tigi

Razem jesteśmy silni (1)

Wersja do druku Następna część

Droga wiodła przez pustynie w kierunku małego miasteczka Roswell. Widok z okien samochodu był przepiękny – zachód słońca na tle skał.

— Jakież to piękne – zachwyciła się drobna blondynka. Jej niebieskie oczy spoglądały to na zachód słońca, to na swojego towarzysza, wysokiego bruneta o pięknych piwnych oczach.

— Tess, Max dojeżdżamy. – odezwał się z przodu Nasado. – Jutro jeszcze nie pójdziecie do szkoły, ale pojutrze już tak. Jutro postaram się znaleźć Raya i poprosić go o oddanie nam kryształów.

— Jak go poznasz? – zaciekawił się Max.

— Zobaczymy. Widziałem go 10lat temu, wtedy się dowiedziałem o jego opiece nad księżniczką i księciem.

— To takie podniecające, wiedzieć że tam mieszka dwoje ludzi podobnych do nas. – odezwała się Tess, i zaraz pogrążyła się w marzeniach. Chociaż z Maxem byli parą, zachowywali się jak przyjaciele, których łączy wspólna tajemnica. Wiedzieli że są sobie przeznaczeni, jako król i królowa i musieli się z tym pogodzić, bo inaczej mogą doprowadzić do zagłady świata. Nie znaczy to, że Tess nie chciałaby mieć Maxa za chłopaka, ale obecnie potrzebowała zmiany. Max odkąd dowiedział się o przeprowadzce do Roswell zmienił się: zamknął się w sobie, spoważniał, rzadko uśmiech pojawiał się na jego twarzy. Tess zastanawiała się czy ma to związek z ich wspólnymi rozmowami za zamkniętymi przed nią drzwiami. Domyślała się , że Nasado więcej powiedział jemu niż jej o Rayu i jego podopiecznych.
Spojrzała na chłopaka. Tak jak ona spoglądał przez okna pędzącego samochodu, ale jego oczy nie wyrażały zachwytu ani podniecenia jak jej, tylko miały wrażenie zamyślonych.

W Roswell była tylko jedna kawiarnia – Crashdown, prowadzona przez państwo Parker. W tej kawiarni codziennie wieczorem, nawet po zamknięciu, siedziała sześcioosobowa grupka przyjaciół. Czasami dołączał do nich mężczyzna. Tak właśnie było dzisiaj.

— Zebraliście liście na jutrzejszą lekcję biologii ? – zapytał Alex.

— Tobie tylko jedno w głowie – liście! Mówisz o tym już od tygodnia! – odezwał się Michael. Przytulał drobną blondynkę o krótkich włosach – Marię.

— Zostawcie szkołę. Mamy poważniejsze rzeczy do omówienia – przerwał im Ray.

— O co chodzi? – zaniepokoiła się Isabel. Nigdy nie lubiła takich przemówień Raya, przeważnie symbolizowały coś złego, kosmicznego, jak na przykład poznanie prawdy na temat Antaru, skórowie. Spojrzała wyczekująco na opiekuna.

— Nie wiem od czego zacząć. Pamiętacie jak mówiłem wam, że oprócz Michaela i Isabel jest jeszcze dwójka obcych i ich opiekun. Otóż dzisiaj wychodząc tu do was zastałem pod drzwiami liścik, zaadresowany do mnie, tylko z tym wyjątkiem, że pisało na nim Neat, a to moje antarskie imię.

— Co chcesz przez to powiedzieć? Że przybyli do miasta "Oni"? – zapytał zaskoczony Michael. Pragnął poznać takich jak on ludzi, ale nie był jeszcze gotowy, i nie chciał tak z zaskoczenia, a co jeśli oni będą wrogami?

— Pisało, że tylko Nasedo jest w Roswell. Ale nie wiem czy można temu wierzyć. Najgorsze że chcę kryształów. Jutro mam się z nim spotkać.

— Tych kryształów?! – wykrzyknął Kyle. – Przecież one nam są potrzebne do uzdrawiania. A on ma tego króla co podobno może uzdrawiać.

— Dlatego zamierzam pójść jutro z Michaelem na spotkanie. Do tego czasu rozglądajcie się za nowymi twarzami.

