DELFINKA

Miłosne zakręty

Wersja do druku

—Liz!- Maria wychyliła głowę ze składziku- Chodź tutaj!

—Tutaj?- Dziewczyna była zaskoczona i rozbawiona.

— Dalej, dalej!- Maria złapała ją za rękę i pociągnęła za sobą.

— Co się stało? – Liz przysiadła na podłodze, położyła głowę na kolanie i przyjrzała się uważnie przyjaciółce. Maria Delucka była bardzo zdenerwowana i podniecona.

— Za 10 minut kończy się ta przerwa- powiedziała- nie zdążyłabym ci tego wszystkiego powiedzieć...po zajęciach.

— Jak to? Przecież dzisiejsze popołudnie spędzamy w kafeterii.- Liz niezauważyła nawet że zadeptała już swoimi ciężkimi butami notatki z biologii.

— Tak...ty spędzasz!- Maria roześmiała się. Jednak ten śmiech był wymuszony, nieszczery. Liz znała dobrze swoją przyjaciółkę- wiedziała- coś się stało!

— Aha....chodzi o Michaela?- Liz Parker nie musiała zadawać tego pytania- oczy Marie tak bardzo się błyszczały.

— Tak....zaprosił mnie na kolację!

— Michael? Kolacja?- Lizzy była szczerze zaskoczona.

— Romantyczna kolacja przy świecach- Maria wybuchała. Ale nie złością. Radością, podnieceniem. Była taka szczęśliwa.

— Wspaniale! W co się ubierzesz?

— Nie mam pojęcia...Liz?

— Tak?

— A..jeśli to dziś jest ten dzień?

— Nie rozumiem?

— No....dzisiaj..stracę dziewictwo?

— To zależy tylko od Ciebie- Parker zrobiła się nagle poważna- pamiętaj to bardzo ważna decyzja!

— Wiem..- Marie była pełna wątpliwości. Jej radość zamieniła się w niepokój. Co się dzisiaj stanie?
*
Liz siedziała u siebie w pokoju i uczyła się do testu z biologii. Nie potrafiła się jednak skupić. Coś jej przeszkadzało....ten hałas dochodzący zza okna. Podeszła do niego bliżej, odsłoniła zasłony. Tam.....stał Max!

— TY? Tutaj?- Liz otworzyła drzwi od balkonu- Maxwell....co ty tu robisz?

— Liz....- Max objął dziewczynę w pasie i namiętnie pocałował. Liz poczuła wielką falę rozkoszy i namiętności. Ten pocałunek dal jej tyle.....przyjemności. Nie chciała ani na chwilę rozłączyć swoich ust z ustami Maxa. Chciała by już na zawsze zostali jedną całością. Objęła jego szyję. Max spojrzał czule w jej błyszczące od łez zruszenia oczy.

— Elizabeth Parker..- wyszeptał- KOCHAM CIĘ!
Wziął ja na ręce i położył na łóżku. Zdjął jej sweter, bluzę i stanik. Zaczął pieścić językiem jej szyję, dekolt i piersi. Ona śmiała się i płakała. Ze szczęścia. Widziała gwiazdy, przebłyski z jego życia. Czuła się tak jakby odleciała wysoko, wysoko....dalej, dalej. Jakby była po najmocniejszym narkotyku. Nigdy nie wyobrażała sobie...by jej pierwszy raz wyglądał lepiej niż wtedy. Nadzy, przytuleni, szeptali sobie do ucha czułe słówka. Max zniknął na ranem, by nie zobaczyła go mama Liz. A ona? Ubrała się i zjadła śniadanie, przypominając sobie te cudowne, wspólnie spędzone chwile.
*

— Marie....nie potrafię ci tego opisać- Liz i Maria znowu siedziały w składziku- nawet jeśli dostanę najmniejsza ilość punktów z testu...nie zmartwi mnie to!- Elizabeth śmiała się i wyrzuciła do góry swoje notatki z algebry i biologii.

— Tak....- Maria ciężko westchnęła- ty masz dobrze z Maxwellem.

— A ty? Jak randka z Michaelem?

— Nie pytaj!- Maria ukryła swoją twarz w dłoniach- mam wszystkiego dość!

— Co..się stało? On cię...wykorzystał?- Liz przybliżyła się do przyjaciółki.

— Nie...chciałabym- Maria uśmiechnęła się słabo przez łzy.
Liz i Maria roześmiały się.

— Przyszłam do niego...elegancko ubrana. Wiesz...ubrałam tą czarną sukienkę mojej mamy.

— Tą wykończoną falbankami- upewniła się Lizzy.

— Tak...umalowana, elegancko ubrana i uczesana. Mogłabym w takim stroju iść na bal! A on? Zgadnij co przygotował....żarcie z Mcdonalda! Ja taka odstrzelona, on ubrany w poplamiony podkoszulek, zajadający frytki i zadowolony ze spędzonego wspólnie wieczoru!- Maria wstała i otrzepała się z kurzu.- Kocham go....ale nie wiem co on czuję do mnie!

— Na pewno to samo- zapewniła ja Liz.

— No, niebyłabym taka pewna. Ale cieszę się ze tobie się udało.

— Tak...dzwonek! Teraz mamy fizykę! Chodź, bo się spóźnimy- Liz pociągnęła Marie w stronę sali. Wpadła tez na pewien genialny pomysł.
*

— Michael!- Liz zmarszczyła nos- jeśli coś zepsujesz- zabiję cię!

— Tak, tak...- Michael zapinał ostatni guzik białej, czystej koszuli.- Powiedz lepiej jak wyglądam!

— Nieźle....- dziewczyna podała mu grzebień.- tylko zrób wreszcie coś ze swoimi włosami! W mikrofalówce masz zapiekankę, w piekarniku kurczaka, w lodówce szampana i kieliszki. No i lód. A najlepsze płyty są w tym niebieskim pudełku na parapecie w pokoju Maxwella. Ja i Max idziemy do kafeterii. Maria będzie tu za 20 minut! Pospiesz się!

— Ok.!- chłopak nie lubił być poganiany. A gdzie Maxwell?

— Max! Max!- Liz weszła do kuchni- Chodź już! Musimy ich zostawić samych! Max posłusznie wyszedł z kuchni...z bukietem róż.

— TO dla mnie?- Elizabeth rozpromienia się- Max..jesteś kochany!

— Nie....- chłopak był bardzo zmieszany- to dla Michaela, a dokładniej dla Marii, od Michaela.

— Ah...- Liz zmarszczyła nos, była rozczarowana. – No to my idziemy..zostaw te kwiaty.

— Dobrze!- Max puścił oczko do Michaela i wyszedł za swoją dziewczyną.
*

— Parker! Parker!- Maria biegła za przyjaciółką.

— Tak?

— Zabiję cię....ale przed tym....było cudownie..wspaniale....kwiaty, pyszna kolacja, romantyczna muzyka, taniec i pocałunki. On był inny niż zwykle! Widziałam takie dziwne obrazy. Błyski, gwiazdy. Wszystko! – dziewczyna wymieniała to jednym tchem. Jestem taka szczęśliwa. Mam wspaniałego chłopaka i ......świetną przyjaciółkę!Rozmowę przerwał im dzwonek.

— Liz...

— Słucham?

— Po tej lekcji idziemy do składziku...musze ci wszystko opowiedzieć!

— Dobra!
I tak obie dziewczyny poszły na lekcje.....szczęśliwe i spełnione.


Wersja do druku