presea

Zakazane wspomnienia (1)

Wersja do druku Następna część

Akcja tego fanfiku dzieje się pomiędzy urodzinami Isabel, a oficjalną wiadomością o śmierci Whitaker. Na kilka dni przed wizytą u Liz Maxa z przyszłości.
***
Nicholas podszedł bliżej.

—I co nam powiesz Ril? Jak tam dobiegające końca życie głupiej renegatki? Zbawiłaś już cały kosmos? Bo jak nie to już tego nie zrobisz – podle się uśmiechnął. – Nie zdążysz. Twój czas się kończy.

—Brawo, w końcu nauczyłeś się używać zegarka? – Zakpiła Rila nie podnosząc wzroku.
Nicholas podszedł jeszcze bliżej.

—Powiem to jeszcze raz – ton jego głosu zmienił się. Był zimny jak lód. – Ostatni raz. – Podniósł jej głowę i spojrzał głęboko w oczy. – Gdzie jest granilith?
Rila zamknęła oczy żeby na niego nie patrzeć.

—A ja powiem ci ostatni raz: goń się!
Szybko wstał i odszedł kilka kroków.

—Myślisz, że się tego nie dowiem? – Z wściekłością pogroził jej palcem. – Dowiem się. I to szybciej niż myślisz!
Nicholas położył rękę, na głowie Rili mruknął zarówno do niej jak i do siebie: "obejrzyjmy ten film od początku".
***
Zaczynało świtać. Piasek w około mienił się złotem i na jego tle doskonale było widać czarny samochód sunący po pustej jezdni. Rila prowadziła słuchając głośno Guano Apes. Wiatr huczał jej w uszach, a ona wtórowała Sandrze śpiewającej "Open your eyes". Zobaczyła kolejny drogowskaz do Roswell, więc skręciła w stronę, którą wskazywał. Kilka mil dalej samochód zaczął zwalniać, na co Rila nie miała wpływu. Spojrzała na wskaźnik paliwa – wskazywał puste.

—Nie, maleńka – powiedziała błagalnie do kierownicy. – Nie rób mi tego. Usmażę się na tej patelni.
Toyota nie miała jednak zamiaru jechać dalej, więc dziewczyna zjechała na pobocze. Wyjęła z bagażnika swój plecak i podążyła w stronę Roswell. Po półgodzinie takiego marszu słońce już mocno grzało, więc Rila ucieszyła się słysząc za sobą odgłos samochodu. Odwróciła się i podniosła kciuk do góry. Mały samochodzik zatrzymał się tuż obok niej. Kierowcą okazał się młody, krótko ostrzyżony chłopak. Otworzył drzwi od strony pasażera i zapytał:

—To twoja Toyota LandCrusser stoi niedaleko stąd?

—Tak, skończyła mi się benzyna – odpowiedziała.

—Dokąd jedziesz?

—Do Roswell.

—To tak jak ja – uśmiechnął się. – Wsiadaj.
Rila wrzuciła swój plecak do tyłu i usiadła obok kierowcy.

—Nazywam się Sean – zagadnął. – Sean DeLuca. Jadę do kuzynki w odwiedziny. A ty? – Odwrócił głowę w kierunku autostopowiczki. – Mogę wiedzieć kogo podwożę?

—Rila McKenzie – przedstawiła się.

—Rila – Sean zmarszczył brwi. – Dziwne imię.

—To skrót. Od Marila – wyjaśniła, a w duchu podziękowała, że jej imię ma ziemski odpowiednik.
Sean przyciszył radio i pogrążył się w rozmowie.
***
Do Roswell zajechali przed południem. Sean zaparkował przed Crashdown, po czym oboje weszli do środka i usiedli przy jednym ze stolików. Sean od razu spostrzegł Marię, ale ona go na razie nie widziała. Oddała zamówienie jakiejś pary do kuchni, po czym skierowała się do stolika Seana. Nadal jednak na niego nie patrzyła.

—Co podać? – Zapytała wyjmując z kieszeni fartuszka notesik na zamówienia.

—Zapiekankę a'la DeLuca – odpowiedział i wyszczerzył zęby w uśmiechu. Maria natychmiast podniosła wzrok i spiorunowała go wzrokiem.

—Nie wierzę własnym oczom – wykrztusiła po chwili. – Wypuścili cię?! Po co ?! Dlaczego?!

