Monika

Romeo i Julia dwudziestego pierwszego wieku

Wersja do druku

"I jak to być mogło,
że ona i on razem przez tyle lat,
Żyli nie z sobą, lecz całkiem
obok.
No jak, jak to się
mogło stać...?"
("Historia jednej miłości" Anita Lipnicka, fragment)

Liz, Maria i Alex siedzą przy jednym za stolików w klubie "
Affair".

— Ta muzyka jest okropna.

— Alex nie zrzędź, mają przynajmniej dobrą kawę.-
powiedziała Liz

— I fajny towar.- dodała Maria, idąc wzrokiem za jakimś
brunetem

— Przestań.

— No co?

— Macie mnie, czy jestem aż tak mało pociągający?-
spytał Alex

— Muszę sobie kogoś znaleźć na sobotnią imprezę.

— Masz cały tydzień i marne szanse.- powiedziała Liz do
Marii

— Dzięki.

— Przecież wiesz jacy są mężczyźni w Roswell, nie licząc
ciebie Alex.

— Wiem. Ale są przystojni.

— Co niektórzy...- powiedziała Liz spoglądając na
blondyna przechodzącego obok ich stolika

— Litości.- powiedział Alex i po chwili cała trójka
wybuchła śmiechem

— Jest i Tristin.

— Co?- Liz próbowała ukryć się za plecami przyjaciół

— Rozgląda się, widzi nas, idzie tu. Alex spływamy.

— Nie zostawiajcie mnie na lodzie.

— Przykro mi.- powiedział Alex ciągnięty przez Marię w
stronę parkietu
Tristian podszedł do Liz.

— Hej.

— Hej.- Liz się zarumieniła

— Gdzie masz Kaly'a?

— Pomaga ojcu.

— A ty co tu robisz?

— Przyszłam z Alexem i Marią.

— Jakoś ich nie widzę.

— Dziwi cię to?

— Nie. Można?- spytał Tristin przysiadając się do
stolika Liz

— Jak zwykle nie czekasz na odpowiedź.

— Zatańczysz?

— Nie.

— Czemu?

— Każda dziewczyna w Roswell wie, że jeżeli prosisz ją
do tańca to na tym się nie skończy.

— Ale ty nie jesteś każdą dziewczyną.
Liz oparła głowę o swoje dłonie i uśmiechnęła się do niego.

***

Następnego dnia w szkole. Isabel i Max siedzą sami w sali
muzycznej.

— Powinieneś pójść na tą imprezę.- powiedziała Isabel

— Nie chodzę na żadne imprezy.

— Ale sam mówiłeś, że powinniśmy normalnie żyć i...

— Czasami normalne życie polega na odbieganiu od
normalności.

— Czyli będziesz zły.

— Is, co ty znowu zrobiłaś?

— No wiesz... Jak jest to przedstawienie...

— Zapisałaś mnie?

— Tak. Ale siebie też więc jak ja wygram, to ty
odpadniesz od razu, a ludzie przynajmniej pomyślą, że ci
zależy.

— Isabel przestań mi unormalniać życie. Jestem jaki
jestem, nie próbuj mnie zmienić.

W mniej więcej tym samym czasie, Maria i Liz rozmawiają przy
szafce Liz.

— I jak tam po wczorajszym?

— Jeszcze ci nie podziękowałam, że mnie zostawiłaś?-
spytała ironicznie Liz

— Złościsz się? Przecież wiesz, że Tristin mnie i Alexa
nie cierpi.

— Wiem, ale ja też tam byłam.

— Nawet nie wiesz jak to jest kiedy spojrzy na ciebie
tymi...

— Dobra, przestań. Chodźmy lepiej na astronomię.-
przerwała jej Liz

— Zapisałam się na zajęcia z wychowania fizycznego.

— Wow, jesteś odważną kobietą. Zaraz, zaraz ty musisz
mieć jakiś powód. Obie nie cierpimy w-f co najmniej od
podstawówki.

— Gdybyś zobaczyła nowego nauczyciela i jego pośladki...

— Maria! Opanuj hormony. Nawet gdyby był w naszym wieku
to nadal pozostanie nauczycielem do którego trzeba mieć szacunek.

— Mam do niego szacunek. Tylko...

— W innym znaczeniu tego słowa.- dokończyła za
przyjaciółkę Liz- Masz już chłopaka na imprezę?