— Ale teraz w mieście zaczyna się festyn. Jest dużo turystów. – odezwała się Liz. – Wiem coś o tym do w kawiarni od dwóch dni jest tłoczno. – wraz z przyjaciółka Marią obsługiwała klientów. Jej ojciec był kierownikiem.

— Nie będą zainteresowani festynem. Tak mi się zdaje – Ray popatrzył uważnie po wszystkich twarzach. Tak jak on obawiali się Naseda i jego podopiecznych, nie widział czego się po nich spodziewać. Ostatnie spotkanie z Nasedo nie przebiegało w miłej atmosferze. Prosił wtedy, aby zostawił rodzeństwo razem, Zana i Vilandrę, a razem z nimi i Avę. Pamiętał dokładnie ten dzień:
" Na ulicy padał deszcz, ale nie przeszkadzał on dwóm mężczyznom stojącym na chodniku.

— Zostańcie w trójkę w Roswell. Niech chłopak wychowuje się razem z siostrą, a ty i ja zaopiekujemy się Rathem i Avą.

— Jestem opiekunem pary królewskiej i nie zostawię ich pod twoją opieką. Nie będę wspominał kto doprowadził do katastrofy naszego statku! – krzyknął mężczyzna w kapturze na głowie.

— Kiedy z nimi wrócisz?

— Jak nadejdzie czas. Być może nigdy. Nie jesteście nam potrzebni."
Rayemu zrobiło się smutno na sercu. Przez ten krótki czas odkąd dzieciaki wyszyły z inkubatorów, a odjazdem Nasedo, bardzo polubił przyszłego następcę tronu. Żałował że nie powstrzymał wtedy Naseda. Teraz bał się, że źle wpłynął jego kolega na młode umysły tej dwójki.

— Michael czas iść do domu! – oderwał się z zadumy. – Isabel, twoja matka dzwoniła do mnie byś szybko wróciła do domu. Pożegnajcie się i idziemy.

— Rozpakujcie! Się jutro mam ważne spotkanie, po nim się okaże czy zostaniemy tu na dłużej.- rzekł Nasedo.

— Pójść jutro z Tobą? – zapytał Max.

— Nie, poradzę sobie. – odpowiedział Nasedo. Była to akurat rzecz o którą teraz się nie martwił. Nasedo w tej trójce z łatwością dowodził, ale bał się kiedy Max wreszcie coś mu rozkaże, jego zadaniem jest go chronić i słuchać, ale jak do tej pory Max tylko prosił.

— Dobra. Pójdę do swego pokoju.
Max położył się na łóżku. Nigdy nie był w Roswell, ale mimo to te wszystkie uliczki, kawiarnia Crashdown były mu znane. Pamiętał je jakby przez mgłę, ale Nasedo mówi że nigdy nie był w Roswell. Czuł dziwną aurę panującą w tym miasteczku, coś nieziemskiego, czyżby to pochodziło od Raya i innych? Czyżby tu mógł odnaleźć kogoś, kogo mu tak bardzo brakowało? Na pewno nie Raya i tych dwóch obcych, co wg. Nasedo byli zdrajcami i mogą w każdej chwili nasłać na nich agentów FBI, by ich pojmali. To oni rozbili statek w 1947 czy raczej ich przywódca, który nie mógłby znieść tego, że on Max jest królem.
Właśnie jestem królem. Powinienem pójść na to spotkanie z Rayem. – myślał Max.
Nad ranem zbudził się z postanowieniem, że będzie śledzić Nasedo.

— Idziecie dzisiaj obejrzeć szkołę. Jest festiwal, więc mogą przyjść wszyscy, nawet spoza szkoły. – powiedział nad śniadaniem Nasedo.

— O której idziesz na spotkanie? – zapytał Max.

— Na 12. Ale, Max , rozmawialiśmy już o tym. – spojrzał uważnie na chłopaka.

— Jasne. Zależy mi na powodzeniu tej akcji.

Liz razem z Isabel szła szkolnym korytarzem.

— Tyle obcych twarzy. Aż strach pomyśleć że wśród nich jest Nasedo. – Isabel przyglądała się wszystkim mijanym ludziom.

