anielica87

A jednak razem (2)

Poprzednia część Wersja do druku Następna część

Po spotkaniu u Michael'a Isabel wróciła z Kylem a Max odprowadził Liz do domu.

— Michael był bardzo szczęśliwy faktem, że poznał swoją mamę – powiedziała Liz.

— Masz rację. Jeszcze nigdy go takiego nie widziałem. Dobrze, że Sathia nas odnalazła.

— Tak i jeszcze te moce. Jeszcze raz ci dziękuje, że chciałeś abym to ja otrzymała ostatni kamień.

— Przecież wiesz jak cię kocham. Ufam ci i wiem, że kiedy przyjdzie czas nie zawiedziesz mnie – powiedział Max i przytulił ukochaną. Zbliżali się już do Crashdown więc Max pożegnał Liz pocałunkiem i poszedł w stronę domu. Liz weszła do pokoju przez balkon aby nie obudzić rodziców. Kiedy już kładła się do łóżka zadzwonił jej telefon.

— Słucham?

— Hej Lizzy, tu Maria. Obudziłam cię?

— Nie. Dopiero wróciłam od Michael'a. Czy coś się stało, że dzwonisz tak poźno?

— Stało się i to bardzo dużo – powiedziała Maria.

— Maria przerażasz mnie. Mów szybko co się stało – zdenerwowała się Liz.

— Po twoim wyjściu do Michael'a małam już kończyć pracę. Poszłam na zaplecze przebrać się i kiedy wychodziłam nigdy nie zgadniesz co się stało. Podszedł do mnie ten nowy Evan i zaproponował wspólne wyjście do kina. Zgodziłam się.

— Maria przecież byłaś zmęczona i nie chciałaś iść do Michael'a. Kłamałaś żeby się z nim nie widzieć? – spytała Liz.

— Nie kłamałam. Byłam zmęczona, ale zaprosił mnie Evan, rozumiesz? Nie mogłam mu odmówić. – tłumaczyła się Maria.

— OK. Zgodziłaś się i jak było?

— Było super! Po filmie poszliśmy do tej nowej pizzeri na rogu. Dużo rozmawialiśmy, śmialiśmy się. On jest boski! Liz, ja się chyba w nim zakochałam! – opowiadała zachwycona Maria. – Umówiliśmy się też na sobotę na kręgle.

— To fajnie. Ja też mam ci dużo do opowiadania, ale już jutro, dobra? Jestem trochę zmęczona i chciałabym już się położyć spać. Nie gniewasz się?

— Dobra, nie ma sprawy. Pogadamy jutro. Pa!

— Pa!
Liz odłożyła słuchawkę i położyła się. Cała ta historia z matką Michael'a zaskoczyła ją. Ułożyła się wygodnie i zasnęła.


Następnego dnia Liz wstała bardzo wcześnie. Wyszła zaraz po śniadaniu. Pomyślała, że wstąpić po Marie i pogadają w drodze do szkoły. Doszła do domu przyjaciółki i zadzwoniła do drzwi. Po chwili pojawiła się w nich Amy DeLuca.

— Dzień dobry pani DeLuca. Czy Maria jest jeszcze w domu?

— Dzień dobry Liz. Wejdź, proszę. Maria je jeszcze śniadanie – powiedziała Amy i zaprowadziła Liz do kuchni.

— O, cześć Liz. Co ty tak wcześnie?

— Hej. Pomyślałam, że w drodze do szkoły porozmawiamy.

— Przecież zawsze chodzimy razem do szkoły i rozmawiamy po drodze – dziwiała się Maria.

— Tak wiem, ale dziś mamy duuużo do omówienia.

— Ach! Zapomniałabym już. Pójdę po książki. Poczekasz chwilkę?

— OK, będę przed domem – powiedziała Liz po czym pożegnała się z mamą Mari i wyszła. Usiadła na ławce przed domem i patrzyła na dwa ptaszki siedzące na drzewie. Pomyślała o Max'ie, o wczorajszym dniu i o tym jak jej zaufali. Nie chciała ich zawieść. Bała się, że nie poradzi sobie kiedy przyjdzie pora na ostateczną walkę z Kavar'em. Te rozmyślania przerwało przyjście Marii.