—Dzięki, ciebie też miło widzieć. – Zwrócił się do Rili. – Rila, to jest właśnie moja urocza kuzynka Maria. Maria to jest Rila McKenzie.
Dziewczyny podały sobie ręce.

—Maria, a na marginesie mówiąc, to gdzie jest Liz? Dawno jej nie widziałem. Wyrosła?

—Sean, czy mogę z tobą porozmawiać? W cztery oczy?
Sean westchnął, przeprosił Rilę i razem z Marią zniknęli na zapleczu. Pojawili się z powrotem po kilku minutach. Sean nadal w świetnym humorze, Maria zaś kompletnie przybita i wkurzona.

—Słuchaj Rila, muszę teraz wstąpić do ciotki. Pójdziesz ze mną?

—Nie idź sam. Ja pokręcę się trochę po mieście.
Chłopak sprawiał wrażenie trochę zawiedzionego.

—Okej – odpowiedział jednak wesoło. – To do zobaczenia.
I wyszedł z kawiarni.
Rila siedziała przy stoliku dopijając colę, kiedy do Crashdown weszła jasnowłosa dziewczyna. Przeszła obok Rili i zatrzymała się dopiero przy następnym stoliku. Odwróciła się i niedowierzająco popatrzyła na Rilę.

—Rila! To ty?! Prawie cię nie poznałam.

—Cześć Siv, też się cieszę, że cię widzę...

—Opowiadaj – przerwała jej Siv. – Wszystko. Kiedy wróciłaś z Europy?

—Niecały tydzień temu. Właśnie jadę na Żniwa...
Rozmowę przerwał im krzyk Marii.

—Nie chcę ci przeszkadzać Courtney, ale nie daję sobie tu rady, więc może skończ już plotki i przyjdź mi pomóc!

—Już idę – odpowiedziała Courtney.

—Ładne imię – powiedziała Rila. – Ja zostałam przy swoim.

—Mnie Courtney też się podoba – wręczyła Rili małą karteczkę z adresem. – Wpadnij do mnie wieczorem.
Courtney poszła na zaplecze, a Rila wyszła z Crashdown. Postanowiła się przejść – głównie po to, żeby odgonić myśli uparcie krążące wokół Ratha. Zadzwoniła do warsztatu samochodowego, podała im położenie Toyoty i wstąpiła do Ufo Center. Dla zabicia czasu.
***
***BŁYSK***
Obudził ją odgłos przelatującego nad budynkiem myśliwca. Poderwała się z pryczy, ale zaraz przewróciła się na podłogę. I po co było pić tyle alkoholu z wojskowymi? Rila otrzeźwiała na odgłos wybuchu. Złapała kurtkę i wyszła na korytarz. Żołnierze w niekompletnych strojach biegli w stronę wyjścia. Zaczepiła jednego z nich.

—Co się dzieje?

—Zaatakowali nas! – Odpowiedział i popędził dalej. Niewiele myśląc również pobiegła w stronę placu. W drzwiach dosłowni wpadł na nią dowódca bazy – Sakar.

—Pani ambasador, proszę niezwłocznie udać się do hangaru, nie może pani ryzykować, tutaj jest zbyt niebezpiecznie.

—Mogę się przydać.
Znów coś wybuchło, słychać było szybkie serie z karabinków.

—Bez dyskusji, nie możemy pani narażać. Proszę za mną.
Oboje biegli w stronę lądowiska. Tuż przed bramą zagrodził im drogę żołnierz w mundurze Skórów. Od razu rzucił Sakarem o ścianę.

—Proszę, proszę. Kogo ja widzę – uśmiechnął się do Rili. – Pani ambasador. Zdrajczyni.
Cudownie, pomyślała, po prostu cudownie.

—Czego ty ode mnie chcesz Nicholas? – Zyskać na czasie, myślała, może coś mi przyjdzie do głowy.

—Nie udawaj, że zapomniałaś. A to szkoda, bo ja ci nie przypomnę jak mogłaś żyć pod wodzą Kavara. A to – wyciągnął rękę – to jest kara za wystawienie mnie na pośmiewisko.
Uderzył mocą. Rila odleciała w tył i uderzyła o mur.
***BŁYSK***


Wersja do druku Następna część