— Jak myślisz, jest sam w Roswell?

— Wczoraj jak wyszliśmy rozmawiałam z Rayem. Tylko ja mogę się tego dowiedzieć.

— Jak? – zapytała Liz.
Isabel rozejrzała się dookoła i weszła z Liz do pierwszej klasy. Zamknęła uważnie drzwi, następnie powiedziała Liz całą rozmowę.
" – Isabel, jako bliźniacza siostra króla możesz poczuć moc płynącą od niego.

— Naprawdę! A nie mogę go rozpoznać. Jeśli jest moim bratem bliźniakiem to może wyglądać podobnie do mnie. Musimy szukać blondynów.

— Nie koniecznie. Przecież macie ludzkie DNA, i każde pochodzi od innego człowieka. Pamiętam go jako bruneta. Ale nie masz go szukać po wyglądzie. Jak będziesz miała kiedyś wolną chwilkę, skoncentruj się na wyczuciu jego mocy. Dobrze?

— Dobrze. On jest naszym wrogiem czy przyjacielem? – zapytała Isabel. Nie znała brata, czy raczej nie pamiętała, ale nie chciałaby z nim walczyć. A po Rayu widać że się boi co wyniknie z tej sytuacji.

— Isabel, twój brat przybywał przez ostatnich 12 lat pod opieką Nasedo. Nie wiem co on mu naopowiadał o nas, nigdy nie lubiliśmy się nawzajem. Pamiętam Zana jako miłego chłopca i gdyby on rządził w tamtym trio byłby spokojny, ale tak nie jest. Nasedo na pewno nie powiedział mu całej prawdy, jak może wykorzystywać swoją moc oraz to że jest królem.

— Czyli co mamy robić jak poznamy mego brata?

— Musimy zyskać jego przyjaźń i zaufanie, ale nie może wiedzieć kim jesteście.

— A on nie ma możliwość rozpoznać nas? Tak jak ja przez wyczucie?

— Nie wiem. Liczę na twoją moc wchodzenia do snów. On tego nie umie. A ty możesz wejść w umysł nawet na jawie.

— Dobrze rozumiem wszystko."
Liz spojrzała na Isabel.

— Masz zamiar dzisiaj już spróbować go odszukać?

— Być może. Ale chodź już, obiecałyśmy Marii, że wpadniemy do niej przed występem.
Wychodząc Isabel wpadła na wysokiego bruneta.

— Przepraszam – wyjąknęła.

— Nic się nie stało. Tylko na drugi raz nie wychodź tak gwałtownie z sali.- odpowiedział miłym głosem.

— Nigdy cię nie widziałam. Przyjechałeś tu na festiwal? – zapytała Liz. Spojrzała w jego oczy. Były takie niesamowite. Czuła że musi poznać go, czuła w nim pokrewną duszę.

— Tak. Ma imię mam Max. – spojrzał na brunetkę.

— Jestem Liz, a to Isabel. Musimy już iść. Na razie.
Dziewczyny szybko ruszyły w swoją stronę. Po paru krokach obróciły się do tyłu. Max stał i wpatrywał się w Liz.

Liz z Isabel weszły do klasy, która służyła teraz jako garderoba dla Marii.

— Nareszcie jesteście. Za 5 minut mam występ, a wy gdzieś chodzicie.

— Denerwujesz się?

— I to jak! Co się stanie jak zapomnę tekst, mikrofon nie będzie działał ?

— Maria! Nie panikuj ! Mogę Ci obiecać że nic złego się nie stanie – rzekła Isabel.
Do klasy weszła dyrektorka szkoły.

— Maria, już czas byś wyszła na scenę.

— Daj czadu!

— Bądźcie blisko sceny.

Liz stała pod sceną i słuchała jak Maria śpiewa znane przeboje. Nagle dojrzała w oddali Maxa. Śledziła go gdy podszedł do niskiej blondynki o kręconych włosach. Czy to jego dziewczyna, zastanawiała się Liz. Nie pocałował jej na przywitanie. Widać było że pilnie wymieniają jakieś uwagi. Ciekawe kim jest ta dziewczyna dla niego.
Z rozmyślań wyrwała ją Isabel.