— Niestety... Chciałabym się z tobą zamienić.

— Czemu?

— Masz chłopaka z którym możesz chodzić wszędzie.

— Prawdopodobnie w sobotę będzie zajęty.

— Masz jeszcze Tristina.

— Przestań, to tylko przyjaciel.

— Naprawdę? Każda normalna dziewczyna musi czekać
tygodniami, miesiącami, a nawet latami żeby umówić się z nim na
randkę, nawet princess musiała czekać rok, a mu wystarczy jedno
twoje skinienie i...

— Przesadzasz, jest po prostu dla mnie miły.

— Miły? Aż zanadto.

— Gdyby Kaly się dowiedział, że poszłam na imprezę z
Tristinem to...- Liz ciarki przeszły po plecach

— Został jeszcze Evans. Na biologii pożera cię wzrokiem.

— Skąd ty to możesz wiedzieć? Nie chodzisz ze mną na
biologię.

— Ale Samantha chodzi.

— Ufasz jej? Największej plotkarze w Roswell?

— Max i ty... To brzmi, aż zbyt pięknie.

— Posuwasz się za daleko. Evans jest zakazanym owocem,
nie do zdobycia.

— Nie ma rzeczy nie osiągalnych.

— Max nie jest rzeczą. Po za tym jest inny, jak ja bym
się miała zachowywać w jego towarzystwie?

— Podejrzewam, że to on byłby bardziej stremowany. On
nadal uchodzi za prawiczka, a ty... No cóż.

— Przestań przecież wiesz, że jeszcze nie...

— Ja wiem, ale gdy ktoś widzi zbyt szczęśliwego Kaly'a,
albo ciebie na korytarzu z Tristinem...Wtedy twoja popularność
dziewicy znacznie spada.
Dziewczyny stanęły przed tablicą ogłoszeń.

— O "Romeo i Julia". Kto tu się zapisał? Isabel... Nasza
princess się nie poddaje.

— Miss popularności. Chciałabym jej dopiec.

— No to masz okazję.

— Nie rozumiem.

— Wpisz się na tą listę i...

— Nie mam szans.

— Przeczytaj to uważnie. O rolach decydują inni
uczniowie.

— No właśnie, to Isabel jest popularna nie ja.

— Nie myślisz. Twój chłopak jest kapitanem drużyny
koszykarskiej. Masz głosy całej drużyny.

— Myślisz, że oni nie mają dziewczyn?

— Powtórzę, to jeszcze raz. Jesteś dziewczyną ka-pi-ta-
na drużyny koszykarskiej. Inni zrobią wszystko by go zadowolić,
a jak dobrze pójdzie to nawet ich dziewczyny będą na ciebie
głosować. Isabel nie ma szans.

— No nie wiem... Co ja mam powiedzieć
Kaly'owi? ?Kochanie każ wszystkim na mnie głosować??

— Wystarczy, że delikatnie mu napomkniesz jak bardzo ci
na tym zależy.- Liz nadal nie miała zdecydowanej miny-
Przypomnij sobie jak nasza princess omal nie rozdeptała Alexa i
nawet go nie przeprosiła.

— Dobra, masz długopis?

— Zuch dziewczynka.

— Parker wpisujesz się?- do rozmowy wtrącił się Tristin

— Tak, a czemu?

— Nie spodziewałem się tego po tobie.
Maria patrzyła na nich dość dziwnie.

— A ty De Luca co tu jeszcze robisz?

— A nie mówiłam, spójrz na jego oczy.- po tych słowach
się zmyła

— Chcesz być Julią?

— A co zagłosujesz na mnie?

— Może...- uśmiechnął się do niej

— A ty? Zapisujesz się?

— To nie dla mnie. Zobaczmy kogo będziesz miała za
partnera.

— Mówisz jakbym już wygrała.

— Mam uczynnych kolegów.

— Miło.

— Stevens... Nie, to zły kandydat dla ciebie.
Potrzebujemy kogoś kto się nie będzie angażował. Kogoś kto jest
nieśmiały. Szkoda, że tacy się nie wpisują.

— A dlaczego nie ma się angażować?

— Evans? Nie wierzę, nasz drogi prawiczek.- Tristin
zręcznie ominął pytanie Liz

— Nie mów tak o nim.