— Jestem gotowa. Możemy iść. O czym chciałaś mi powiedzieć?

— Wczoraj u Michael'a była pewna kobieta – zaczęła Liz.

— Widzisz? On już sobie znalazł kogoś na moje miejsce – przerwała jej Maria.

— To nie tak jak myślisz. Ta kobieta to jego matka.

— Matka? Jak to? Przecież oni są... no teges – Maria wskazała palcem niebo.

— Tak, ale to jego prawdziwa mama. Ta, no wiesz... – Liz uczyniła podobny gest co przyjaciółka przed chwilą. – Pamiętasz jak byli tu sobowtórzy Max'a, Michael'a, Isabel i Tess?

— No, ich trudno było zapomnieć – zaśmiała się dziewczyna.

— Na początku to nimi opiekowała się Sathia czyli matka Michael'a. Kiedy oni uciekli od niej, ta zaczęła szukać prawdziwej czwórki. Wczoraj odnalazła Michael'a a on zadzwonił do reszty. Opowiedział nam na miejscu jej historię. Kiedy Sathia weszła do pokoju Max i Isabel poznali ją. Wtedy ona dała im magiczne pierścienie, które mają pomóc w zniszczeniu Kavar'a. Został jeden przeznaczony dla Tess. Postanowili, że ja go otrzymam – w taj chwili Liz wyciągnęła z kieszeni pierścień z zielonym kamieniem.

— I co on powoduje? – spytała zaciekawiona Maria.

— Dzięki niemu mogę kierować ludzkim zachowaniem. Sprawdziłam to na Kyle'u i działa. Max ma moc wody, Isabel powietrza a Michael ognia. Sathia powiedziała nam również, że niedługo przyjdzie pora na użycie tych kamieni przeciwko Kavar'owi.

— To super ta twoja moc! A ta pora na użycie to kiedy nastąpi?

— W swoim czasie. Tylko tyle wiemy. Tak więc to jeszcze nie koniec kłopotów.

— Właśnie tego nie mogę znieść. Co chwilę jakieś problemy.

— Przecież ty już nie chodzisz z Michal'em więc nie masz się czego obawiać. A tak apropos to co z Evan'em? – Liz zmieniła temat, bo nie chciała już martwić przyjaciółki swoimi mocami.

— Evan... Mówiłam cie, że się w nim zakochałam?

— Tak, zresztą jak połowa dziewczyn ze szkoły – zaśmiała się Liz.

— Ja jestem inna niż one, bo to ze mną się umówił. Przy nim choć na chwilę zapomniałam o Michael'u i tych "problemach". Poznam cię dziś z nim. Oczywiście jeśli chcesz.

— Pewnie, że chcę znać nowego chłopaka mojej najlepszej przyjaciółki! – krzyknęła Liz po czym obie zaczęły się śmiać. Resztę drogi spędziły na wychwalaniu Evan'a. Dokładniej to tylko Maria mówiła jaki to on jest cudowny a ona szczęściara, że się z nią umawia. W szkole dołączył do nich Max.

— Hej Liz! – powiedział i pocałował swoją dziewczynę.

— Cześć Max! – powiedziała Maria aby zwrócić na siebie uwagę.

— A, cześć! O czym rozmawiałyście?

— O takich tam babskich sprawach – wytłumaczyła mu Liz.

— Aha... Maria Michael chciał z tobą pogadać. Będzie czekał na ciebie po szkole.

— Po co? Ja mu już wszystko wyjaśniłam, co miałam do powiedzenia, to powiedziałam.

— Pogadaj z nim. Odkąd zerwaliście jest trochę przybity – przekonywał ją Max.

— OK, ale tylko chwilę – powiedziała Maria. Zadzwonił dzwonek – Ja już idę. Mam teraz angielski.

— Kiedy przedstawisz mnie wiesz komu? – spytała Liz.

— Może na dużej przerwie? – zaproponowała DeLuca

— OK. Narazie!