— Liz klaszcz! O kim tak myślałaś?! – zapytała głośno Isabel, by Liz mogła ją dosłyszeć wśród tych radosnych okrzyków.

— Zastanawiam się kim jest ta blondynka koło Maxa?

— Zainteresował cię.

— Sądzę że nie tylko mnie. Widzę jak na niego patrzysz.
Isabel przestała się uśmiechać. Gdy na niego wpadła, przeszedł po niej dreszcz. Poczuła jego uczucia: bezradności, strachu, tęsknoty. Zastanowiły ją. Od czasu rozmowy z Rayem czuła to samo. Strach przed Nasedo, co może zrobić im, jak wykorzysta jej brata przeciwko nim. Tęskniła równocześnie do nie znanego brata, do jej bliźniaczej duszy. Bezradność, że nie może nic zrobić by przyśpieszyć obrót sprawy. A co stało się jeśli on poczuł tez jej uczucia? Przecież to nie jest normalne. Właśnie, myślała Is, to nie jest typowo ludzkie. Może to on? Ale nie, nie mogę wyczuć mocy, zatem chyba to nie on. Szkoda.

— Isabel?

— Przepraszam Liz. Muszę poszukać Michaela.
Liz obserwowała jak jej przyjaciółka znika wśród tłumu.

— Max! Zgłupiałeś!? Przecież zabronił Ci iść.

— Jestem królem. Tak czy nie? Dlaczego tylko on ma decydować o naszej przyszłości. Powinniśmy być przy rozmowie.

— Max, on może przybierać różne ciała. Nie ukaże się pod prawdziwym.

— Nas też mógłby przemienić.

— Max, zda nam relację. Ufam mu. – Tess spojrzała na chłopaka. Nie mogła pojąć co dzieje się w duszy Maxa.

— Dobra. Idę po picie.
Ja mu nie ufam. On coś kombinuje. Po co mu te kryształy? Czemu ich nie zabrał ze sobą jak uciekaliśmy? I te wieczorne rozmowy przed wyjazdem, że nie mogę nikomu ufać, to tak jakby wszyscy tu byli agentami FBI albo skórami, że im zależy na pozyskaniu mnie bo jestem królem. Czemu nie możemy się złączyć? Co z tego że są odpowiedzialni za katastrofę, wyszliśmy cało i to powinno się liczyć.

Nasedo wyjął zdjęcie z portfela, przedstawiające człowieka z Orleanu. Obejrzał uważnie twarz i się zmienił. W nowym ciele wyszedł z mieszkania i podążył do kawiarni Crashdown na spotkanie z Rayem.
W kawiarni klientów obsługiwał Jim, który w tej chwili siedział na zapleczu. Przy stoliku przy oknie siedział Ray z Michaelem. Nasedo wszedł do środka, rozejrzał się i widząc tylko jeden stolik zajęty podążył w jego kierunku.

— Nie postarzałeś za dużo Ray! – powiedziawszy to usiadł.

— A ty jak zwykle przybrałeś czyjąś twarz! – odwdzięczył się Ray.

— Nie przyszedłem tu sobie porozmawiać. Masz przy sobie kamienie? Kim jest ten chłopak? – spojrzał uważnie na Michaela. Chłopak kogoś mu przypominał, widział już gdzieś te brunatne włosy i brązowe oczy. Tylko gdzie?

— Ty, jako opiekun królewskiej dwójki, nie potrafisz rozpoznać księcia? – zadrwił Ray.

— To jest Rath? – spojrzał jeszcze raz na Michaela – wyrosłeś. Jak ostatni raz cię widziałem to byłeś dzieckiem.

— A jak tam Zan? – zapytał Ray.

— Nie przyszliśmy tu o nim mówić. – szybko zmienił Nasedo temat. Nie mogę się zdradzić, że on tu jest ze mną. Ray na pewno, wtedy będzie chciał go omamić, by przeszedł na ich stronę i nas zdradził. – Potrzebuję kamieni?

— Można wiedzieć po co? Zawsze tu były i pozostaną. Nie trzeba był o wyjeżdżać.

— I zostać ze zdrajcami?! Tylko za pomocą kamieni możemy się skontaktować z Antarem.