— Dobrze, on będzie idealnym partnerem. Chodź sztuka
wyjdzie strasznie sztucznie.
Liz rozejrzała się po korytarzu, naprzeciwko nich stał sam Max.
Patrzył się na nią cały czas, lecz teraz szybko odwrócił wzrok.

— Evans mówisz? Spróbujmy zakazanego owocu.- uśmiechnęła
się tajemniczo do Tristina

— Hej królciu ziemia do ciebie.- Max podniósł oczy

— Coś się stało?

— Nic.

— Wybacz jestem zamyślony.

— Ta ziemianka nie jest dla ciebie.

— Co? Nie rozumiem, przecież...

— Dobra pogadamy później, zmywam się, mam teraz test,
będę na obiedzie.
Michael wyszedł ze szkoły, Max podszedł do listy. Elizabeth
Parker, widniało bardzo wyraźnie, jakoś dziwnie przeszła mu
złość na siostrę o ten wpis.

Maria, Alex i Liz siedzą przy stoliku i jedzą coś co niektórzy
nazywają szkolnym jedzeniem.

— Co?- Alex omal nie zadławił się jedzeniem- Nie pasuje
mi to do ciebie.

— Dlaczego? W Harvardzie liczą się dodatkowe osiągnięcia.

— Po za tym " Romeo i Julia" jest bardzo seksowne.

— Maria czy ty myślisz tylko o jednym? My tu jemy.-
powiedział Alex

— Żebyś słyszał o pośladkach nowego nauczyciela...- Liz
dusiła się ze śmiechu

— Przy was można zwariować.

— Masz już film na piątek?- spytała Maria

— "Aniołki Charliego", wiem że jestem wspaniała, ale
możesz to powiedzieć.

— Jesteś wspaniała.

— Cześć wam.- powiedział dosiadający się do nich Kaly i
całując Liz w policzek

— Nie jesz z nimi?- spytała Maria wskazując na jego
drużynę

— Przecież nie muszę. Co u was?

— Nic nowego. – odpowiedziała Liz, Maria kopnęła ją w
kostkę- Słyszałeś może o tym przedstawieniu?

— Tak, nic specjalnego.

— Zapisałam się.

— Co?

— To się liczy w Harvardzie.

— Nie poddajesz się Liz. – dodał Alex

— To dla mnie bardzo ważne, tak bardzo chciałabym dostać
główną rolę.- spojrzała maślanymi oczami na Kaly'a

— I dostaniesz.- Maria i Liz wymieniły uśmiechy

Na tej samej przerwie, przy innym stoliku, z tą samą papką na
obiad.

— Zapisała cię?

— Tak.

— Nie rozmawiajcie tak jakby mnie tu nie było.- wtrąciła
Isabel

— Już wyobrażam sobie Maxa całującego się z jakąś
dziewczyną.

— Jesteś sadystą, nie znęcaj się nad nim.

— Ja jestem sadystą? Dziwię się, że jeszcze żyjesz, ja
na miejscu Maxa...

— Już mi nogi ze strachu latają.

— Przestańcie. I tak wygra Isabel, a rodzeństwo odpada.

— Są jeszcze inne role, po za tym masz duże szanse.-
Michael na słowa Isabel wybuchł głośnym śmiechem, Isabel po
chwili do niego dołączyła

— Widzę, że się zgraliście.

— To tylko głupie przedstawienie, wielkie mi halo.-
Isabel spojrzała groźnie na Michaela.- No co? Myślałem, że...

— To nie myśl.- zakończyła Isabel i poszła do swoich
koleżanek

Maria, Alex i Liz jak co wieczór siedzieli w "Affair".

— I jak tam nowe zajęcia?- spytała Liz Marię

— Ten nauczyciel jest bardziej wysportowany niż
myślałam, żebyście go widzieli kiedy robił rozgrzewkę.

— Ciebie chyba udało mu się rozgrzać?- spytał Alex

— I to jak.

— Maria już ci coś mówiłam o szacunku dla nauczycieli.

— Ależ ja mu mogę zrobić ołtarzyk w szafie.- dziewczyny
wybuchneły śmiechem

— Patrzcie kto przyszedł.- dziewczyny odwróciły się w
stronę drzwi, właśnie wchodziła drużyna koszykarska

— Cholera, wychodzimy.- powiedziała Liz

— Czemu, przecież...- Liz przerwała Alexowi

— Obecnie uczę się historii, a nie siedzę z wami w
klubie.

— Powiesz, że prędzej skończyłaś.

