anielica87

A jednak razem (1)

Wersja do druku Następna część

W kawiarni jak zawsze było dużo klientów. Uwagę przykuwał jeden stolik, przy którym siedziała cała drużyna futbolowa West Roswell High. Był z nimi nowy chłopak. Wyróżniał się spośród innych. Miał blond włosy i błekitne oczy niczym ocean. Chociaż niedawno się wprowadził wszyscy w szkole po prostu go uwielbiali. Wszystkie dziewczyny za nim szalały. Był bogaty, przystojny i miał super auto. Zdażali się i tacy, którzy go nieznosili. Między innymy byli to Michael i Max. Oni uważali, że ma przyjaciół tylko dlatego, że jego ojciec jest prawnikiem i dużo zarabia. Nie przeszkadzało to jednak Marii aby z nim flirtować. Pewnie to dlatego, że po rozstaniu z Michael'em była samotna i chciała spróbować czegoś nowego i poznać wreszcie kogoś "normalnego".

— Maria!

— Już idę Liz.

— Miałaś mi pomagać a nie flirtować z klientami – Liz nie kryła zdenerwowania.

— Ja wcale nie flirtuje – usprawiedliwiała się Maria.

— Nie? A kolesie przy drugim stoliku? Pożerałaś wzrokiem tego nowego – Liz dyskretnie wskazała owego chłopaka.

— To, że zerwałam z Michael'em nie znaczy, że mam zostać zakonnicą i nie zwracać uwagi na innych facetów – tłumaczyła Maria, gdy nagle do kawiarni wszedł Michael.

— O wilku mowa. Dokończymy później.

— OK, ale ja się zmywam. Idę na zaplecze – Maria szybko wyszła, aby nie widzieć się ze swoim "byłym". Michael podszedł do Liz przywitać się.

— Hej Liz. Gdzie zniknęła Maria? Ukrywa się przede mną czy co?

— Hej! Nie, no co ty. Poszła na chwilę na zaplecze. Pewnie zaraz wróci.

— To dobrze, bo chciałem z nią pogadać – powiedział Michael i udał się do wolnego stolika. Czekał 20 minut aż Maria przyjdzie, ale stracił cierpliwość. "Ileż można czekać?"-pomyślał. Do kawiarni weszła tajemnicza kobieta. Miała na sobię czarny płasz i czrno-purpurowy koloru kapelusz zasłaniający jej twarz. Michael nie widział jej nigdy w Roswell, ale wydała mu się znajoma. Miał już wyjść, kiedy kobieta usiadła obok niego.

— Witaj Michael. Pewnie mnie nie pamiętasz, ale ja pamiętam cię dokładnie. Musimy porozmawiać, ale nie tutaj – oświadczyła kobieta. Miała w ręcę małą paczuszkę, którą mocno ściskała, jakby obawiając się, że ktoś może ją wyrwać.

— Proszę mi powiedzieć kim pani jest?

— Wyjaśnię ci wszystko, ale nie tutaj. Znasz jakieś miejsce gdzie można porozmawiać w cztery oczy?

— Tak u mnie w domu. Odpowiada pani? – zaproponował chłopak. Wydawało mu się, że zna tę kobietę.

— W domu.... – zamyśliła się. – Dobrze. Chodźmy już.
Michael wyszedł z tajemniczą nieznajomą. Liz poszła po Marie na zaplecze.

— Wyszedł. Możesz już iśc do pracy. Swoją drogą nie rozumiem dlaczego się ukrywasz przed nim?

— Nie chcę go widzieć. Muszę odpocząć od tego całego kosmicznego życia – Maria weszła na salę. Podeszła do stolika odebrać zamówienie. Liz wyszła za nią.
***

— Czy ktoś może nam przeszkodzić? – wypytywała nieznajoma.

— Nie. Raczej nie – spokojnie odpowiadał Michael.

— A twoi rodzice? Nie będą nam przeszkadzać?

— Mieszkam sam. Nie mam rodziców.

— Ach to przykre. Tego nie wiedziałam. Przepraszam, że o tym wspomniałam.

— To nic. Już się przyzwyczaiłem do losu sieroty. Niech mi pani powie skąd mnie pani zna? – Michael był bardzo zaciekawiny tym faktem, że skądś znał tę kobietę, ale nie mógł sobie przypomnieć skąd. Usiedli w pokoju dziennym. Kobieta cały czas trzymała swoją paczuszkę.

