak usłyszał za sobą kroki.

— Co do diabła? – Kivar zamrugał gwałtownie – Nicko. Nie żyjesz. Dlaczego jest ich dwóch?

— Zaczęliście imprezę bez nas? – głos Loonie zaskoczył zarówno Maxa jak i Michaela – Zabawne. Z tego co pamiętam byłeś przystojny. Ale byłam wtedy młodziutka. Teraz nie masz nic Kivar, maleńki.

— Zdradziłaś nas dla tego? – Rath zachichotał

— Nie jesteśmy tu by bawić się w gierki. – Ava stanęła tuż obok Maxa – Jesteśmy tu by odzyskać tron.
Połączyła swoją moc z Maxem i zapytała przelotnie:

— Jak Klarika?

— Jest bezpieczna. – Max szepnął

— Klarika? – Kivar zapytał nagle.
Michael zmierzył go wzrokiem. Wzmianka o Klarice lekko go rozstroiła.

— Co ona ma z tym wspólnego? Moja siostra zmarła, mając 12 lat.

— Siostra? – Michaela trafiło
Rath przełamał niezręczną cisze.

— Stary nie wiem czegoś się naćpał, ale... Klarika była członkiem Królewskiego Domu. Zginęła dopiero kiedy twoje wojska zaatakowały obóz. Miała 19 lat i była w ciąży, popaprańcu.

— Nigdy mi nie mówiłeś o tej niani, skarbeńku. – Loonie syknęła – a ja myślałam, ze kochasz mnie.

— Wszystko jedno co... ona tu jest, Kivar. Jest człowiekiem – Ava wyskoczyła wciąż zwiększając swą energię – I ma ślicznego synka. Jest Antarianinem.

— Kłamstwa! – Kivar wrzasnął
Ostra wiązka mocy wystrzeliła w ich stronę, ale Max błyskawicznie włączył pole ochronne i wiązka rozpłynęła się.

— Moja siostra nigdy nie związałaby się z Antariańskim śmieciem.
Przez dłuższa chwilkę trwała cisza. W końcu Rath się odezwał do Michaela, ignorując zrzędzenia Nicholasa na temat upału.

— Yo, masz Klarikę czy ci ją zwinął sprzed nosa?

— Ja... ona jest ze mną. – Michael odpowiedział spokojnie

— To dobrze. Ja i tak tylko bym ja pieprzył. – Rath mruknął – Mamy do wyrównania rachunki z Nicholasem za to, ze ją zabił. Kivar to problem Maxa, Ava mu pomoże. Loonie nie może się zdecydować po czyjej stanąć stronie. Ja się zajmę tym małym skubańcem... Ty stań przy Maxie.
Michael zwrócił się do Maxa:

— Rath zajmie się Nicholasem. Kivar to nasza sprawa.

— Co? – Max nie rozumiał

— Musimy go rozkojarzyć, a wtedy nam się uda. Powiedz coś. – syknął Michael – Tylko nie licz na Loonie.

— Kivar, chyba nie chcesz umrzeć?

— Daj spokój. – Kivar zaśmiał się – Daj mi dziecko i rób sobie co chcesz. I tyle. Nie masz ze mną szans.
Max zignorował to i z dziwnym uśmieszkiem zadał głośno pytanie:

— Michael, jaka była Klarika kiedy ja ostatnio widziałeś?

— Piękna. – odpowiedział, nie bardzo wiedząc o co chodzi Maxowi

— Wiesz byłem wcześniej z Klariką. Jest całkiem... milutka. Ładna buzia, uśmiech, idealne usta. Nigdy nie miałem tak świetnej posady. – Max zerknął na Michaela, który już zrozumiał. Spojrzał na Kivara, któremu aż szczęka ze złości opadła – Jaka była kiedy z nią spałeś?

— Ma najwspanialsze i najbardziej gibkie ciało, jakie kiedykolwiek trzymałem w rękach. Piękne piersi, zręczne dłonie i masz rację... wie co robić z ustami.

— Augh! – Kivar nie wytrzymał
Zaczęła się walka. Błyski rozprzestrzeniały się dokoła. Max, Michael, Ava i Rath walczyli zacięcie.
* * * * *
Liz zerwała się na równe nogi.

— Wracają.

— Co? – Maria spojrzała na nią z niezrozumieniem

— Przynajmniej max wraca, spójrzcie jaki Gideon jest spokojny.
Pięć minut później usłyszeli jak samochód zatrzymuje się pod ich domem. Max wszedł pierwszy i od razu skierował się w stronę syna. Zaraz za nim wszedł Michael a wraz z nim Ava, która pomagała iść płaczącej Loonie.
Liz z dzieckiem na rękach wstała i spojrzała na Michaela. Był brudny, przepocony i wycieńczony. Kiedy tylko usadził klona Isabel na kanapie, podszedł szybko do Liz. Przytulił ja mocno, jakby nie chcąc już wypuścić. Lekko ją odsunął i spojrzał jej w zapłakane oczy:

— Hej, przecież mówiłem, ze wrócę.

— Wiem, po prostu tak się martwiłam, ze coś się stanie. – szepnęła, znów tuląc się do niego – Już koniec?

— Tak, już po wszystkim.
Liz delikatnie opatrywała paskudną ranę na ramieniu Michaela.

— Więc Michael... Co się tam stało?

— Kivar i Nicholas. Zabiliśmy ich. Ale Rath też zginął. Jeśli chodzi o Loonie, to miała poważny dylemat. Nie wiedziała po czyjej stronie stanąć. Kiedy w końcu zdecydowała się i stanęła po naszej stronie, Kivar się załamał. Trafiliśmy go. Ale kiedy leżał na ziemi i umierał Loonie się przestraszyła. Do momentu kiedy umarł siedziała przy nim i płakała. Kochała go prawdziwie.

— Naprawdę? – Liz szepnęła

— Liz. To były czasy przeszłe. Kochałem tak mocno Klarikę, że byłem gotowy sprzeciwić się całemu światu dla niej. Kivar i Vilandra mieli taką samą miłość. Ona dla niego zdradziła swoją rodzinę.
Bez słowa Liz położyła się z synkiem na łóżku, spoglądając jak mały śpi. Michael położył się obok niej i szepnął:

— Tęskniłem za Ziemią.

— Ziemia za tobą też tęskniła. – Liz się uśmiechnęła
Po chwili spoważniała. Opuściła nieco głowę i ledwo wymamrotała:

— Czy wy...wy... wracacie tam?

— Ja nie. – Michael pochylił się nad nią i pocałował ją – Ja zostaję. – kolejny całus – Tutaj z tobą i Alexem. – całus – Znajdę pracę i będziemy mieli własne mieszkanie. – całus -I...

— Tata. – cichutki, cieniutki głosik zabrzmiał

— Hej. -Michael uśmiechnął się, spoglądając na synka – Tym właśnie jestem?

— Tata. – Alex powtórzył gaworząc
Liz uśmiechnęła się i połaskotała chłopczyka po brzuszku. Michael oderwał wzrok od synka. Przyjrzał się Liz.

— Twój ojciec mnie chyba nie zabije, jak się dowie, co?

— Nie damy mu cię zabić. – powiedziała Liz, wstając i kładąc synka do łóżeczka – Poza tym Alex już cię pokochał – wróciła do łóżka i ułożyła się na pościeli – I ja też. – szepnęła jakby tylko do siebie

— Tez cię kocham. – powiedział głośno Michael
Przysunął się bliżej niej i objął ja ramieniem. Sen szybko przyszedł.
The End



Poprzednia część Wersja do druku