— Ja dopiero zaczęłam.

— Coś się wymyśli. pomyliłaś dni, albo co...

— Alex powiedz jej coś.- poprosiła Liz

— Dopiero przyszliśmy, Maria ma rację.

— Jesteście okrutni.

— Za późno.- Kaly podszedł do Liz

— Co ty tu robisz? Myślałem, że będziesz się uczyć.

— Przypomniałam sobie, że przełożyli sprawdzian, a Maria
mnie wyciągnęła tutaj, więc do ciebie nie zadzwoniłam.

— Odpowiedziałaś na prawie wszystkie pytania jakie
chciałem ci zadać.

— Prawie?

— Tak. Nie powiedziałaś czy za mną zatańczysz?

— Zgoda. – Liz i Kaly poszli na parkiet

— Kompletna olewka przyjaciół.- Maria pokręciła głową

***

Liz wychodziła z klasy, za nią szedł Tristin.

— Zaczekasz?- Liz się odwróciła

— Coś się stało?

— Masz wolny piątek?

— A czemu?

— Tak się pytam, bo moglibyśmy gdzieś wyjść.

— Moglibyśmy gdyby nie to, że jestem zajęta.

— Znowu Kaly?

— Nie tym razem przyjaciele, wypożyczyłam film i...

— To można przełożyć.

— Nie, po całym tygodniu trzeba wszczepić w siebie dawkę
dobrego humoru.

— Na przykład przy horrorze?

— Na przykład. Kto powiedział, że gdy ktoś z kogoś
wysysa krew to musi to oznaczać że jest wampirem, może być
również bezrobotnym sprzedawcą bananów, a gdy jakaś para się
obściskuje to może oznaczać również zawody sumo do 80 kg.
Wystarczy tylko do końca ściszyć telewizor.

— Dość oryginalne oglądanie telewizji.

— Własne dialogi są sto razy lepsze.

— Czyli nie mam szans?

— Przykro mi.

Maria i Liz zatrzymały się przed tablicą ogłoszeń.

— Nie mam szans, zapisało się tyle popularnych osób.

— Liz nie masz za grosz ducha walki.

— Mam, ale potrafię też ocenić moje szanse.

— No to tym razem źle je oceniłaś. A Evans znowu się na
ciebie gapi.

— Nieprawda.- Liz rozejrzała się w koło, Max wyglądał na
spłoszonego i dość szybko odwrócił wzrok

— Nie?

— Posłuchaj, chodzę z Kaly'em.

— Wiem.

— Przepraszam, zapomniałam z kim rozmawiam.

— Cześć.- dołączył do nich Alex

— Mam dla was złą wiadomość i prośbę.- zaczęła Maria

— Tak?

— Nie przyjdę w piątek.

— Maria " Aniołki Charliego"!

— Wiem, ale matka mnie wysyła za miasto.

— No trudno, będę trzema aniołkami na raz.- powiedziała
Liz- A co z tą prośbą?

— Weźcie wypożyczcie inny film...

— Marzenie.

— Liz mam dobrą wiadomość.- podszedł do nich Kaly

— Jaką?

— Piątek, o w pół do szóstej mamy mecz, zapomniałem cię
uprzedzić. Przyjdziesz?

— No... Zgoda.- Maria, aż podskoczyła z radości

— A tej co?

— Nie zwracaj na nią uwagi.

— To do piątku.

— Tak. – Kaly odszedł

— No to piątku za dwa tygodnie.- powiedział Alex i razem
z Marią poszedł na zajęcia

— A więc masz jednak wolny wieczór.- od tyłu zaszedł ją
Tristin

— Mam, ale...

— Teraz już nie ma "ale", powiedziałaś, że jakbyś miała
wolny wieczór, to byś się ze mną umówiła.

— Zgoda, ale najpóźniej jutro mam wiedzieć dokąd
pójdziemy.

— Czyli nici z niespodzianek?

— Tak.

Max i Isabel siedzieli przy jednym ze stolików, dosiadł się do
nich Michael.

— Cześć, jak tam wyścig szczurów?

— Jaki?

— Chodzi mi o te chore przedstawienie. Teraz Roswell
dzieli się na małe grupki tych co żyją przedstawieniem, tych co
nim nie żyją, tych co żyją kosmicznym festiwalem, tych co nim
nie żyją, tych co żyją obiema opcjami i tych...

