Joli

Świat Liz (1)

Wersja do druku Następna część

" Nazywam się Liz Parker i ... no właśnie i. Musze to w końcu napisać- i mam moc. O Boże jakie to trudne. Do tej pory byłam normalna nastolatką, mieszkająca w Nowym Yorku. I jeszcze ta przeprowadzka. Ale zacznę od początku. Trzy miesiące temu mój przybrany ojciec stracił pracę. Po długich poszukiwaniach znalazł ją w Roswell w stanie Nowy Meksyk. Jak odlegle to brzmi. No i od tej pory zaczęło coś się ze mną dziać. Jakby ta przeprowadzka coś we mnie uruchomiła. Cała moja istota rwie się tam. Chce już wyruszyć. Dlaczego? No i wtedy tez zaczęły dziać się te dziwne rzeczy ze mną. Na początku nie zauważalne od razu. Wcześniej słabo się uczyłam, bo wolałam przyjęcia i zabawy niż siedzieć i wkuwać. A teraz po usłyszeniu jakieś wiadomości od razu ją zapamiętuje i bez problemu kojarzę fakty. Potem nagle mój organizm osłabł. Parę dni leżałam w łóżku co opóźniło przeprowadzkę. Kiedy zaczęłam nabierać sił po "chorobie" odkryłam dziwne umiejętności w sobie: po dotknięciu jakiejś rzeczy potrafię zobaczyć przyszłość, no i jeszcze potrafię przenosić siłą woli rzeczy z miejsca na miejsce. I jestem w tym coraz lepsza i silniejsza. Nie wiem co to sprawiło, ale wiem ze to cos czeka na mnie w Roswell. A więc wyruszam na poszukiwanie prawdy. A ty mój pamiętniku ze mną".
Liz zamknęła pamiętnik i zamyśliła się. Ile zawdzięcza Samowi. Przed laty, kiedy była małym dzieckiem, Sam i jego żona zabrali ja z sierocińca, do którego trafiła w niejasny sposób. Al. Wkrótce żona Sama zmarła a on został sam z małym dzieckiem. Nie poddał się jednak i zajął się nią najlepiej jak umiał. Jak ona go za to kocha.

—Liz, zejdź na dół. Pomóż mi z tym pakowaniem- z dołu dobiegł ja glos opiekuna.

—Już idę. Nie drzyj się tak- mimo tego burknięcia, wiedziała że sam nie poczuł się urażony.
Schodziła wolno na dół, a przy schodach stał Sam. Wyciągną ramiona do niej. Wiedział że tego potrzebuje.

— Chodź dziecinko pożegnamy się z tym miejscem. Czas zacząć nowe życie. Lepsze życie.
Obeszli tak przytuleni cały dom.

— Kończymy pakowanie, potem idziemy spać, a jutro w drogę. Dobrze Liz? Czy mimo wszystko chcesz tego?

— Tak. Wiem ze to dla nas najlepsze. Choć.
Następnego dnia zamykając za sobą drzwi Liz poczuła żal w sercu. Ale idzie nowe... może lepsze. Liz wsiadła do samochodu i oboje wyruszyli do Roswell


Wersja do druku Następna część