— Czy ty wiesz co chcesz zrobić? Myślałem że są ci potrzebne ze względu na uzdrawiającą moc. Czy ty wiesz kto tu może przylecieć? Kogoś możesz ściągnąć? Czemu chcesz zaryzykować?

— Nie zdradzę moich planów, ani Tobie, ani królowi. – Nasedo rozejrzał się.

— Chcesz go zdradzić. Tylko czemu? Nie daje sobą kierować, tak jakbyś tego chciał? – Ray zaczął się martwić ta rozmową. Czuł że to nie uzdrawiająca moc kamieni przyciągnęła wreszcie Nasedo do Roswell. Nigdy nie można było zaufać Nasedo, szkoda tylko że król tego nie wie. Czemu pozwoliłem zabrać go Nasedo? Jak zdobyć zaufanie Zana i go ostrzec? Żal zrobiło mu się tej dwójki młodych ludzi, pozostawionych tylko sobie, przebywających z tym zdrajcom.

— Zan mi ufa i niczego nie podejrzewa.

— Jak mu wytłumaczyłeś przyjazd po kamienie?

— Powiedziałem tylko że skontaktuje się z matką. To wystarczyło. A to nie jest kłamstwo.

Max wszedł do pustego mieszkania, w którym w tej chwili mieszkali. Były tylko trzy pokoje. Jeden zajmowała Tess, drugi Max, a trzeci był pokojem Nasedo oraz również salonem i kuchnią. Wyposażenie mieszkania stanowiły tylko trzy łóżka, jeden stolik z trzema krzesłami oraz jedna szafa. Własne rzeczy oprócz ubrań trzymali w torbach. Nasedo uznał, że nie warto w tej chwili kupować żadnych mebli czy sprzętów póki nie będzie wiadomo na jak długo zostają.
Max rozejrzał się po pokoju. Nie zobaczył płaszcza opiekuna a tym bardziej jego samego.
Czyżby już poszedł na spotkanie, pomyślał. Zaczął przeszukiwać wszystkie jego rzeczy leżące na stole, papiery z myślą że znajdzie jakąś informacje gdzie jest spotkanie i o której.
Specjalnie przegapiłem zabawę na podwórku szkoły, by pójść na to spotkanie. Będę musiał wieczorem zajrzeć do Crashdown i popatrzeć na tę brunetkę oraz jej przyjaciółkę. Wyczuwam wokół nich tajemnicę. Żyją w ciągłym stresie.
Chłopak postanowił już teraz zajrzeć do kawiarni. Miał nadzieję że spotka tam Nasedo.

Dzwoneczki zawieszone przy drzwiach kawiarni zadzwoniły. Nasedo obejrzał się do tyłu, by zobaczyć kto wszedł. Co on tutaj robi o tej porze? Oby mnie nie rozpoznał, musze go chronić przed Rayem, który jest skłonny mnie zdradzić przed nim. Jak mam teraz kierować rozmową, by Max niczego nie słyszał a tym bardziej domyślił.

Max podszedł do lady i zamówił colę. Rozejrzał się. Był tylko jeden zajęty stolik.

— Czemu tu jest tak pusto? – zapytał Jima.

— Wszyscy są na festiwalu w szkole.
Coś kazało mu myśleć że mężczyzną odwróconym do niego jest Nasedo. Usiadł przy stoliku, naprzeciw zajmowanego przez rozmawiających mężczyzn, ale tak aby widzieć twarz Nasedo.

Ray zauważył zmianę na twarzy swojego byłego kolegi. Zastanawiał się co mogło to spowodować, wejście tego chłopaka czy to że się zdradził przed nim.

— Kiedy mu powiesz, – tu przyciszył głos – że moc kamieni jest większa i że możesz sprowadzić wrogów króla, którzy jedynego czego chcą to zabicia go.

— Zmieńmy temat, na ten bardziej interesujący – Nasedo spojrzał szybko w stronę Maxa. Bał się że wtrąci się do rozmowy lub co gorsze usłyszał ostatnią wypowiedź Raya choć mówił ja ściszonym głosem.

— Kamienie zostają z nami. Nie posłużą tobie do zdrady króla. – Ray razem z Michaelem powstał.




Wersja do druku Następna część