— Zacznijmy może od tego, że mam na imię Josephine. Inni mówią do mnie Sathia i to imię powinno ci coś przypomnieć...- kobieta wstała i zdjęła kapelusz. Teraz sobie przypomniał. Znał ją i to bardzo dobrze. To była... jego prawdziwa matka.
~BŁYSK~
Michael widzi dwóch malych chłopców bawiących się przy skałach. Słyszy wołanie. To ta sama kobieta, która jest teraz u niego w domu.

— Rath! Chodź już. Na dziś koniec zabawy. Czas na lekcję.

— Mamo jeszczę chwilkę. Zan właśnie pokazuje mi...

— Chodź już synku. Jutro też się spotkacie.

— Już idę!
~BŁYSK~
Jego matka.Tak to na pewno ona. Rozmawia z królem.

— Rath jest wspaniałym dowódcą. Bardzo się cieszę Sathio, że to właśnie on zostanie mężem mojej córki i zastępcą mego syna.

— To dla nas zaszczyt panie. Vilandra jest cudowną osobą i mój syn bardzo ją kocha, a księcia Zan'a zawsze traktował jak swojego brata i najlepszego przyjaciela.
~BŁYSK~

— Pamiętasz mnie teraz?

— Mamo...Mamo! – Michael przytulił swoją matkę. Teraz już wiedział, że to ona. Z trudem powstrzymywał łzy.

— Tak to ja synku. Tyle lat czekałam na tą chwilę – kobieta przytuliła Michael'a. Chłopak otarł łzy i usiadł wciąż nie mogąc uwierzyć, że na przeciwko siedzi jego matka. Sathia zaczęła opowiadać synowi całą historię. – Po twoim narodzeniu odwiedziła mnie stara kobieta, którą wszyscy uważali za wyrocznię. Opowiedziała mi o swoim śnie. Powiedziała, że mój syn odegra ważną rolę w dążeniu do pokoju. Nie zrozumiałam jej słów. Ty dorastałeś na dworze króla a ja zapomniałam o niej. Byłeś taki szczęśliwy. Kiedy wybuchła wojna wyruszyłeś na nią wraz z oddziałami królewskiej armii. Wygraliście bitwę, ale nie oznaczało to końca wojny. Właśnie odbywały się przygotowania do ślubu księcia Zan'a z Avą kiedy do pałacu wtargnęły wojska nieprzyjaciela. Ukryłyśmy się z królową w laboratorium, gdzie ona pokazała mi wasze klony. Wszystko zostało załatwione i kapsuły mogły w każdej chwili zostać wysłane na Ziemię. Królowa przygotowała przekaz, w którym opowiadała o całym zajściu na Antarze i umieściła go w jednym z kokonów. W tamtej chwili przypomniałam sobie przepowiednie starej kobiety. Teraz zrozumiałam co miała na myśli. Poprosiłam królową o pomoc w zamieszczeniu mojego DNA w jednym z kokonów waszych piekunów. Zgodziła się. Do laboratorium wtargnęły wojska. Broniłyśmy się, ale było ich zbyt wielu i moce królowej osłabły. Już nie obawiałam się o to, co miało się stać, bo wiedziałam, że Królewska Czwórka odrodzi się i uratuje naszą planetę przed Kavar'em. Po ponownym narodzeniu nie pamiętałam nic, ale po jakimś czasie wspomnienia zaczęły powracać. Zamieszkałam w Nowym Jorku. Po paru latach miałam wizję. Widziałam cztery kokony. Były już puste. Zaczęłam szukać czwórki dzieci. Kiedy już ich znalazłam nie mogłam uwierzyć, że to oni mają wyzwolić Antar spod władzy Kavar'a. Byli nieznośni, zbuntowani. Przez jakiś czas opiekowałam się nimi, ale uciekli. Ava zostawiła mi list, z którego dowiedziałam się, że były dwa zestawy klonów, a ja odnalazłam ten "z usterką". Znów rozpoczęłam poszukiwania tym razem prawdziwej Królewskiej Czwórki. W końcu po sześciu latach podróży odnalazłam was – w tym momencie Sathia rozpłakała się i przytuliła syna. Tak bardzo za nim tęskniła.

— Już zawsze będę przy tobie mamo – Michael otarł łzy spływające po policzku. – Powinnaś teraz odpocząć. Chodź, położysz się w moim łóżku – chłopak wziął matkę za rękę i zaprowadził do sypialni. Sathia była zmęczona i od razu zasnęła. Chłopak wyszedł z pokoju i udał się do kuchni.