— Przerwij, bo nie długo sam się pogubisz w tym
monologu.- przerwał mu Max

— Jak tam chcecie. Cholera, znowu zapomniałem tabasco.

— Masz moje.- Isabel podała mu prawie pustą buteleczkę

— Strasznie dużo mi tego zostawiłaś.

Liz stała w kolejce po scenariusz, zaraz za nią pojawił się Max.

— Też się zapisałeś?- Liz spróbowała go zagadać

— Właściwie to siostra mnie zapisała. Ciekawe jak długo
można za tym czekać?

— Może wystarczająco by poznać kogoś nowego.- Liz
uśmiechnęła się do Maxa i wlepiła oczy w podłogę.

Liz obsługiwała klientów.

— Pierścienie Saturna i trzy cole.

— Córeczko poczekaj.- zatrzymał ją ojciec

— Coś się stało?

— Czemu mi nie powiedziałaś, że zapisałaś się na
przedstawienie.

— Nie ma o czym rozmawiać, mogę się nie dostać.

— Maria powiedziała, że masz ogromne szanse.

— Maria jest moją przyjaciółką i mówienie takich rzeczy
należy do jej obowiązków.

— Mimo wszystko...

— Naprawdę nie ma o czym mówić.

— Powodzenia.

— Dzięki.

Liz dosiadła się do Kaly'a.

— Cześć.

— Cześć

— Twój ojciec nie będzie zły, że nie zajmujesz się
klientami?

— Zajmuję się, jednym.

— To brzmi zachęcająco.

— Co robisz w sobotę?

— Muszę pomóc ojcu w przeprowadzce.

— A myślałam, że może poszlibyśmy na tą imprezę.

— Liz wybacz, wynagrodzę ci to.

— Jasne.

Maria podeszła do Liz.

— Musimy porozmawiać.

— O czym?

— Nie tutaj, chodź na zaplecze.- Maria prawie siłą
zaciągnęła tam Liz

— Co się stało?

— Ty i Tristin powiedz, że to tylko zły sen.- Maria
wyciągnęła małą buteleczkę i zaczęła wdychać olejek cyprysowy

— Nie rozumiem o co ci chodzi.

— Nie? A kto się z nim umówił?

— Jesteśmy przyjaciółmi i...

— O nie, Tristin może mieć przyjaciół, ale nie
przyjaciółki. Liz, on chce czegoś więcej.

— Jak zwykle przesadzasz. Idź do domu, nalej sobie wody
do wanny i poleż przez pół godziny, następnie wyjdź na spacer i
wtedy przyjdź do mnie to pogadamy.

— Źle robisz. Stracisz dziewictwo. Kim ty jesteś i co
zrobiłaś z Liz?

— Maria idź do domu i przestań to wdychać, tylko siebie
trujesz.

Maria omal nie wybiegła z Crashdown, po drodze wpadła na Alexa.

— Hej, uważaj.

— Porozmawiaj z Liz, ona zwariowała.- po tych słowach
wyszła

— Czy dowiem się co tu się przed chwilą stało?- spytał
Alex Liz

— Maria jak zwykle przesadza. Umówiłam się w piątek z
Tristinem, a ona... Zresztą ją znasz.- spojrzała na Alexa

— Umówiłaś z tym Tristinem?

— Tak. Alex błagam tylko nie ty, nie zaczynaj!

Sen Isabel.
Stała w jakieś grocie, było strasznie ciemno i mokro. Otaczały
ją ściany z dziwnymi napisami, dotknęła jednej z nich, ściana
się osunęła. W środku siedziała mała dziewczynka i płakała.
Wiedziała kto to jest, to ona gdy była młodsza, gdy była tam.
Chodź sama nie za bardzo wiedziała gdzie jest "tam". Coś
szeptała, Isabel próbowała się do niej zbliżyć, lecz dziewczynkę
otaczała dziwna bariera. Na rękach młodszej Is była krew,
patrzyła na nie i płakała, z każdą łzą przybywało więcej krwi.
Podszedł do niej mężczyzna i położył swoją rękę na jej ramieniu,
dziewczynka podniosła oczy i zaczęła walić w niego pięściami.
Isabel się obudziła, nigdy nie miała tak wyraźnego snu, nigdy
nie widziała siebie, nie widziała też tamtego mężczyzny. Kim on
mógł być? Może kimś złym?


Wersja do druku