— Pa! – odpowiedziała Maria i odeszła od zakochanej pary.

— Lepiej się pośpieszmy, bo spóźnimy się na chemię – powiedział szybko Liz, aby Max nie wypytywał ją o kogo chodziło. Pociągnęła go za rękę i pobiegli w kierunku sali chemicznej.
Na dużej przerwie Liz usiadła z Marią.

— Co powiedziałaś Max'owi? – spytała Maria. – Zawsze jecie lunch razem.

— Powiedziałam mu, że chce z tobą pogadać o Michael'u. A co z Evan'em?

— Zaraz będzie. O, chyba już idzie – Maria pomachała ręką w kierunku przystojnego blondyna.

— Hej Maria!

— Cześć Evan. To moja przyjaciółka ELizabeth Parker.

— Cześć. Jestem Evan, miło mi.

— Hej! Możesz mi mówić Liz tak ja wszyscy.

— Okey Liz – uśmiechnął sie chłopak. – Maria, jesteśmy umówieni na jutro?

— Tak. Na kręgle – odpowiedziała zadowolona Maria.

— Wybierzesz się z nami Liz? Możesz przyjść z chłopakiem. Chodzisz z Evansem, prawda?

— Tak, z Max'em, ale chyba raczej nie mogę. Mamy już plany na jutro – powiedziała Liz chociaż jeszcze nie planowali z Max'em co będą robić w sobotę.

— Szkoda – powiedział zawiedziony Evan. – O której mam po ciebie przyjechać Mario?

— Może być 19.00? – spytała niepewnie Maria.

— Jasne. Będę u ciebie o 19. Teraz muszę lecieć. Pogadamy jeszcze później. Miło było cię poznać Liz.

— I wzajemnie Evan.

— Narazie. Do jutra Maria!

— Pa! – powiedziała Maria. – Czyż on nie jest cudowny? – dodała kidy chłopak oddalił się od nich.

— Powiedzmy.

— Nie mówiłaś mi, że macie plany z Max'em na jutro.

— Bo nie mamy, ale przypomniałam sobie, że Max go nie lubi, a zresztą może lepiej się poznacie gdy będziecie sami – wytłumaczyła Liz.

— Och, Lizzy jesteś wspaniała przyjaciółką! – powiedział Maia i uściskała Liz.

— Wiem Maria – zaśmiała się dziewczyna. Zadzwonił dzwonek na lekcje i wszyscy rozeszli się do sal.
"Nareszcie do domu!" pomyślała Maria chowając książki do szafki. Wyszła ze szkoły i rozejrzała się czy nie ma gdzieś Liz. Zawsze wracały razem. Za szkolną bramą zobaczyła Michael'a na motorze. Przypomniała sobię, że chciał pogadać. Ruszyła w jego kierunku.

— Cześć Maria!

— Cześć. O czym chciałeś pogadać?

— O nas. Odkąd się rozstaliśmy czuję się trochę... no wiesz... – zaczął nieśmiało Michael.

— Nie, nie wiem.

— Samotny, opuszczony, smutny... Po prostu brak mi ciebie. Czy nie moglibyśmy spróbować raz jeszcze?

— Michael, przecież wiesz jak było. To, że znów do siebie wrócimy nic nie zmieni. Ty nadal będziesz się zajmował swoimi poza ziemskimi sprawami. Zresztą słyszałam, że poznałeś swoją prawdziwą mamę.

— Tak i jestem szczęśliwy z tego powodu, ale nadal cię kocham i ...

— Zrozum, że nie ma żadnego "i". To już koniec. Żegnaj Miśku! – powiedziała dziewczyna z trudem powstrzymując łzy.

— Maria! – krzyknął Michael, ale dziewczyna pobiegła w stronę domu. – Ale.. Ale dlaczego?... – pytał sam siebie. Chciał wrócić do Marii. "Czyli to koniec. A ja dla niej zostałem..." – pomyślał chłopak. Spojrzał jeszcze na znikającą postać Marii. Ubrał kask, wsiadł na motor i odjechał w stronę zachodzącego słońca.

Poprzednia część Wersja do druku Następna część