Nieznajomy

Sen Nocy Letniej

Wersja do druku

Spokojna, głęboka noc. Cisza. Max leży w swoim łóżku, częściowo tylko przykryty jasną, jedwabną pościelą. Wpadające przez okno blade światło księżyca dyskretnie muska jego piękny, nagi tors. Jego ciemne, błyszczące oczy wydają się być zapatrzone w nieskończoną otchłań jego własnych myśli. Drzwi do jego pokoju powoli uchylają się. W drzwiach staje Liz, otoczona jasną poświatą, niczym anielską aurą. Zaczyna rozpinać płaszcz, którym była okryta. Zrzuca go, ukazując cudowne, niczym już nie zasłonięte, idealnie kształtne ciało. Odgarnia swoje długie, pachnące świeżością włosy, które lekko opadają na ramiona i plecy niczym rajski wodospad, odsłaniając jej twarz pełną dobra i miłości. Jej często zapłakane oczy dzisiaj wydają się pałać bezgranicznym szczęściem. Jej kształtne i jędrne piersi, tak jak i całe ciało wydają się domagać delikatnej pieszczoty. Max podnosi się lekko, napinając cudownie mięśnie, jak lampart gotowy do skoku. Liz podchodzi w kierunku Maxa, powoli i bezgłośnie. Delikatnie jak poranna mgła, siada na nim. Patrzą sobie w oczy. Max zdecydowanym ruchem odgarnia jej włosy, jakby chcąc dokładnie widzieć wyraz jej twarzy. Liz nachyla się nad nim. Całuje go namiętnie w usta, szyję. Dłońmi gładzi całe jego ciało, pieszcząc mięśnie twarde niczym stal. Czule muska jego silne, męskie ręce, w uścisku których czuje się bezpiecznie jak nigdy dotąd. Liz zaczyna powoli poruszać biodrami. Tętno zaczyna przyspieszać. Miłość jest jak nadchodzący sztorm. Najpierw pojawiają się niewielkie fale głaszczące spokojny bezkres oceanu. Później stają się szybsze i dynamiczniejsze. W końcu zatracają się w opętańczym i niepowstrzymanym chaosie doznań. Max zamyka oczy, zaciska zęby. Liz zagryza usta, odchyla lekko głowę. Jest gorąco. Słychać ciężkie oddechy. Gorące ciała stopione w jedność, perfekcyjnie zgrane w miłosnej pieszczocie. W umyśle Liz pojawiają się obrazy gwiezdnego lotu, który staje się coraz szybszy. To jest ten moment, ta chwila kosmicznego uniesienia. Doznanie tak potężne i niesamowite, niczym eksplodująca supernova. Ich cudownie zmęczone, drżące ciała nieruchomieją, jakby błagając, by ta chwila trwała wiecznie...

Wersja do druku