Michael zadzwonił do przyjaciół. Po 15 minutach przyjechał Max, Liz, Isabel i Kyle. Maria nie przyjechała tłumacząc się bólem głowy.

— Nareszcie jesteście. Wchodźcie tylko po cichu.

— Przyjechaliśmy jak najszybciej się dało. Mówiłeś, że to ważne. Coś się stało? – Max jak zawsze próbował dowiedzieć się co się dzieje. Po tych wszystkich wydarzeniach związanych z ich kosmicznym pochodzeniem spodziewał się najgorszego.

— Nic złego się nie stało – spokojnie zaczął Michael. – Chodzi o to, że dziś w Crashdown spotkałem pewną kobietę. Chciała porozmawiać więc zabrałem ją tutaj. Opowiedziała mi całą historię o wojnie na Antarze, o naszym pochodzeniu, o ucieczce z planety i ponownych narodzinach. Ma na imię Josephine, tzn. Sathia.

— To w końcu jak ma na imię? – spytał Kyle.

— To ta kobieta, z którą wyszedłeś rano z kawiarni? – spytała Liz.

— Tak. Ona teraz śpi w moim łóżku. Tutaj ma na imię Josephine, ale na Antarze nazywa się Sarhia i jest... moją matką – w tym momencie wszyscy spojżeli na Michaela.

— Jak to "matką"? Jesteś pewien? – pytał niedowierzając Max.

— Na pewno. Kiedy powiedział mi jak ma na imię miałem wizje. Widziałem siebie i ją na naszej planecie. Później zobaczyłem mnie i Isabel, a potem waszego ojca. Jestem pewien, że to moja matka.

— Ale jak ona cię znalazła? I dlaczego dopiero teraz? – Is próbowała dowiedzieć się czegoś więcej. Michael opowiedział im historię, którą usłyszał od swojej matki. Nagle do pokoju weszła Sathia. Nastała niezręczna cisza. Kobieta podeszła do Michael'a i usiadła obok niego.

— To moi przyjaciele mamo: Max, Isabel, Liz i Kyle.

— Ja ... ja panią pamiętam ... – powiedziała Isabel.

— Ja chyba też panią gdzieś widziałem – dodał Max.

— Wy jesteście książe Zan i księżniczka Vilandra, prawda? – spytała wskazując na Max'a i Isabel.

— Tak, ale może pani do nas mówić Isabel i Max – powiedziała Is.

— Zapomniałam, że tutaj macie inaczej na imię. Ale jest was troje, a gdzie Ava? – spytała Sathia.

— Tess, tzn. Ava odleciała na Antar. Była w ciąży. Ze mną – powiedział Max. – To długa historia.

— Mówiłam Rath'owi o przepowiedni starej kobiety, o tym, że mój syn odegra ważną rolę w drodze do pokoju. Ta kobieta odwiedziła mnie przed jego ślubem z Vilandrą. Powiedziała mi także, że mój syn będzie musiał pokonać potomka swojego przyjaciela, aby królestwo nie zostało zgładzone. Dała mi to – kobieta odpakowała paczuszkę, którą miała przy sobie. Wyciągnęła z niej 4 pierścienie – To są cztery magiczne pierścienie symbolizujące cztery żywioły. Miałam dać je Królewskiej Czwórce, aby ci mogli połączyć je i jednocząc swoje siły zniszczyć Kivar'a. Niestety nie zdążyłam tego zrobić, bo wojska zaatakowały zamek. Podczas zamiany mojego DNA wrzuciłam je do klonów – Sathia podała Michael'owi pierścień z symbolem ognia, Max'owi symbolizujący wodę, Isabel – powietrze. Został jeden przeznaczony dla Tess.

— Czy ten ostatni możemy ofiarować komuś innemu? – spytała Is. -Ava zdradziła nas, a tym samym całe królestwo.

— Możecie dać go zaufanej osobie, komuś bliskiemu – powiedziała Sathia.

— Ale komu? Oprócz nas nie ma już nikogo z Antaru – powiedział Michael.

— To nie musi być Antaryjczyk. Pierścień możecie dać komuś z Ziemi. Każdy kto będzie miał ten symbol przy sobie będzie mógł używać mocy żywiołu, ale nie będzie miał innych mocy, które macie wy.

— Jeżeli się zgodzicie – zaczął nieśmiało Max – chciałbym aby Liz go otrzymała.

