Alex Whitman

Tess

Wersja do druku

— Cześć Maria – przywitała przyjaciółkę Liz.

— Cześć Liz. Przebieraj się szybko. Przyjechali nowi turyści. Znowu będą gadać o kosmitach, jakby oni istnieli. – mówiąc to Maria mrugnęła porozumiewawczo do Liz. One wiedziały, że kosmici istnieją, a na dodatek chodziły z dwoma z nich.

— Już ci idę pomagać, poczekaj chwilkę – powiedziała ze śmiechem Liz.

Po chwili ubrana w służbowy strój pomagała Marii obsługiwać klientów. Liz trafiła na nawiedzonego turystę.

— Taaak, tak tu na pewno są kosmici, to się czuje – rzekł mężczyzna do siebie.

— Oto, co pan czuje. Kosmiczną parówkę, pierścienie Saturna, kosmiczna pieczeń i wenusjańska kawa.

Turysta patrzył się podejrzanie na Liz, która podeszła do kolejnego klienta. W tym samym czasie do kawiarni weszli: Max, Isabel, Michael i Tess. Byli jacyś przygaszeni.

— Co się dzieje? – spytała bez powitania Liz.

— Nie dobrze! Wyczuwamy zagrożenie. To są jakieś niewyraźne sygnały. Niepokoją nas. – odezwał się Max.

Liz i Marię przeszedł zimny dreszczyk. Przyszedł Alex.

— Co się dzieje? – spytał widząc ich niewyraźne miny.

— Max, Michael, Isabel i Tess wyczuwają niebezpieczeństwo. – wytłumaczyła mu Maria.

Turystów w kawiarni trochę ubyło i dziewczyny mogły swobodnie rozmawiać.

— FBI? – zapytał Alex.

— Nie wiemy. Dlatego idziemy do komory inkubacyjnej. – rzekła Tess.

— Idziemy z wami – powiedziała Maria.

— Nie! Tym razem nie. – zabronił im Michael.

— O nie. Jesteśmy zespołem. Wszyscy lub nikt. Nie zostawicie nas w tyle – bronił swoich i dziewczyn racji Alex.

— Dobra, ale uważamy jak tylko się da. Spotykamy się o wpół do ósmej przed "kosmodromem".

Czwórka obcych wyszła z kawiarni, nie widząc, że są obserwowani.

XXX

— Tak to oni. Czworo nastolatków, plus troje "normalnych" – powiedział tajemniczy obserwator do telefonu.

— Wiesz, co masz zrobić? – zapytał głos po drugiej stronie.

— Tak! Zlikwidować, bez świadków. Ludzi też?

— Tak, bez wyjątku. Bez odbioru. – głos po drugiej stronie rozłączył się.

XXX

Cała siódemka wchodziła na górę do ukrytej jaskini, gdzie znajdowały się komory inkubacyjne. Pierwszy szedł Max, później Isabel, Tess, Michael, Alex, Maria i Liz. Idąc Liz usłyszała za sobą kroki. Odwróciła się. Nie było nikogo. Zmarszczyła czoło. Była pewna, że coś słyszała. Przez ten czas reszta oddaliła się spory kawałek. Chciała ich zawołać, żeby zaczekali, gdy jakaś wielka dłoń zakryła jej usta. Poczuła, że przystawia jej nóż do gardła.

Tymczasem Maria nie widząc, że nie ma Liz, mówiła:

— Wiesz Liz, dawno nie byłam w komorze inkubacyjnej.

— Liz? – Maria odwróciła się i krzyknęła.

Cała grupa zatrzymała się. Wszyscy widzieli, jak jakiś obcy mężczyzna przystawia Liz nóż do gardła.

— Pokażcie mi gdzie to jest! – krzyknął w ich stronę.

— Co? – zapytał Max

— "Granilith"

— Jeszcze jeden – szepnął Michael.

— Tak, to kolejny "Skin" – powiedziała Isabel

— Tess! Uratuj ją – poprosił Max swoją "narzeczoną"*.

Michaelowi zaczęły się świecić dłonie.

— Chłopcze nie radzę ci tego robić. Ona zginie.

Liz poznała, że ten mężczyzna co ją trzymał, był tym nawiedzonym turystą. Dziewczyna patrzyła na przyjaciół. Nie mogła nic zrobić. Zwróciła uwagę na Tess. Czwarta obca stała z zamkniętymi oczami.

— Liz, uciekaj! Szybko! – powiedział facet i odciągnął noż.

Niewiele się namyślając Liz zerwała się do biegu. Tymczasem mężczyzna wbił sobie nóż w serce. Cała grupa stała oniemiała.

— To ja zrobiłam – przerwała milczenie Tess.

— Ale jak? – spytała Maria

— Weszłam w jego ciało. Potrafię to.

Ciało "Skina" zamieniło się w pył.

— Dzięki, Tess – podziękował jej. – Dzięki, że uratowałaś życie Liz.

— Nie ma zaco – wymusiła uśmiech Tess.

— To wracamy do domu – powiedział Michael

— Ja idę do komory. Muszę w spokoju zregenerować siły – oznajmiła Tess.

Reszta grupy wróciła się do domu. Tess weszła do jaskini. Czekał tam na nią duch Naseda.

— Czemu jej nie zabiłaś?

— Bo Max by tego nie przeżył. A jeśli on by nie przeżył, wtedy ja bym umarła z nim. Kocham go, ale on kocha Liz. Nie chciałam jej zabić... Cudzymi rękami. Kiedyś zrobię to własnymi – Mówiąc to Tess uśmiechnęła się.

KONIEC

* – odcinek "Destiny"

Wersja do druku