— Ja? – zdziwiła się dziewczyna.

— Ja nie mam nic przeciwko – powiedziała Is.

— Mnie to również nie przeszkadza. W końcu ty tu jesteś przywódcą – dodał Michael.

— Więc postanowione – powiedział Max po czym podał dziewczynie symbol ziemi. Liz była zdziwiona całym zajściem, ale cieszyła się, że Michael i Isabel jej zaufali.

— Użyjcie swoich mocy. Max, moc wody daję ci siłę zdolną do kierowania każdą substancją. Utwórz przed sobą pole ochronne. Nikt nie będzie w stanie go zniszczyć – powiedziała Sathia. Chłopak wyciągnął dłoń przed siebie i w jednej chwili powstała przed nim ściana wody.

— Ty Michael dzięki mocy tego kamienia możesz kierować ogniem. Skup się na tamtej lampce. Wyobraź sobie, że ona płonie – zwróciła się do syna, a ten zrobił to, o co prosiła. Lampka nocna zaczęła się palić i po kilku sekundach został z niej tylko popiół.

— Twoja moc Isabel sprawia, że możesz kierować powietrzem. Dzięki niej możesz też w kilka sekund znaleźć się w innym miejscu. Musisz tylko zobaczyć to miejsce w swoich myślach. Może to być gdzieś blisko, ale również tysiące kilometrów stąd. Na razie spróbuj przenieść się do drugiego pokoju – Is wyobraźiła sobie pokój i nagle zniknęła. Wszyscy spojżeli na drzwi sypialni Michael'a, w których po chwili pojawiła się Is.

— Wow! Ale super! – zachwycał sie dotąd cichy Kyle.

— Teraz czas na ciebie. Liz, prawda?

— Tak. Ale ja nie wiem czy będę potrafiła...

— Nie martw się. W każdym z nas są ukryte moce. Te kamienie pozwalają je odkryć. Dostałaś kamień z symbolem ziemi i możesz kierować zachowaniem ludzi i nie tylko. Na przykład wymyśl coś, co mógłby zrobić ten chłopak – Sathia wskazała Kyla.

— Czemu akurat ja mam być królikiem doświadczalnym?

— Nie bój się nic złego ci nie zrobię. Poza tym jesteś tu jedynym człowiekiem oprócz mnie – powiedziała Liz, po czym chwyciła kamień w obie ręcę i wyobraziła sobie jak Kyle chodzi na rękach. Ku zaskoczeniu wszystkich Kyle stanął na rękach i zaczął chodzić po całym pokoju.

— To rzeczywiście działa! – ucieszyła się Liz. – Ale chyba dam już spokój Kyle'owi.

— No właśnie. W samą porę. Już zaczynały mnie boleć ręcę – narzekał Kyle.

— Skoro już wszyscy umiecie używać mocy musicie też wiedzieć, że po złączeniu kamienie dają ogromną moc, która będzie wam potrzebna do zniszczenia Kavar'a. Powiedziałeś, że Ava was zdradziła. W jaki sposób? – Sathia zwróciła się do Max'a.

— Kavar zawarł układ z Nasedem, że Ava zajdzie w ciąże ze mną i wmówi nam, że musimy wracać, bo dziecko nie przeżyje na Ziemi. Na Antarze miała nas oddać w ręce Kavar'a. Tak też by się stało, ale na chwilę przed odlotem dowiedzieliśmy się, że Tess tzn. Ava zabiła naszego przyjaciela Alex'a, a ciąża była ukartowana przez nią i Kavar'a. Nasza trójka opuściła granilith a Ava odleciała. Teraz pewnie obmyśla nowy plan zemsty razem z Kavar'em.

— Czyli to ona jest zdrajczynią, o której mówiła przepowiednia – powiedziała mama Michael'a. – Musicie uważać na siebie, bo skoro odleciała sama, to na pewno wróci razem z Kavar'em aby was zabić. Umiecie posługiwać się mocami i wkrótce się przekonamy czy sobie poradzicie.

— Czyli kiedy? – spytała Isabel.

— Tego nie mogę wam dokładnie powiedzieć, ale w przepowiedni było coś o ostatecznej walce, która nie rozegra się na Antarze. Zapewne chodziło o Ziemię. W najbliższym czasie dowiemy się gdzie i kiedy.

— I tego najbardziej się obawiałem – powiedział Kyle. – W najbliższym czasie...

Wersja do druku Następna część